Nutki rozluźniają człowieka - rozmowa z Agnieszką Radwańską, część I

Eleanor Preston uosabia brytyjski styl. Spokojnie kroczy korytarzami ogromnego kompleksu tenisowego w Melbourne. Dostojnie spogląda na portrety zwycięzców Australian Open.

Tomasz Lorek
Tomasz Lorek

Nie zatrzymuje się na dłużej przy żadnej fotografii. Dostosowuje tempo przechadzki do tenisistki, którą będzie opiekować się przez najbliższe pół godziny. W lewej ręce dzierży starannie sporządzony grafik wywiadów zaplanowanych dla Agnieszki Radwańskiej. Walkie talkie przylega do paska od spódnicy. To bezcenny atrybut. Umożliwia Eleanor komunikację z szefem. W każdej chwili głównodowodzący departamentu komunikacji ITF (Międzynarodowa Federacja Tenisowa), Nick Imison, może poinformować Eleanor na jaki kort ma się przemieścić, aby zatroszczyć się o kolejną tenisistkę. Dla Brytyjki to żadna nowość. Eleanor Preston od lat przemierza świat pracując jako freelancer, czyli pospolity wolny strzelec. Pisuje do rozmaitych anglojęzycznych tenisowych magazynów oraz dzienników (prestiżowy "The Guardian"). W Melbourne znalazła się po drugiej stronie barykady. Dbała o to, aby spełnić wszelkie prośby dziennikarzy chcących rozmawiać z gwiazdami tenisa, ale zarazem zrobić to na tyle sprawnie, aby zanadto nie męczyć sportowców po wysiłku na korcie. Podczas imprez Wielkiego Szlema każda minuta przeznaczona na odpoczynek jest na wagę złota. Zadanie jakie ma do wykonania Nick Imison i jego sztab wymaga bezwzględnej koncentracji. Analiza wyników na kortach, komunikacja z dziennikarzami i graczami zmusza mózg do pracy na maksymalnych obrotach. Eleanor Preston bierze czynny udział w ułożeniu takiego harmonogramu wywiadów, aby tenisistka nie zasnęła po dziesiątej konwersacji na temat następnego meczu.

Brytyjka doskonale pamięta czasy, kiedy pisała swój pierwszy tekst o siostrach Radwańskich. Był 2006 rok. Agnieszka miała już w dorobku tytuł mistrzyni juniorek Wimbledonu (2005). Preston przewidywała, że Urszula również sięgnie po juniorski tytuł Wimbledonu. Nie pomyliła się, bo w 2007 roku Urszula Radwańska wygrała singla juniorek przy Church Road. Pojawienie się dwóch uzdolnionych dziewczyn w kraju, który od dawna marzy o sukcesach w tenisie zaintrygowało Eleanor. Preston wie, ile czasu minęło od wielkoszlemowych finałów Jadwigi Jędrzejowskiej... Brytyjka tak zapamiętale uderzała w klawisze klawiatury, że przeoczyła uroczyste przyjęcie wydane dla dziennikarzy przez organizatorów Australian Open. Dziś śmieje się, kiedy wspomina tamte chwile. - Agnieszka, czy mogłabyś wziąć z szatni swoją torbę? Australijska telewizja zgłosiła w ostatniej chwili prośbę, abyś opowiedziała widzom jakie przedmioty kryją się w torbie zawodowej tenisistki – cichy, stonowany głos Preston dotarł do uszu Agnieszki.

Uprzejme skinienie głową wystarczyło za odpowiedź. Polka kapitalnie współpracuje ze specami od komunikacji. Doskonale rozumie, że ludzie z ITF robią wszystko, aby stworzyć perfekcyjny harmonogram wywiadów. - Pamiętam 2011 rok. Agnieszka przyleciała do Melbourne po operacji i przykrej kontuzji. Nikt nie dawał jej szans, a ona dotarła do ćwierćfinału. Nigdy nie zapomnę jej wzruszenia z okresu krótkiego rozbratu z tenisem. Agnieszka siedziała na kanapie w swoim mieszkaniu w Krakowie i oglądała Masters. W Katarze Jelena Dementiewa oznajmiła, że kończy karierę. Agnieszka początkowo dziwiła się dywanom rozpostartym na korcie. Myślała: przecież to dzień powszedni, więc komu będą wręczać puchar? Chwilę później odkryła, że to uroczysta ceremonia z okazji zakończenia kariery Rosjanki. Agnieszka opowiadała mi, że nie potrafiła powstrzymać łez, bo Jelena była zawsze fair, była porządną dziewczyną. Po drugie, okres rehabilitacji uświadomił Agnieszce, jak trudno jest wytrzymać bez tenisa przez trzy miesiące, a co dopiero powiedzieć: koniec, już nigdy nie zagram w zawodowym turnieju. To uruchamia lawinę myśli: jak zastąpić adrenalinę w chwili, kiedy nadejdzie moment zakończenia kariery…? Agnieszka to naprawdę wrażliwa kobieta, a przy tym bardzo dobra tenisistka – zaczęła zwierzać się Eleanor. Ściany korytarza usytuowanego pod Rod Laver Arena z zaciekawieniem słuchały jej wywodu. Poczułem się, jakbym znalazł się na trawiastych kortach Kooyong, gdzie w 1927 roku rozegrano mistrzostwa Australii, a dziś można rozczulić się oglądając rakiety Hoada, Rosewalla, Lavera i Newcombe’a...

Drzwi szatni otworzyły się. Agnieszka zarzuciła torbę na ramię. Rozpoczęła się przechadzka plątaniną korytarzy. Wspinaczka po metalowych schodach na zaimprowizowaną platformę, której dno wyściełano zielonym dywanem, przypominającym legendarne trawniki Kooyongu. Aborygeni mawiali, że Kooyong to miejsce, w którym się odpoczywa albo miejsce uczęszczane przez dzikie ptactwo. Tuż przed pierwszym pytaniem nad platformą przefrunął ptak. Jakżeż nie ulecieć w takiej chwili...

Tomasz Lorek: Agnieszko, prezentowałaś telewidzom ekwipunek profesjonalnej tenisistki. W torbie znalazły się wszystkie "instrumenty", które upiększają tenisistkę i służą do wykonania perfekcyjnego makijażu. Jednak kiedy nad Melbourne dociera gorący wiatr, wydaje się, że nie ma potrzeby używać tuszu do rzęs i innych magicznych przedmiotów…

Agnieszka Radwańska: - Otóż to. I tak wszystko spłynęłoby po mojej twarzy, choćbym nawet wykonała doskonały makijaż. W Melbourne panowały dziś ekstremalne warunki. Grałam z Julią Görges w godzinie szczytu, gdyż wyszłam na kort o 13. Trafiłam na najgorszą porę dnia.

Czy gra na Hisense Arena, drugim co do wielkości korcie w Melbourne Park, urasta do miana prawdziwego wyzwania? Trybuny są dość wysokie, gdyż Hisense Arena nie została zbudowana z myślą o tenisie. To po prostu wielofunkcyjna hala widowiskowo - sportowa. Podejrzewam, że jeszcze trudniej znosiłaś niedogodności wynikające z tego, że w niecce kortu było ekstremalnie gorąco.

- Masz rację. Nie przesadzę jeśli powiem, że temperatura nawierzchni wynosiła nawet 80 stopni. Oglądałam sobie wcześniej mecz deblowy rozegrany na Hisense Arena. Bracia Bob i Mike Bryanowie grali z brytyjską parą: Colin Fleming – Ross Hutchins. Operatorzy kamer wymyślili kapitalne ujęcie. Pokazywali rozedrgane powietrze, cząsteczki powietrza drgały, a kamera pokazywała kort z wysokości stóp tenisistów. Miałam wrażenie jakbym przebywała na pustyni. Nie to, że troszeczkę drgało powietrze, wyglądało tak jakby cała dolna część ekranu drżała. Fatamorgana na żywo. Super przeżycie. Zresztą gdy wyszłam na rozgrzewkę, to już czułam, że jest potwornie gorąco.

Wprost przepadasz za Australią. Uśmiałaś się serdecznie kiedy podczas meczu deblowego australijscy fani zabiegali o to, aby Daniela Hantuchová pomachała do nich. Słowaczka trzymała przez chwilę kibiców w niepewności, po czym spełniła ich prośbę. Miałaś kiedyś okazję wyruszyć na prawdziwą australijską pustynię, żeby zakosztować interioru, takiego klasycznego outbacku?

- Szczerze mówiąc, jak przyleciałam po raz pierwszy do Australii, to nie mogłam się doczekać wizyty w zoo. Pociągała mnie egzotyka, chciałam zobaczyć coś, czego nie sposób dostrzec w Europie. Teraz, kiedy Australia troszkę mi spowszedniała, wolę odpocząć na plaży po trudach spotkań. Bardzo lubię spacerować po Melbourne. Mam tu wielu polskich i australijskich przyjaciół. Uwielbiam się przejść w nieznanym kierunku, żeby odpocząć od zawodowego sportu. Staram się regularnie wychodzić wieczorem na miasto. Obojętnie czy na spacer czy na spotkanie z przyjaciółmi. Zawsze sprawia mi to niewysłowioną przyjemność. Lubię też wyskoczyć do kina.

A jeśli już zakradasz się w świat kinematografii to jakiemu gatunkowi się oddajesz?

- Nie jestem w żaden sposób ograniczona, jeśli chodzi o wybór repertuaru kinowego. Lubię komedie, horrory, kino akcji. Jedyne czego nie jestem w stanie strawić to science fiction. Pójdę na każdy inny film. Obojętnie czy będzie to coś nowego czy dawnego. Uwielbiam premiery, ale mam też sentyment do staroci.

Lider światowego rankingu, Serb Novak Đoković jest dumny, że gość, z którym często grywał jako junior, Brytyjczyk Andy Murray, jest jego wielkim rywalem w zawodowym tourze. Tobie towarzyszą podobne emocje?

- Bardzo miło widzieć osobę, którą często spotykałam po drugiej stronie siatki w meczach juniorskich. Wiem jaka przepaść dzieli juniorski tenis od profesjonalnej gry. Widuję młodych graczy, mijam ich podczas treningów, przypominam sobie chwile, kiedy byłam młodziutka i sama byłam juniorką. Podróżujemy w tenisowym cyrku przez 10 miesięcy, więc prędzej czy później wpada się na przyjaciółkę czy na siostrę. Po meczu swobodnie ze sobą rozmawiamy, ale na korcie każda z nas jest profesjonalistką. Walczymy o każdą piłkę.

Nie korci cię, żeby zmodyfikować plan gry przed Australian Open? Może warto pójść tropem Czechów? Mistrzyni Wimbledonu 2011, Petra Kvitov[b]á i finalista Wimbledonu 2010, Tomáš Berdych przyjechali w tym roku do najbardziej odizolowanego miasta na świecie - Perth i zdobyli Puchar Hopmana. Nie korci cię, aby spróbować sił z Łukaszem Kubotem?[/b]

- Już kiedyś coś niecoś przebąkiwano o takiej propozycji. Jestem otwarta na takie granie. Nie wiem, na jakiej zasadzie ludzie załapują się do tego turnieju, czy obowiązują zaproszenia, ale bardzo chętnie zagrałabym w Pucharze Hopmana. Słyszałam, że puchar wręcza 92-letnia Lucy Hopman. Wiem, że Berdych zdjął czapeczkę z głowy, kiedy dowiedział się, że wdowa po Harrym przylatuje do Perth z Florydy specjalnie na turniej. To wielka rzecz podróżować w tym wieku.

W II rundzie tegorocznego Aussie Open zagrałaś z kwalifikantką z Argentyny. Paula Ormaechea to jednak nie Gabriela Sabatini, prawda?

- Faktycznie, nie da się ukryć, że było troszkę łatwiej niż w I rundzie. Aczkolwiek nie był to też totalny spacerek. Nigdy wcześniej nie widziałam na oczy Ormaechei. Nie kojarzyłam jej zupełnie. Ani z twarzy, ani z nazwiska. Zawsze jest trudniej, kiedy gra się z kimś, kogo zupełnie się nie zna. To jak wejście do ogrodu niepewności.

W takich wypadkach nie sprawdzasz rywalki? Nie surfujesz po internecie w poszukiwaniu filmików z jej występami na korcie? Nie wypytujesz koleżanek kto zacz i czego należy się spodziewać?

- Nie sprawdzałam Argentynki. Nie mam tego we krwi, żeby żeglować po internecie i sprawdzać gdzie wygrała i co wygrała moja najbliższa przeciwniczka. To jakoś nie w moim stylu.

Były nr 1 męskiego tenisa, mistrz Wimbledonu 2002 i mistrz US Open 2001, Australijczyk Lleyton Hewitt wygłosił ciekawą opinię. Poruszył temat planu gier w wieczornej sesji: "Może niech dziewczęta zagrają sobie drugi mecz w sesji wieczornej, to zobaczą bezcenny obrazek, jak o brzasku otwiera się drzwi do McDonald’s. Lleyton pamięta swój mecz z Marcosem Baghdatisem zakończony o godz. 4.34. 283 minuty spędzone na korcie, III runda Australian Open. Zanim Lleyton udzielił wywiadów i wykąpał się w lodowatej wodzie, to w Melbourne już świtało. Jadąc do hotelu widział klientów wchodzących do McDonald’s. Jakie jest twoje zdanie o układzie gier w sesji wieczornej?

- Na pewno Lleyton ma sporo racji. To mało przyjemna historia, bo jednak taka zarwana noc odbija się potem przez kolejne trzy dni. A wiadomo, że na turnieju Wielkiego Szlema generalnie gra się mecze singlowe co drugi dzień. Proszę mi wierzyć, to jest straszny cios dla organizmu.

Agnieszko, co dla zawodowej tenisistki oznacza zarwana noc? Przecież tenis to wyczerpujący sport, pracuje praktycznie każda partia mięśni. Czy zarwana noc oznacza duże zachwianie rytmu przygotowań, bo zaczyna brakować czasu na regenerację?

- Tak, to naprawdę bardzo duże zachwianie rytmu przygotowań do kolejnego meczu. Podczas turnieju WTA w Sydney miałam bardzo podobną sytuację. Co prawda nie kończyłam tak późno jak Hewitt, to nie była czwarta rano, tylko 0.30, ale wiadomo, że po meczu nie mogę zasnąć przez cztery godziny. Choćbym nie wiem co robiła, to przez cztery godziny nie zasnę.

Adrenalina nie pozwala ci zasnąć?

- Tak, dokładnie. Mogę cudować, robić sobie kąpiele z lodowatą wodą, brać masaż relaksujący itd. Mogłabym nawet pójść potańczyć na imprezę i wrócić po czterech godzinach, ale i tak nie zasnęłabym wcześniej niż cztery godziny po zakończeniu meczu. Wyszłoby na to samo, jakbym leżała w łóżku w hotelu przez cztery godziny po ostatniej piłce. I tak nie zapadłabym w sen. W Sydney zasnęłam mniej więcej o 4.30, a grałam drugi mecz w sesji wieczornej, więc wiem co to za katusze.

To było po ćwierćfinałowym meczu z Karoliną Woźniacką, tak?

- Tak, to było po meczu z Karoliną. Niestety, zaburzona równowaga snu, mała ilość snu, odbija się bardzo na organizmie. Kolejne dwa, trzy dni są troszkę wyjęte z życia. Wiadomo, że pracować się da, ale jeśli ma się zagrać mecz na 100 procent, to jest bardzo ciężko.

Podopieczni Juppa Heynckesa, piłkarze Bayernu Monachium, będąc na zimowym zgrupowaniu w Katarze, wybrali się na mecz Rogera Federera, który akurat brał udział w turnieju w Dausze. Czy wyobrażasz sobie sytuację, że grasz turniej w miejscu gdzie akurat odbywa się mecz piłkarski z udziałem Lionela Messiego czy Philippa Lahma i wybierasz się na stadion? Ot tak, żeby zastosować płodozmian i mieć odskocznię od tenisa.

- Pewnie, jeżeli jest taka możliwość, to z chęcią wybieram się na inne widowiska sportowe. Przede wszystkim taka impreza nie może kolidować z meczami tenisowymi. Jeśli nadarza się okazja, to oczywiście, że z niej korzystam. A jak już są to zawody na światowym poziomie, to nie można sobie odmówić takiej przyjemności. To dotyczy każdego sportu. Nie tylko futbolu.

17 września 2011 roku po raz pierwszy światowa czołówka gwiazd freestyle motocrossu zawitała do Australii. Na Cockatoo Island w Sydney zorganizowano prestiżowe zawody Red Bull X-Fighters. Australijczycy: Cameron Sinclair i Josh Sheehan wykonali aż trzy ewolucje z podwójnym backflipem. Wybrałabyś się na takie zawody?

- Szczerze mówiąc, miałam okazję zobaczyć pokrewną dyscyplinę, bo obejrzałam na żywo supercross w Los Angeles. W LA obiekt tenisowy znajduje się nieopodal toru do supercrossu. Może nie było to do końca to samo co występ artystów, którzy fruwają w powietrzu na motocyklach, ale tor pełen hopek wywarł na mnie ogromne wrażenie. Oczywiście, ja jak to ja, ciekawska, od razu poszłam na trybunę, skoro tylko okazało się, że mam tam wstęp. Co na żywo, to na żywo, bo jednak telewizja odziera z wrażeń. Każdy sport oglądany na żywo daje inne odczucia. W TV jest fajnie, ale nic nie zastąpi oglądania sportu na żywo. Jak zobaczy się sport ekstremalny na żywo, to człowieka od razu bardziej wciąga.

We współczesnym tenisie, muzyka jest wszechobecnym elementem przygotowań do meczu. Czy kiedy szykujesz się do meczu, ubierasz w szatni, wkraczasz w tunel prowadzący na kort, to muzyka Boba Marleya z albumu "Exodus" potrafi cię nakręcić do wspaniałej gry? Przestajesz wtedy reagować na zewnętrzne bodźce, odcinasz się od świata zewnętrznego?

- Akurat jestem wielką fanką muzyki. Uważam, że nutki zawsze rozluźniają człowieka. Wierzę, że każdy z nas ma swoją ulubioną muzykę. Jak wchodzę do pokoju hotelowego w Melbourne, to od razu włączam muzykę. Po całym dniu pracy, po treningach, po meczach, chcę się zrelaksować, a przy muzyce jestem w stanie robić inne rzeczy. Muzyka zawsze mi pomaga. Robi mi się weselej, buduje się przyjemna atmosfera.

A jakie rytmy najczęściej płyną do uszu Agnieszki Radwańskiej przed meczem?

- Odrobina wszystkiego. Trochę ostrego rocka, ale znajdzie się też miejsce na rhythm and blues. Nie wiem dlaczego tak jest, ale za żadne skarby nie potrafię sobie odmówić przyjemności słuchania czarnej muzyki. To są klimaty. Czarna muzyka wprowadza mnie w wyjątkowy nastrój. [Zaręczam, że przed meczem II rundy AO nie było czasu na tango, choć Polka zagrała z kwalifikantką z Argentyny… - TL]

Na korcie w Melbourne wyglądasz na osobę, która ma poukładaną psychikę. Dokonujesz właściwej selekcji uderzeń, jest sporo pomyślunku w twoim tenisie. Czy ćwiczysz jogę, aby zachować harmonię ducha?

- Nie, zupełnie nic z tych rzeczy. W życiu nie byłam na pilatesie, nigdy nie byłam na jodze. Jedyne, na co sama sobie chodzę albo z siostrą Ulą, to na tańce. Tańczymy i dance i latino, bardzo lubimy też zumbę. Szczególnie gdy przebywam w Krakowie uwielbiam chodzić na tańce. Jestem zrelaksowana, gdy spędzę trochę czasu na parkiecie.

Na drugą część rozmowy z nową czwartą rakietą świata zapraszamy w niedzielę.

Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online. (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×