Nagrodą dla zwycięzców, Magdaleny Wojdyło i Tomasza Branieckiego jest wyjazd do Australii i możliwość reprezentowania Polski w światowym finale Amatuer Australian Open 2011. Kibice przeczuwali, że mogą być świadkami tenisa na wysokim poziomie i pomimo kiepskiej aury pogodowej stawili się na kortach przy ulicy Koncertowej dosyć licznie.
Przed turniejem do grona faworytów zaliczane były pary Ewelina Skaza / Łukasz Cyrański, Aleksandra Kujawska / Michał Podleśny, Jakub Ulczyński / Katarzyna Pągowska, Aleksandra Muczke / Krzysztof Pitura oraz Wojdyło / Braniecki.
Te duety wygrywały swoje mecze na ogół pewnie, bez większych problemów. Los sprawił, że już w II rundzie musiały zmierzyć się ze sobą pary Skaza / Cyrański i Pągowska / Ulczyński. Był to rewanż za finał turnieju eliminacyjnego w Poznaniu. Tam lepsi okazali się ci pierwsi.
Najpierw na kort wyszli panowie. Oczekiwania kibiców co do tego pojedynku były duże i trzeba powiedzieć, że zawodnicy nie zawiedli. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie: oglądający po kilku wymianach przecierali oczy ze zdumienia i zadawali sobie pytanie czy to na pewno turniej amatorów. Łukasz miał kilka niesamowitych akcji w obronie i przy siatce, Kuba imponował siłą i precyzją uderzeń z głębi kortu. W końcówce trochę solidniejszy okazał się Ulczyński i dzięki temu zwyciężył 6:3.
Emocje nie zdążyły jeszcze opaść, a na korcie pojawiły się już dziewczyny. Przed meczem bardziej zdenerwowana wydawała się Ewelina, którą partner postawił "pod ścianą". Tą nerwowość było potem widać na korcie. "Skazunia" opanowała jednak stres i zwyciężyła dosyć pewnie 6:3.
O awansie do następnej rundy miała zadecydować gra mieszana. Kuba nie ukrywał, że miał nadzieję, że do tego nie dojdzie. Gry podwójne nigdy nie należały do jego specjalności. Patrząc na jego grę można było uznać jego wypowiedź za zwykła kokieterię, bo był zdecydowanie najlepszy z całej czwórki. Dzięki niemu para z Łodzi pokonała parę z Warszawy 6:3. Ulczyński sam był zaskoczony swoją postawą i stwierdził, że nie pamięta kiedy ostatnio tak dobrze zagrał "na siatce".
Nie ma czasu na imprezę
Tego dnia drugiego tak emocjonującego pojedynku już nie było. Wieczorem odbyło się player's party. Niestety, większość zawodników była albo zmęczona po długim dniu na kortach, albo chciała odpocząć przed decydującymi pojedynkami i na imprezę wpadli na chwilę albo w ogóle. Ci, którzy zdecydowali się jednak przyjść bawili się wyśmienicie. Odbyło się losowanie nagród dla wszystkich uczestników i wręczenie nagrody dla najbardziej eleganckiej pary turnieju. W tej konkurencji zwyciężyli Paulina Prażmowska i Łukasz Kubik.
W niedzielę do rozegrania zostały półfinały oraz mały i wielki finał. W pierwszym półfinale zmierzyły się pary Wojdyło / Braniecki oraz Muczke / Pitura. W męskim singlu emocji nie było: "Branek" stracił tylko jednego gema. Tomek od początku spisywał się w turnieju bardzo dobrze i pewnie pokonywał wszystkich rywali. Jego partnerka miała więcej problemów w swoich pojedynkach: przegrała w pierwszym meczu z Moniką Biernat. Z Olą Muczke również sobie nie poradziła.
O awansie do finału zadecydował mikst, w którym lepsi okazali się Magda i Tomek. W tym samym czasie na korcie centralnym rozgrywany był drugi półfinał. Tam też konieczna była gra mieszana. Ulczyński bardzo szybko pozbawił nadziei na wygranie singla Michała Podleśnego i wygrał 6:1. Mecz kobiet był dużo bardziej zacięty. Był jednym z najlepszych w turnieju w wykonaniu dziewczyn. Kasia Pągowska miała piłkę meczową przy stanie 6:5, nie zdołała jej jednak wykorzystać i uległa Oli Kujawskiej 6:7. W mikście 6:4 lepsza okazała się para Pągowska / Ulczyński.
Nagrodą wielki bilet
Licznie zgromadzeni kibice oczekiwali od finału nie tylko wysokiego poziomu sportowego, ale również sporych emocji. Męski singiel dostarczył zarówno jednego i drugiego. Początek należał do Kuby, który szybko objął prowadzenie 3:1. "Branek" w tym fragmencie spotkania wyróżniał się głównie barwnymi komentarzami. W końcu nie wytrzymał i swoją złość wyładował na rakiecie, której główka wygięła się pod dziwnym kątem i już raczej nie nadawała się do gry w tenisa. To był chyba przełomowy moment: Tomek podniósł poziom swojej gry, odrobił przełamanie i wyrównał. Od tego momentu już żaden z zawodników nie zdobył przewagi i o zwycięstwie zadecydował tie break. W "dodatkowym gemie" zdecydowanie lepszy okazał się Kuba, który spokojnie wypunktował Tomka, a na sam koniec popisał się skrótem nie do odbioru.
W przerwie pomiędzy finałowymi singlami okazało się, że nie odbędzie się mecz o trzecie miejsce. Kontuzji w półfinale nabawił się Podleśny i nie był w stanie wyjść już potem na kort. Mecz pomiędzy paniami był przeciwieństwem pojedynku panów. Wojdyło zaprezentowała swój najlepszy tenis i nie dała żadnych szans Pągowskiej, zwyciężając 6:0. Przebieg meczu zaskoczył wszystkich, większość przewidywała zwycięstwo Kasi, która do finału prezentowała się na korcie lepiej niż Magda. Decydujący mikst zapowiadał się ekscytująco. Obie pary wyszły mocno stremowane. Nic dziwnego: nagroda główna bardzo działała na wyobraźnię. Pierwsi opanowali się Kuba z Kasią, którzy objęli prowadzenie 4:1. Tomek z Magdą nie chcieli się jednak poddawać i nie mając nic do stracenia rzucili się do odrabiania strat. Gra stała się wyrównana do stanu 5:5. Okazję do wykazania miały dziewczyny, bo to one serwowały w decydujących momentach. Lepiej poradziła sobie Madzia, która to co miała najlepsze w swojej grze zostawiła na sam finał. Dwa ostatnie gemy padły łupem pary z Krakowa i to oni zostali zwycięzcami turnieju KIA Soul Open.
Po zakończeniu meczu odbyło się uroczyste wręczenie nagród dla czterech najlepszych par turnieju. W tym tej najważniejszej w postaci dużego "biletu" do Australii, z którym bardzo chętnie fotoreporterom pozowała para zwycięzców. Tak zakończyła się tegoroczna edycja tej bardzo sympatycznej imprezy. Organizatorzy dbali o to, żeby uczestnikom oraz ich osobom towarzyszącym, również dzieciom, nie nudziło się nawet przez moment. Jedyne czego troszkę zabrakło, to dobrej pogody. Na to nikt nie miał jednak wpływu, można by się jedynie zastanowić nad wcześniejszym terminem rozegrania turnieju.
A tymczasem nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za Magdę Wojdyło i Tomka Branieckiego, żeby godnie reprezentowali Polskę w Australii.