Polki w barażu o pozostanie w Grupie Światowej II kobiecych rozgrywek międzypaństwowych uległy 1-4 Hiszpankom, a jedyny punkt dla gospodyń zdobyła na otwarcie Agnieszka Radwańska. Na niej miała ciążyć największa presja. - Choć nie widać po niej emocji - mówi Wiktorowski. - Zachowuje kamienną twarz, jej emocje do nas nie docierają. Ale tak samo wszystko przeżywa, czuje ciśnienie. Ona też gra u siebie.
Kapitan Polek po pięciu kolejnych zwycięstwach od debiutu w 2009 roku przegrał oba domowe spotkania w tym sezonie. Zawód największy, czyli niedzielną porażkę Radwańskiej z Maríą José Martínez tłumaczył niewygodnym stylem gry leworęcznej Hiszpanki. - Agnieszka zagrała też dość pasywnie - dodał.
Czego zabrakło Polkom?. - Formy - tłumaczył Wiktorowski. - Agnieszka miała w Sopocie de facto pierwszy trening po powrocie do Polski. Marta nie notowała ostatnio dobrych wyników. A terminu Fed Cup przestawić się nie da, nie możemy poprosić o dziką kartę na inny weekend - mówił. Braku szczęścia opiekun Polek nie dostrzega: - Można o tym mówić, gdy się przegrywa 6:7, 6:7, a nie 3:6, 2:6.
Dla Samarancha
- Wynik jest lepszy niż się spodziewaliśmy - przyznał Miguel Margets, kapitan triumfujących Hiszpanek. Rywale dedykują zwycięstwo zmarłemu w tym tygodniu byłemu prezydentowi MKOl, José Antonio Samaranchowi, który przyczynił się do zapewnienia Barcelonie prawa goszczenia igrzysk olimpijskich w 1992 roku. Rok potem Margets objął kadrę Hiszpanii. - Uczynił wiele dobrego nie tylko dla sportu, ale dla całej Barcelony - powiedział kataloński trener.
- Pracowaliśmy ciężko na ten wynik - twierdzi Margets. - Było trudniej niż to mogło wyglądać. Dziewczyny wykonały świetną robotę. Zadziałał duch zespołu, bo mieliśmy wiele problemów już z samym przybyciem tutaj. Byliśmy jednak razem: to nam wiele dało - mówił w Sopocie na zakończenie meczu.