- W minionym sezonie wiele razy myślałam, że to już koniec - mówi Kim Clijsters w obszernym wywiadzie udzielonym brytyjskiemu The Guardian w miniony poniedziałek. Belgijka przez cały ubiegły sezon zmagała się z urazami. Najpierw wiosną uszkodziła sobie kostkę na weselu kuzyna, przez co opuściła cały sezon gry na kortach ziemnych (nie licząc bardzo słabego występu podczas Roland Garros) i Wimbledon, a gdy doszła do siebie, podczas pierwszego spotkania po powrocie, w sierpniu w Toronto, doznała urazu mięśni brzucha, który wyeliminował ją do końca roku.
- Chwilami byłam rozczarowana i sfrustrowana, zdawało mi się, że cała moja praca poszła na marne. Jednak udało mi się uwolnić o tych myśli i powrócić do rehabilitacji. Pracowałam naprawdę ciężko i na pewno nie było mi łatwo.
Podczas zeszłotygodniowego turnieju w Brisbane Clijsters ponownie poddała spotkanie (tym razem w ćwierćfinale, przeciwko Danieli Hantuchovej) z powodu skurczów mięśni w biodrze. Belgijka jednak przyznaje, że "czuje się dobrze", a poddanie meczu było działaniem profilaktycznym, - Kostka przed Wimbledonem i brzuch przed US Open były poważne. Drugi uraz był gorszy, od razu wiedziałam, że będzie źle. Powrót po tym urazie był trudny - i skupia się już tylko na występie w Australian Open: - Fizycznie, czuję się silna jak nigdy. Czas znów złapać rytm meczowy.
Dla Clijsters będzie to ostatni start w Australian Open, jak co roku idący w parze z rocznicą śmierci jej ojca (niedawno minęły trzy lata), o którym obszernie się wypowiedziała. - Codziennie o nim myślę. Gdy wychowuję Jadę, przypominam sobie te wesołe chwile. Duchem jestem z nim każdego dnia. Belgijka opowiedziała także o dziwnych zdarzeniach z nim związanych. - Mieliśmy z ojcem świra na punkcie liczby jeden. Pewnej nocy, podczas US Open w 2009 roku obudziłam się, a na zegarku była 1:11. Innym razem, podczas meczu z Venus Williams przegrywam w ostatnim gemie 15-40. Nie trafiłam pierwszym serwisem, ale drugim się udało. Na liczniku było 111 mil na godzinę. Poczułam taki spokój...
- Kilka miesięcy po jego śmierci siedziałam w domu u dziadków. Przeglądaliśmy stare zdjęcia, opowiadali mi różne historie, których nie znałam. Gdy wyszłam, rozpłakałam się w samochodzie. Łzy zalały mi twarz, nic nie widziałam. Białe Audi zajechało mi drogę, wcisnęłam hamulec w podłogę i zobaczyłam tylko tablicę rejestracyjną, a na niej LEY - imię mojego ojca. Roześmiałam się, bo ojciec powiedziałby "Weź się w garść, nie płacz" - opowiada.
- Najważniejsze, że poznał Jadę. Uwielbiał z nią zostawać, karmić ją i bawić się. Był wspaniałym przyjacielem, doradcą, opiekunem. Był też surowy i wpajał nam wartości, których dzisiejsza młodzież nie rozumie. Czasami się kłóciliśmy, ale z wiekiem zaczęłam rozumieć. Dopiero teraz, wychowując Jadę, pojmuję dlaczego postępował tak ze mną.
Clijsters opowiedziała także o tym, dlaczego Australia jest dla niej miejscem niezwykle szczególnym. W grudniu, po długim związku, 2004 roku rozstała się z Lleytonem Hewittem dwa miesiące przed planowanym ślubem: - Właśnie dlatego zeszłoroczna wygrana w Melbourne tyle dla mnie znaczyła. Od czasu związku z Lleytonem kibice nazywali mnie "Australijska Kim". Był to dla mnie niezwykły komplement, ale - tak, jak mówiłam po finale - dopiero po wygraniu tego turnieju naprawdę na niego zasłużyłam.
- Australian Open darzę szczególnym uczuciem. Tyle razy byłam tu jako kibic, dopingując Lleytona. Myślę, że spojrzenie na turniej zmienia się, gdy patrzy się z pozycji kibica, a nie tylko zawodnika. Dopiero wtedy odczuwasz te emocje. W zeszłym roku towarzyszyły mi cały czas.
Belgijka podsumowała wywiad swoimi marzeniami na nadchodzący sezon: - Podczas rehabilitacji zaczęłam doceniać tenis jak nigdy dotąd. Bardzo chciałabym wygrać w Melbourne jeszcze raz, a moim marzeniem jest wygrana w Wimbledonie i na Igrzyskach. Oczywiście, kolejny tytuł na US Open także byłby niezwykły. Już teraz wiem, jak szczęśliwe to dla mnie miejsce; moja druga kariera była wspaniała. Mój tata chciałby, żebym to zapamiętała.
Australian open rozpocznie się w najbliższy w poniedziałek w Melbourne. Będzie to 25. odsłona, od kiedy tenisiści przenieśli się na korty Melbourne Park i jubileuszowa, 100. edycja turnieju.
Źródło: The Guardian