Rozważałam grę dla Polski - rozmowa z Andżeliką Kerber, zwyciężczynią turnieju w Paryżu

Jej rodzice są Polakami, trenuje w Polsce, jednak reprezentuje Niemcy. W rozmowie, po polsku, z portalem SportoweFakty.pl Andżelika Kerber mówi o przełomowym półfinale US Open i swoich korzeniach.

W tym artykule dowiesz się o:

Robert Pałuba: Gratulacje, to było pani pierwsze turniejowe zwycięstwo. W drugim secie prowadziła pani już 5:2, jednak ostatecznie Francuzka wygrała partię. Co się stało, nerwy?

Andżelika Kerber: Tak, nerwy, straciłam rytm. Choć nie da się ukryć, że Bartoli od tego momentu zaczęła grać doskonale. W trzecim secie walczyłam jak tylko mogłam i jestem bardzo szczęśliwa, że udało się wygrać. Ten tytuł jest dla mnie szczególnie ważny.

Mówiła pani, że ćwierćfinałowa wygrana z Szarapową nie była najważniejszym meczem w pani karierze. W takim razie który?

- Myślę, że pierwsza runda US Open [2011]. Nawet nie pamiętam z kim wtedy grałam [śmiech]. Pamiętam, że grałam z rywalką, która występowała dzięki dzikiej karcie. Po tym zwycięstwie poczułam, że się przełamałam.

Mecz z Agnieszką Radwańską, w kolejnej rundzie, nie wpłynął na wasze relacje?

- Ani trochę, wszystko jest w najlepszym porządku.

Półfinał US Open musiał być przełomową chwilą w pani karierze?

- Na pewno. Po długim sezonie całkowicie zrezygnowałam ze startów przed US Open [przed US Open zagrała tylko w Dallas]. Spędziłam trzy, cztery tygodnie pracując tylko nad kondycją, mało grając w tenisa. Po półfinale US Open widziałam i wiedziałam, że potrafię bardzo dobrze grać, uwierzyłam w siebie. Zobaczyłam, że mogę walczyć z najlepszymi.

Jako jedyne nie zagrałyście półfinału na korcie centralnym. Arthur Ashe Stadium jest największą areną tenisową na świecie.

- Nie było to do końca fair. Ale cóż poradzić, tak organizatorzy zdecydowali i nie można było nic zrobić.

Swego czasu chciała pani reprezentować Polskę, ale ostatecznie tak się nie stało. Co zaważyło, podejście Polskiego Związku Tenisowego?

- Był taki moment, kiedy to rozważałam. Nie mogłam się zdecydować. Polska wciąż jest dla mnie bardzo ważna, tu mieszka cała moja rodzina. Spędzam tu wakacje i czas wolny, w Polsce też trenuję. Myślę, że zostałam w Niemczech, bo całe życie tam grałam i zmiana spowodowałaby tylko dodatkowe komplikacje. O PZT nie powiem nic złego [śmiech]. Po prostu zdecydowałam ostatecznie, że nie chcę już nic zmieniać, najmłodsza nie jestem. Nie ma to nic wspólnego ze Związkiem. Nadal się dobrze rozumiem z dziewczynami i z PZT, nie ma żadnych problemów.

Trenuje pani w podpoznańskim Puszczykowie, skąd taki wybór?

- Tam mam halę dla siebie, a w Puszczykowie mieszkają też moi dziadkowie i cała rodzina. W zasadzie od dziecka często tam bywam i trenuję, przyzwyczaiłam się.

Niedawno wróciła pani do niemieckiej reprezentacji w Pucharze Federacji. Jak się pani czuje w takim zespole, gdzie rywalizacja jest tak duża?

- Rywalizacja między nami oczywiście jest, ale jak najbardziej pozytywna. Wszyscy w drużynie bardzo dobrze się znamy i od dawna kolegujemy. Cały czas wzajemnie się motywujemy, nie ma mowy o żadnym obgadywaniu czy negatywnych emocjach.

Kapitan niemieckiej reprezentacji Barbara Rittner narzekała na format rozgrywania Pucharu Federacji: sugerowała, że turniej jest zbyt wymagający.

- Na pewno ma trochę racji. Każda drużyna ma bardzo solidne zawodniczki i gry jest dużo. Nie wiem, jakie ostatecznie zapadną decyzje, ale lepiej dla wszystkich byłoby to ograniczyć.

Jak wytłumaczy pani taki wzrost jakości w niemieckim tenisie: cztery tenisistki w czołowej 30 rankingu?

- Doskonale się znamy i staramy się trzymać razem. Nadchodzi nasz czas i jesteśmy z tego bardzo dumne. Tenisowo jednak każda z nas podąża własną ścieżką i na pewno plusem jest, że pod względem gry jesteśmy zupełnie różne.

Dlaczego tak mało gra pani w deblu? Wygrała pani z Ulą Radwańską duży turniej ITF w Krakowie.

- Mam niestety za niski ranking, nieproporcjonalny do singlowego i nie dostaję się do turniejów [eliminacje do turniejów deblowych odbywają się tylko w imprezach wielkoszlemowych]. Cały czas próbuję, ale nie jest łatwo.

Jak się zaczęła pani przygoda z tenisem?

- W tenisa grali moi rodzice. Mój ojciec był bardzo dobrze grał w Polsce i tak się zaczęło. Od dziecka spędzałam dużo czasu na korcie i tak już zostało. Chyba odziedziczyłam tenisowe geny.

Tenisowa idolka?

- Steffi Graf, zdecydowanie.

I na koniec, w jakim języku rozmawia pani w domu?

- Różnie, czasem po polsku, czasem po niemiecku. Choć częściej po polsku.

Źródło artykułu: