Tenis nadwiślański: Nie absurd, nie cud, ale Grupa Światowa

Szef wyszkolenia w Polskim Związku Tenisowym jeszcze na półtora miesiąca przed inauguracyjnym w tym roku meczem z Finlandią mówił o pojawiającej się przed biało-czerwonymi szansie jako o absurdzie.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

Po trzech latach do reprezentacji wraca będący w życiowej formie Łukasz Kubot. Z nim pojawia się realna perspektywa gry o awans do elity Pucharu Davisa. - Układ drabinki spowodował, że możemy walczyć o coś na wyrost - mówił Wojciech Andrzejewski o meczach z Finami, a potem reprezentantami RPA na drodze do barażu o Grupę Światową.

Gdy świeże są jeszcze wspomnienia o tym, że osiem lat temu grało się w czwartej lidze, a przez niemal ćwierć wieku żaden singlista nie mógł przebić się do czołowej setki rankingu, trudno przychodzi myśleć o szansie na dostanie się do elity najważniejszych corocznych międzypaństwowych rozgrywek w zawodowym sporcie.

- Nie mamy takiej siły. Mamy jednego zawodnika, który dopiero wszedł do setki i drugiego sto miejsc niżej - mówił Andrzejewski o Kubocie (ATP 48) i Michale Przysiężnym (ATP 138). - To drużyna, jaka mogłaby grać nie o baraż o Grupę Światową, ale na pograniczu pierwszej i drugiej grupy - tłumaczył. Panie trenerze, może się pan sam bardzo szybko zaskoczyć!

Czy absurdem jest to, że znajdziemy się wśród szesnastu najlepszych ekip świata, mając zawodnika potrafiącego dojść do finału turnieju ATP World Tour i drugiego, który w ekspresowym tempie zbliża się do Top 100? Mamy trzech zawodników w czołowej dwudziestce rankingu deblowego, a w odwodzie ambitnego dwumetrowego nastolatka.

W Grupie Światowej grają w tym sezonie Indie - bez żadnego singlisty w Top 100, oraz Ekwador i Chile (bez skłóconego z federacją Gonzáleza) - mające po jednym tenisiście na pograniczu tej bariery. Ale przecież, można powiedzieć, pozaeuropejskie ekipy mają może łatwiej dostać się do elity. Proszę bardzo: Belgia i Izrael prezentują się z czołowymi zawodnikami na podobnym poziomie rankingowym co biało-czerwoni.

Jeśli uda nam się wygrać z Finami, a w maju z RPA (też w kraju), to nie będzie to absurd, nie będzie to cud. Zagramy - może z Hindusami, może z Izraelczykami - o tenisową elitę, o jakiej pomarzyć mógł nawet Wojciech Fibak. Mamy najsilniejszy zespół w historii. Boom rozbłysnął już w siatkówce, także w piłce ręcznej. Tenisa reklamować na świecie nie trzeba, bo zawsze zostanie doceniony. Oby nasi zawodnicy mogli o tym powiedzieć za niedługo także w kraju.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×