Po swoim pierwszym meczu (7:6, 6:4) w tej edycji Finałów ATP World Tour w Londynie mieszkający w tym mieście Bhupathi i Mirnyj objęli prowadzenie w grupie B. W pierwszym secie powrócili od 2:4. - Zaczęliśmy niepewnie - tłumaczył 36-letni Bhupathi. - Myślę, że to normalne na początku Masters. Graliśmy dobrze zanim tutaj przyjechaliśmy. W późniejszej fazie meczu byliśmy już w stanie utrzymać wysoki poziom, co pozwoliło nam na wygraną.
Hindus i Białorusin nie zamierzali zmieniać nic w swojej taktyce, gdy w otwierającej partii przełamanie zyskali Kubot i Marach: - Mierzyliśmy się z nimi w tym roku czterokrotnie, swoją strategię już ustaliliśmy. Musieliśmy po prostu się do niej dopasować i skuteczniej ją egzekwować. Nie robiliśmy tego na początku i to dlatego straciliśmy raz podanie.
Serwis oddał właśnie najstarszy na korcie Bhupathi, a powtórka mogła mieć miejsce w siódmym gemie, gdy decydowała piłka przy równowadze: - To był bardzo znaczący punkt. Z dwoma przełamaniami, set byłby praktycznie utopiony. Musielibyśmy walczyć w super tie breaku. Wygrana piłka przy równowadze najpewniej dodała nam skrzydeł, bo natychmiast uzyskaliśmy breaka i znów byliśmy w meczu.
Bhupathi o wadze pierwszego zwycięstwa: - Stawia nas w ważnej pozycji w grupie. Wiadomo, że w ubiegłym roku trzy teamy wygrały po dwa mecze i jeden musiał jechać do domu [właśnie Kubot i Marach]. Tutaj każdy będzie ekstremalnie trudnym rywalem. Wygrana na otwarcie pozwala nam na oddech.
Hindus o atmosferze w hali O2 i kilkunastu tysiącach widzów na spotkaniu deblowym: - To dla nas najbardziej ekscytujący turniej roku. Robimy widowisko przed singlem. To niesamowite jak publiczność przychodzi i wspiera deblistów przed meczem singlowym. Dwa tygodnie temu byliśmy na dziewiątym miejscu w rankingu, bardzo zawiedzeni. Tak bardzo chcieliśmy wywalczyć awans do Masters, bo to szczególna impreza.