Znów wierzę, bo jestem zdrowa - rozmowa z Barbarą Sobaszkiewicz, tenisistką AZS-u Poznań

Miała niespełna 16 lat, kiedy z powodu przewlekłej kontuzji kolana musiała przerwać tenisową karierę. Barbara Sobaszkiewicz była jedną z lepiej zapowiadających się kadetek w Polsce. W zeszłym roku podjęła decyzje o powrocie na kort: najpierw dla zabawy. W tym roku wygrała dwa zawodowe turnieje w deblu i jeden w singlu.

W tym artykule dowiesz się o:

Na początku roku nie było jej liście WTA, a dzięki sukcesom i innym dobrym wynikom jest już 519. w grze pojedynczej i 322. w grze podwójnej.

Anna Niemiec: Cztery lata temu przerwałaś karierę z powodu kontuzji kolana. Przeszłaś operację? Nie widziałaś szans na poprawę i kontynuowanie gry?

Barbara Sobaszkiewicz: - Operacja była ostatecznością. Zanim się na nią zdecydowałam, przez pół roku chodziłam po lekarzach. Już wtedy prawie w ogóle nie grałam. Miałam tego dosyć. Wtedy postanowiłam odpuścić, to wyszło samo z siebie.

W zeszłym roku postanowiłaś znowu zacząć grać? Co Cię do tego skłoniło?

- Na początku nie chciałam wracać do wyczynowego tenisa. Po maturze zaczęłam dla rozrywki i zabawy grać w klubie. Na początku były treningi w grupach, potem już indywidualnie z panią Ulą Dotą, trenerką, z którą grałam przed kontuzją. Pojechałam na mistrzostwa Polski do Gliwic, żeby spotkać się z dawno niewidzianymi znajomymi. Z czasem tenis zaczął mnie znowu bardzo wciągać i zanim się obejrzałam znów stał się wyczynem.

Co robiłaś kiedy nie mogłaś grać w tenisa? Odeszły treningi i wyjazdy, nagle okazało się, że masz sporo wolnego czasu.

- Na początku sporo czasu poświęcałam na rehabilitację, która nie do końca szła tak jakbym tego chciała. Po wyleczeniu kolana na pół roku wyjechałam do Anglii do szkoły językowej. Po powrocie do Polski zmieniłam szkołę na anglojęzyczną. Do matury musiałam nadrobić sporo naukowych zaległości, które powstały przez wyjazdy tenisowe oraz pobyt w Anglii. Czas leciał dosyć szybko, ale życie bez tenisa było nudniejsze i dużo bardziej monotonne.

Czego najbardziej brakowało Ci z życia tenisistki?

- Ludzi, rywalizacji, adrenaliny, wyjazdów... Chyba wszystkiego po trochu.

Jak wyglądały początki Twojego powrotu na korty? Co było najcięższe?

- Najgorzej było z kondycją. Organizm odzwyczaił się od wysiłku, wszystko mnie bolało. Kiedy zaczęłam grać na poważnie, największym problemem była wytrzymałość. Cały czas mam z tym spore problemy. Ciężko jest równo na tym samym wysokim poziomie po takiej przerwie.

Na początku tenis miał być tylko zabawą. Później pojawił się pomysł, żeby skupić się głównie na grze podwójnej, a singla grać "przy okazji".

- To prawda. Po pierwsze nie chciałam, bałam się za bardzo obciążać nogę. Po drugie chyba nie do końca wierzyłam, że mogę osiągnąć coś jeszcze w grze pojedynczej.

Czemu zrezygnowałaś z tego pomysłu?

- Jakoś tak to wszystko się potoczyło. Damski debel to nie jest jednak prosta sprawa, wiele czynników się na to składa. Zresztą to jednak nie to samo co singiel: jak dla mnie jest tu dużo mniej emocji. Może dlatego, że nie wszystko zależy tylko ode mnie. Poza tym w singlu zaczęło mi iść dużo lepiej niż się tego spodziewałam.

Singiel "przy okazji" faktycznie całkiem nieźle Ci wychodzi. Ten rok należy chyba uznać za udany?

- Faktycznie nie było źle. Na początku roku nie myślałam, że uda mi się wejść do sześćsetki WTA. Byłam przekonana, że to mało realne, żeby znaleźć się tam do końca tego roku. Teraz niewiele brakuje mi, żeby być w pięćsetce.

Czyli generalnie sukces?

- Nie było źle, ale super też nie. Nie byłam dobrze przygotowana do sezonu. Często brakowało mi sił, co dawało mi się we znaki parokrotnie w ważnych momentach. Myślę, że gdyby udało mi się przygotować na sto procent, ten rok byłby jeszcze lepszy.

Jakie masz plany do końca tego roku?

- Zagram jeszcze turnieje w Opolu i Czechach, a potem czeka mnie niestety operacja, więc zrobię sobie sporą przerwę.

Operacja? Mam nadzieję, że nie odnawia Ci się kontuzja kolana?

- Nie, nie. Na szczęście nie, odpukać. Mam krzywą przegrodę w nosie, nie mogę swobodnie oddychać. Ogranicza mnie to trochę na korcie, więc operacja jest nieunikniona.

To pokrzyżuje chyba Twoje plany jeśli chodzi o przygotowanie do następnego sezonu?

Myślę, że dam radę się przygotować tak jakbym chciała. Operacja ograniczy mnie na jakieś dwa, góra trzy tygodnie. Potem będę mieć jeszcze prawie dwa miesiące na ostre trenowanie. Z pewnością przygotuje się dużo lepiej niż w tym roku.

Co będzie Twoim najprzyjemniejszym wspomnieniem z tego roku?

- Myślę, że turniej wygrany w Niemczech. Ale również debel z Kasią Piter w Toruniu i Katowicach: zagrałyśmy kilka super meczów. Doszłyśmy do finału w dwóch turniejów z pulą 25 tys. dol. To na pewno sukces, no i dobra zabawa na korcie.

Kontuzja kolana jak na razie nie daje o sobie znać, ale na przyszły sezon i nie tylko w pierwszej kolejności trzeba życzyć Ci zdrowia?

- Na razie wszystko jest w porządku i mam nadzieje, że tak zostanie. Ale dziękuje.

Domyślam się, że nie żałujesz tego, że wróciłaś na korty. Jest może coś z czego cieszysz się najbardziej? Czy granie teraz różni się jakoś od tego z przed przerwy?

- Myślę, że jestem teraz dojrzalszą zawodniczką na korcie. Z jedne strony gra mi się łatwiej, bo wiem, że jest jakaś alternatywa dla tenisa. Z drugiej ciężej, bo jestem starsza i sama stawiam sobie cele, czasem chyba trochę zbyt wygórowane. Poza tym, że odzyskałam wszystko to czego brakowało mi kiedy nie grałam. Zaczęłam spotykać się z Andrzejem [Kapasiem, notowany w rankingu ATP]. To wszystko sprawia, że jestem bardzo szczęśliwa.

Źródło artykułu: