Agnieszka Radwańska, 22 lata, wygrała cztery turnieje WTA (foto EPA)
Agnieszka Radwańska przegrała 6:1, 6:7, 5:7 z Yaniną Wickmayer, Puchar Federacji, Bydgoszcz 2010
niewykorzystane meczbole: 3
Nie można upleść sznura z piasku (Ex arena funis effici non potest).
Nie pierwszy raz Radwańska nie wygrała meczu mimo kilku meczboli (cztery zmarnowane przeciw Šafářovej w Indian Wells w 2007 roku), ale pierwszy raz w pojedynku o tak wielką stawkę. Kadra narodowa zobowiązuje: biało-czerwone w hali Łuczniczka debiutowały w Grupie Światowej II, na zapleczu ekstraklasy. Niedzielny pojedynek pierwszych rakiet miał być kluczowy. Gdy po zamknięciu pierwszego seta Radwańska prowadziła 6-3 w tie breaku drugiej partii, niektórzy zmieniali już stan meczu z Belgijkami na 2-1, a do możliwe że decydującego boju rozgrzewała się Marta Domachowska. Nic z tego. Wickmayer zdobyła pięć punktów z rzędu i doszło do partii trzeciej, w której Isia nie skorzystała z okazji na zamknięcie meczu własnym serwisem (5:4), ale przegrała trzy gemy z rzędu i cały pojedynek (po niemal trzech godzinach). To nie jedyne niewykorzystane szanse najlepszej polskiej tenisistki: miała aż 34(!) break pointy, z których na przełamania zamieniła osiem, i tak o dwa więcej od Wickmayer. - Zabrakło jednej piłki. Mając trzy meczbole pod rząd, trzeba wygrać - powiedziała. Jednej z tych piłek zabrakło, by z mniejszą presją zagrała Domachowska (uległa w dwóch setach Flipkens, która zagwarantowała Belgijkom awans) i by losy awansu rozstrzygnęły się być może w deblu.
Łukasz Kubot przegrał 6:3, 7:6, 6:7, 5:7, 5:7 z Feliciano Lópezem, Wimbledon 2011
niewykorzystane meczbole: 2
Odważnych los wspiera i koroną wieńczy (Audentes Fortuna iuvat decoratque corona)
Piękna gra doprowadziła Kubota w tie breaku trzeciego seta do dwóch meczboli, w tym jednego przy własnym serwisie. Ta ofensywna gra zjednała mu fanów i już przyniosła największy sukces w życiu: IV rundę Wimbledonu. - Ten mecz zostanie mi na pewno na długo w pamięci. Byłem bardzo blisko zagrania na korcie centralnym i to przeciwko Murrayowi, ale nie udało się. Ta porażka bardzo boli, bo byłem bardzo blisko zwycięstwa, choć jednocześnie daleko - powiedział lubinianin, najlepszy polski tenisista od czasów Fibaka. Po raz drugi grał o wielkoszlemowy ćwierćfinał, ale wydaje się, że mimo 29 lat jego kariera dopiero rozkwita: to w dwóch ostatnich sezonach notuje najlepsze wyniki. Ze swoją skutecznością i gwarancją pozostania do końca sezonu w Top 100 rankingu Kubot może myśleć o nowych wyzwaniach. To on na nowo wytacza szlaki polskim tenisistom, zatarte przez trzy dekady od największych sukcesów Fibaka.
Michał Przysiężny przegrał 7:6, 6:7, 7:6, 6:7, 4:6 z Jarkko Nieminenem, Puchar Davisa, Sopot 2010
niewykorzystane meczbole: 1
Siłą wyższą jest zdarzenie, któremu słabość ludzka oprzeć się nie może (Casus est maior vis cui humana infirmitas resistere non potest)
- Oddałbym dziesięć spotkań przegranych mimo piłek meczowych za to jedno, dzisiejsze - powiedział załamany Przysiężny, polski singlista najwierniejszy barwom narodowym w ostatnich latach. Nasi w Hali 100-lecia Sopotu walczyli o finał rozgrywek kontynentalnych Pucharu Davisa: na rywali czekali już gracze RPA, po zwycięstwie nad którymi czekałby biało-czerwonych historyczny baraż o Grupę Światową, elitę tenisa. Powody do optymizmu były: do reprezentacji wrócił Kubot, który w otwierającym spotkaniu Przysiężnego z Nieminenem został niegrającym bohaterem (prowadził doping). Epicki pojedynek był najdłuższym (4h35') w dziejach występów Polski w Pucharze Davisa. W tie breaku czwartej partii od stanu 3-6 Przysiężny obronił trzy setbole i wypracował sobie meczpoint. - Chciałem posłać swój najlepszy serwis, taki na zewnątrz, na ok. 70% mocy - tłumaczył. Piłka musnęła taśmę i trzeba było serwować jeszcze raz: Nieminen bardzo ryzykownie posłał bombę z forhendu i szansa umarła. Przysiężny, który w sopockim turnieju ATP odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w premierowym cyklu, mimo porażki dostał owację na stojąco - Trzeba Michała szanować za to, co zrobił. Ja go za to podziwiam - przyznał Radosław Szymanik, kapitan kadry.
Wojciech Fibak przegrał 6:4, 2:6, 6:3, 1:6, 6:7 z Johanem Kriekiem, US Open, Nowy Jork 1980
niewykorzystane prowadzenie: 5-2 w tie breaku decydującego seta
Biada mnie nieszczęsnemu! Z jakich wyżyn nadziei spadłem! (Vae misero mihi! Quanta de spe decidi!, Terencjusz)
Wielki mecz znakomitych tenisistów i czwarty, ostatni wielkoszlemowy ćwierćfinał Fibaka. To także ostatni dotąd ćwierćfinał jakiegokolwiek polskiego tenisisty (nie licząc kobiet) w którymś z czterech najważniejszych turniejów. Fibak nigdy wcześniej nie był tak blisko poprawy życiowego wyniku w Wielkim Szlemie: w półfinale czekał już Björn Borg. Z Kriekiem, triumfatorem dwóch kolejnych edycji Australian Open (1981-2), wygrywali set za setem, więc doszło do tie breaka w piątej partii (US Open jest jedynym turniejem wielkoszlemowym, gdzie gra się tie break we wszystkich setach). W nim Fibak prowadził 5-2, ale przegrał... pięć piłek z rzędu. Było już przed północą, bili się grubo ponad cztery godziny. Fibak zagrał w Nowym Jorku jeszcze pięć razy, ale nie wygrał już żadnego meczu, a na polskie zwycięstwo czekaliśmy tam do 2006 roku i wyczynu kwalifikanta-debiutanta Kubota.
Jadwiga Jędrzejowska przegrała 2:6, 6:2, 5:7 z Dorothy Round, Wimbledon 1937
niewykorzystane prowadzenie: 4:2, 30-15 w decydującym secie
Z błahego powodu zmienia się kobieta i pogoda (Ex facili causa mulier mutatur et aura)
Pierwszy wielkoszlemowy finał w dziejach polskiego tenisa, autorstwa pierwszej damy naszego białego sportu. Jędrzejowska na wimbledońskiej trawie co roku osiągała wyższą rundę (1934 - 1/8 finału, 1935 - ćwierćfinał, 1936 - półfinał), by w wieku 24 lat wejść do finału. Szczebel niżej już wtedy zaliczana do europejskiej czołówki krakowianka pokonała Alice Marble, mistrzynię USA, dziś członkinię międzynarodowej galerii sław, która już po przegranym finale pocieszała Jędrzejowską: - Dżed powinna była wygrać, bo jest najlepszą tenisistką świata, ale ma fatalne nerwy i kompleks niższości. Gdy prowadziła 4:2, przestraszyła się, że... może wygrać. Gra o tytuł przeciw Round była w opinii angielskiej prasy najbardziej dramatycznym finałem tego Wimbledonu, a korespodent "Sunday Express" napisał wręcz, że był to najlepszy finał, jaki widział: "Jędrzejowska dysponowała niebezpiecznym drajw-forhendem, a przy siatce była nawet lepsza od Round. Decydującą rolę w zwycięstwie Angielki odegrała jej większa regularność i odwaga w krytycznym momencie trzeciego seta". Wielki Bill Tilden w roli dziennikarza pisał: "Mecz był wspaniały. Odwaga i zacięcie, z którymi obie tenisistki walczyły w niesamowitym upale godne są największego podziwu. W drugim secie tempo narzucone przez Polkę było fenomenalne. W trzeciej partii zgubiły Jędrzejowską nerwy, bo popełniała za dużo podwójnych błędów serwisowych i to załamało ją zupełnie".