Słowa pieśni Legionów Polskich we Włoszech napisanej przez Józefa Wybickiego zagrzewały do boju powstańców listopadowych i styczniowych, emigrantów i żołnierzy wojen światowych. Kubot, ukształtowany tenisowo za granicą, ale dumny z Orła Białego, w Australian Open nie zawodzi na razie ani siebie, ani licznych kibiców.
W marcu ubiegłego roku powrócił do reprezentacji Polski, pokazując obeznanej przecież z tenisowymi obyczajami sopockiej publiczności jak prowadzić doping. - Czułem się jak podczas meczu w Pucharze Davisa. Widzę w oczach tutejszych kibiców prawdziwy ogień, oni chcą być jak najbliżej naszych zawodników. Jestem wdzięczny Polonii za wspaniały doping i chciałbym zadedykować jej zwycięstwo. Podtrzymywali mnie na duchu - powiedział.
- Nieskromnie mówiąc, mam nadzieję, że za mną przełomowy mecz - powiedział dziennikowi, nomen omen, "Rzeczpospolita". Broniący punktów za IV rundę lubinianin pokonał faworyzowanego Querreya i w środę zmierzy się z Ukraińcem Stachowskim, z którym nie przegrał w trzech meczach.
- Zdawałem sobie sprawę, że z Querreyem muszę grać agresywnie: dobry serwis, mocny i dokładny return, sporo akcji przy siatce. Bekhend wzdłuż linii był moim kluczowym uderzeniem. Popełniłem też sporo błędów, ale atakowałem jego return, wybijałem go z uderzenia - tłumaczy.