Tak było w 2001 roku, podczas czwartego i ostatniego dotąd starcia Polski i Izraela w Pucharze Davisa. Po raz trzeci w historii podejmowaliśmy u siebie rywali z Lewantu, po raz pierwszy ugrali u nas punkt, a właściwie trzy, które wystarczą do zwycięstwa. Fyrstenberg i Łukasz Kubot wchodzili do zespołu, którego mieli stać się podporami na całe lata.
Kapitan Lech Bieńkowski, który w latach 80. sam grał z orzełkiem na piersi, nie mógł załamywać rąk: przed wszystkim szanse oceniał w stosunku 30-70. Faworytem nie byliśmy, nie tylko z racji dwóch debiutów młodych zawodników. Ogromną przewagą psychologiczną dla Izraelczyków było w piątek epickie zwycięstwo Levy'ego 7:6, 6:2, 6:7, 1:6, 7:5 nad Bartłomiejem Dąbrowskim, do tej pory rekordzistą kadry pod względem ilości meczów (30), zwycięstw (37) i gier (61). Dąbrowski walczył dzielnie z 51. rakietą świata.
Uczeń Henryka Hoffmana, kapitana poprzedniego starcia z Izraelem (1984), Bieńkowski pokładał nadzieję w licznych grach kontrolnych w tygodniu poprzedzającym bytomski mecz. W piątek na pierwszy ogień poszedł Kubot. 18-letni wtedy lubinianin nie dał rady (2:6, 3:6, 2:6) Okunowi. Pięć lat później ich rewanż w US Open przeszedł do historii polskiego tenisa: zawodnik znad Wisły (bardziej znad Odry) po ponad 20 latach znowu wygrał mecz w Wielkim Szlemie.
Łukasz Kubot, 28 lat, debiutował w Pucharze Davisa przeciw Izraelowi w 2001 roku (foto PAP/EPA)
Przystępując w sytuacji 0:2 do sobotniego debla, Polacy znaleźli się w sytuacji krytycznej. Nigdy nie udało nam się wygrać od takiego stanu. Ogólnie ponurego nastroju nie poprawiał deszcz, dzięki któremu jak w domu mógł poczuć się Tom Kinloch, brytyjski sędzia meczu.
Na 2-0 swój bilans z biało-czerwonymi poprawił ówczesny kapitan Izraela Amos Mansdorf, który w 1984 roku jako zawodnik przyłożył rakietę (wprawdzie w niemającej już wpływu na rozstrzygnięcie grze czwartej) do pogromu Polaków w Jerozolimie.
Rok wcześniej na kortach bytomskiego Górnika, gdzie teraz odbywa się w czerwcu turniej ATP Challenger Tour, Polacy pokonali 4:1 Estończyków. Po porażce z Izraelczykami kadra grała już tylko na północy, najczęściej w Gdyni (w ubiegłym roku powrót do Sopotu), a dwukrotnie także w Puszczykowie.
*
Niesamowita historia meczów Pucharu Davisa z Izraelem:
1950: Mistrz Skonecki na Legii w powojennym powrocie
1967: Za chwilę nowa era, za chwilę wojna
1984: Heniu, polej
2001: Górnik deszczowy i smutny