Tomasz Lorek: Wimbledońskie opowieści - część 2

Wystarczy oczami wyobraźni przywdziać szaty Spencera Gore’a bądź Maud Watson, przytulić się do źdźbła trawy, a ucho nie zechce rozstać się ze szmerem magicznych wimbledońskich opowieści nawet wówczas, gdy zmrok nadciągnie nad korty, a ochrona obiektu subtelnie da ci znać, że czas kończyć ucztę...

Randolph Lycett zmarł w lutym 1935 roku. Miał zaledwie 48 lat. 13 lat po jego śmierci organizatorzy Wimbledonu złożyli "hołd" Brytyjczykowi. W 1948 roku na wimbledońskie korty zawitał słynny brytyjski napój "Robinson’s Lemon Barley Water". Kaszę perłową należy zalać wrzątkiem, dodać plasterek cytryny i nie zapomnieć o łyżeczce cukru. Wspaniale gasi pragnienie. Tak prawi subtelny brytyjski instruktaż… Napełnijmy zatem szklanicę, oderwijmy na chwilę ucho od wimbledońskiej trawy i uraczmy się napojem, który mógł ocalić Randolpha Lycetta, gdyby receptura pojawiła się wcześniej na Wyspach Brytyjskich...

Baron Gottfried Alexander Maximilian Walter Kurt von Cramm należał do najwybitniejszych graczy w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Dystyngowany, imponujący erudycją, niezwykle uprzejmy, wrażliwy człowiek. Kobiety mawiały o nim "nieprzyzwoicie przystojny". Zawsze dbał o schludny wygląd. Miał nienaganną technikę gry. Przeciwników darzył ogromnym szacunkiem. Przeto nic dziwnego, że gdziekolwiek się pojawił, wzbudzał zachwyt tłumu.

W lipcu 1937 roku Niemców czekał trudny pojedynek z USA w Pucharze Davisa. Niemcy potrzebowały spektakularnego sukcesu. Niemieccy naziści pragnęli utwierdzić się w obsesyjnym przeświadczeniu o roli kraju dominującego na świecie. Baron von Cramm był żarliwym patriotą. Nie było mu jednak po drodze z panującym wówczas reżimem. Kiedy z reprezentacji Niemiec usunięto mającego żydowskie korzenie Daniela Prenna, baron otwarcie skrytykował nazistów. Naczelny dowódca sił powietrznych, Hermann Göring, wystosował zaproszenie do barona, oferował honorowe członkostwo w partii NSDAP, ale oburzony baron odmówił.

Zachowanie von Cramma nie podobało się budowniczym niemieckiego faszyzmu. W 1935 roku Niemcy rozegrali mecz z USA w Pucharze Davisa. Sędzia wygłosił już tradycyjną formułkę "gem, set, mecz, Niemcy", kiedy nieoczekiwanie baron von Cramm przyznał się, że delikatnie musnął rakietą piłkę, która wylądowała na aucie. Po interwencji barona, sędzia przyznał punkt Amerykanom, role się odwróciły, a Niemcy ostatecznie uległy USA. Baron zachował się zgodnie z duchem fair play, ale jego postawa spotkała się z falą krytyki. Władze użyły nawet sformułowania "zdradziecki czyn barona", ale nie wyciągnięto żadnych konsekwencji w stosunku do von Cramma. Hitlerowi marzył się triumf w Pucharze Davisa, a był na tyle "wspaniałomyślny", że dał drugą szansę baronowi. Gdy w 1937 roku Amerykanie ponownie stanęli Niemcom na drodze do zdobycia Pucharu Davisa, Führer nie dopuszczał myśli o porażce. Areną zmagań były wimbledońskie korty. W pierwszym meczu baron von Cramm pokonał Bryana Granta. Jednak gwiazda amerykańskiego tenisa, Donald Budge, wyrównał stan pojedynku na 1-1 wygrywając drugą potyczkę singlistów. Don Budge pokonał Hennera Henkela. Następnego dnia, baron von Cramm i jego partner Henner Henkel przegrali debla z duetem Don Budge - Gene Mako. Czwarte spotkanie wygrał Henner Henkel, który pokonał Bryana Granta i przed decydującym meczem wynik brzmiał 2-2. O wszystkim miał rozstrzygnąć fascynująco zapowiadający się bój pomiędzy von Crammem i Donem Budgem. Gdy 20 lipca 1937 roku dwaj wielcy rywale wchodzili na kort centralny Wimbledonu, dało się wyczuć wyjątkową atmosferę. Cząsteczki kwantowe wesoło wędrowały po naskórku obu dżentelmenów. Na trybunach zasiadło 14 tysięcy widzów. Wśród zaproszonych gości była królowa Mary - wdowa po królu Jerzym V, niemiecki ambasador w Wielkiej Brytanii - Joachim von Ribbentrop, niemiecki minister sportu oraz wielu oficjeli z USA.

Zniecierpliwienie i stres towarzyszyły oczekiwaniom na ten ekscytujący bój. Adolf Hitler chciał tchnąć ducha nacjonalizmu i wyjaśnić baronowi czego oczekuje od niego naród niemiecki. Kiedy Budge i von Cramm znaleźli się w szatni, strażnik pilnujący wejścia do tenisowego tabernakulum, poprosił von Cramma do siebie. - Jest pan proszony do telefonu, baronie. Połączenie z zagranicy - szept wdarł się do ucha von Cramma. Jak się okazało, była to najważniejsza rozmowa telefoniczna w życiu barona von Cramma. Donald Budge, który mimowolnie przysłuchiwał się tej konwersacji, zarzekał się, że słyszał jak baron kilkakrotnie wypowiedział sekwencję "Ja, mein Führer". Von Cramm jął zaprzeczać, że rozmawiał z Hitlerem, ale Budge wiedział, że tym, który życzył baronowi "powodzenia" był Adolf Hitler. - Pan raczy wygrać ten mecz - miał powiedzieć lider nazistów. Baron był nienaturalnie blady na twarzy kiedy wychodził na kort. Von Cramm zerknął jeszcze na złowieszczo powiewającą nad kortem flagę ze swastyką i przystąpił do gry. Baron rozegrał koncertowo dwa pierwsze sety. Wygrał je 7:5 i 8:6. Budge przebudził się, podjął wyzwanie i pokonał Niemca 6:4 w trzeciej partii. W czwartym secie ponownie górą był Budge - 6:2 dla Amerykanina. W decydującym secie baron prowadził już 4:1, ale Budge heroicznym wysiłkiem zdołał wyrównać na 4:4. Od tego momentu obaj tenisiści zaczęli grać jak z nut. Porywające woleje, minięcia, skróty, smecze. Publiczność raz po raz wzdychała nagradzając obu graczy burzą braw. To był pokaz tenisa. Baron obronił cztery meczbole, ale ostatecznie uległ Budge’owi 6:8. Kiedy Donald Budge posłał pięknego winnera, kort zaczynał tonąć w ciemnościach. Zegar pokazywał 20.45. Chociaż baron przegrał najważniejszy mecz w życiu, z uśmiechem podążał do siatki, aby pogratulować zwycięstwa Amerykaninowi. - Don - powiedział ściskając dłoń Budge’a - przyznaję: był to najwspanialszy mecz jaki kiedykolwiek rozegrałem. Jestem szczęśliwy, że mogłem zagrać go z tobą, bo darzę cię ogromnym szacunkiem. Gratuluję - powiedział von Cramm.

Jednak Adolf Hitler nie podzielał radości barona. Von Cramm nie zaprzestał krytykować nazistów, a Hitler uznał, że miarka się przebrała. Nadszedł czas na zemstę.

Tomasz Lorek

Trzecia część opowieści wimbledońskich już za kilka dni!

Źródło artykułu: