Kim Clijsters, 27 lat, mistrzyni Masters z lat 2002-3 i 2010 (foto PAP/EPA)
To trzeci triumf w Masters Belgijki, która w latach 2002-3 była najlepsza w Los Angeles: - Oba te miejsca są szczególne. Zawsze lubiłam grać w Mistrzostwach - powiedziała w stolicy Kataru. Porównała finały z 2002 (z Sereną Williams) i 2010 roku: - Myślę, że natężęnie gry było o wiele większe i było o wiele ciężej teraz niż w tamtym spotkaniu z Sereną. To dlatego tak mi dzisiaj [w niedzielę] ulżyło.
Czy to doświadczenie przesądziło o zwycięstwie w finale? - Nie wiem, trudno powiedzieć - odpowiada. - Było blisko. Ona grała mając dużo pewności siebie. Zdobyła tak wiele tytułów w tym roku. Myślę, że jest na takim etapie, że wie jak to jest wygrywać wielkie mecze. Mogło potoczyć się inaczej, w drugą stronę. Czułam, że zagrałam nieco bardziej agresywnie w końcówce. Myślę, że to wtedy zrobiłam tę małą różnicę.
Clijsters zdobyła dwa ostatnie z pięciu najważniejszych tytułów w sezonie tenisowym: US Open i Masters. - Nie mam sekretu na sukces - przyznała. - Po prostu próbuję grać najlepiej jak umiem za każdym razem gdy wychodzę na kort, czy to w I rundzie, czy w finale. Próbuję być lepszą zawodniczką na koniec meczu. Dzisiaj powiedziałam sobie przed trzecią partią: "Ok, to będzie ostatni set w tym roku. Daj z siebie 200% i zobaczymy co z tego wyjdzie".
CZYTAJ: Woźniacka dumna z sezonu
To, że nie startowała od US Open nie mogło być handicapem dla rywalek, bo Clijsters nie pierwszy raz wygrała turniej po dłuższej przerwie: - Przez tyle lat kariery wiem jak radzić sobie w podobnych sytuacjach - przyznała. - Na przykład w Cincinnati [15 sierpnia] triumfowałam mimo, że nie wystepowałam od Wimbledonu [29 czerwca]. Myślę, że kilka lat temu, podczas mojej pierwszej kariery, nie byłabym w stanie tego zrobić. Czuję, że teraz lepiej się poznałam. Poza tym, zagrałam mnóstwo treningowych setów i spotkań z Wimem, Belgiem, by utrzymać rytm meczowy w domu.
Woźniacką pokonała także przed rokiem w finale US Open: - Dawno temu. Teraz była bardzo wymagająca. To był mecz ciężki pod względem fizycznym. Biorąc pod uwagę warunki, myślę, że zrobił się z tego więcej niż mecz tenisowy. Chcesz mieć więcej sił, próbujesz odpocząć między punktami, a to wszystko po co, by potem zużyć całą energię na korcie. Karolina pokazała kawałek naprawdę dobrego tenisa. Zdecydowanie się bardzo poprawiła, mówię także o serwisie. Gdy mierzyłam się z nią poprzednio, czułam, że porusza się tak samo dobrze jak teraz, ale może nie była aż tak agresywna w wymianach z linii końcowej.
Karolina wygra Wielki Szlem
- Ma przed sobą wielką przyszłość - przepowiada Clijsters los Dunki. - Świetnie widzieć dziewczynę, która jest tak młoda i już próbuję poprawić swoje niedostatki i poprawia je. Uważam, że będzie w czołówce przez wiele, wiele lat. Z trudniej strony jednak jej tenis jest bardzo wymagający fizycznie. Trzeba ciężko pracować nad kondycją. Teraz gra w wielu turniejach, ale w przyszłości myślę, że ograniczy ich liczbę i skupi się tylko na tych najważniejszych.
W opinii Clijsters Woźniacka jest liderką rankingu, bo była najbardziej regularną zawodniczką w tym roku. To jej siła, ponieważ była w stanie to osiągnąć. Także jej tenis jest bardzo konsekwentny. Zasługuje na to, by być na czele rankingu. Czy ta pozycja wywiera na nią większą presję? - Dotarła do finału, zagrała dobry mecz. Nie przegrała 1:6, 1:6. To był mecz wyrównany. Mam nadzieję, że nie czuję, że musi komuś jeszcze udowodnić, że należy jej się pierwsze miejsce. Skupić się musi na sobie a nie na tym co się mówi lub pisze.
To jedyna rada od Clijsters, która mówi o Karolinie jasno: - Ona wygra turniej Wielkiego Szlema. Jest zbyt dobrą zawodniczką, by tego nie dokonać. Naprawdę wierzę, że się tym wszystkim nie przejmuje. Ma dobrych rodziców, którzy mają głowy na karku. Musi po prostu wciąż pracować, tak jak dotąd.
Rada jest cenna, bo Belgijka także została liderką rankingu nie mając na koncie wielkoszlemowego tytułu: - Zdobycie pierwszego miejsca już samo w sobie jest wielkim osiągnięciem, bez łączenia tego z Wielkim Szlemem. Oczywiście, ja byłam bardzo podekscytowana gdy pokonałam Davenport w Los Angeles i po raz pierwszy zostałam liderką. To niesamowite uczucie. Pod koniec dnia jest święto na korcie, są kwiaty i ciasto, ale godzinę potem powrót do turnieju i kolejny start. Nie myśli się o tym, przynajmniej ja nie myślałam. Próbujesz wygrać każdy mecz, ale rywalki są trudniejsze, bo każda chce pokonać nr 1. W takim sensie bycie liderką rankingu jest nieco trudniejsze.
Zna lepiej samą siebie
Clijsters nigdy wcześniej nie była na Bliskim Wschodzie: - To było pouczające doświadczenie - mówi. - Mogłam poznać lepiej kulturę. Gdy jestem nieco starsza, doceniam także to. Kiedyś podróżowałam po różnych krajach, w których byłam po raz pierwszy i zawsze skupiałam się tylko na tenisie albo na hotelu - tłumaczy. W 2006 roku wygrała J&S Cup w Warszawie. Rok potem w stolicy ogłosiła zakończenie kariery.
W listopadzie Clijsters szybko nie weźmie rakiety do ręki: - Może 20 lub coś koło tego - przyznała. - W ogóle nie będę wiele robiła przez najbliższe dziesięć dni. Ale nie czuję się zbyt komfortowo gdy nie robię nic w ciągu dnia. Nawet jeśli chodzi tylko o bieganie: razem z Brianem [mąż] bierzemy psy i idziemy biegać. Takie małe rzeczy, które pozwalają zachować formę. Zawsze ćwiczę, choć trochę, i dlatego, że to lubię. Nie dlatego, że skupiam się na tenisie, ale ponieważ chcę to robić.
Chciała także być matką: - Przez pierwszy rok życia Jady siedziałam z nią w domu, nawet nie myślałam o tenisie - wspomina. - Potem poczułam się już bardziej komfortowo i zaczęłam znów trenować. Ale nie byłam sama. Nie mogłabym tego zrobić gdybym nie miała naszej niani, Nicole, która z nami podróżuje, i oczywiście męża, także nam pomagającego.