Przed dwoma laty Wawrinka był już w Top 10 rankingu, ale dopiero teraz, w 26. roku życia, sięga po wyniki w Wielkim Szlemie na miarę zawodnika ze ścisłej czołówki. W US Open wyrzucił za burtę Andy'ego Murraya, a teraz jego imiennika, czterokrotnego finalistę z Melbourne. Roddick jest trzecim po Jużnym i Verdasco wyeliminowanym z turnieju przedstawicielem czołowej dziesiątki.
Jeżeli Wawrinka pobił na głowę Roddicka w liczbie asów (24-9), to jest to jego triumf absolutny. 67 kończących uderzeń przy 19 niewymuszonych błędach, 21 z 24 piłek wygranych przy siatce - liczby zasługujące na szacunek. Wprawdzie nie osiągnął nawet 50-procentowej skuteczności pierwszego serwisu, ale przy tym przegrał ledwie trzy piłki na 39. Roddick bronił się zaciekle przy break pointach, których Wawrinka potrzebował 13, by uzyskać trzy przełamania: po jednym w każdym z setów.
Pod trenerską opieką Petera Lundgrena Wawrinka już nie boi się walczyć z największymi, zachwyca nie tylko serwisem, ale i returnem (piękny jednoręczny bekhend), przygotowaniem fizycznym i mentalnością, która kiedyś burzyła mu cały wysiłek w meczu. Zobaczymy jednak jak pójdzie temu niezwykle solidnemu zwycięzcy z Madrasu o bardzo swojsko brzmiącym nazwisku we wtorek przeciw być może największemu z rywali, Federerowi (bilans 1-6, jedyne zwycięstwo przed dwoma laty na mączce w Monte Carlo).