Łukasz Iwanek: Radwańska czyta ze zrozumieniem

Agnieszka Radwańska podczas Rolanda Garrosa przeżyła bolesne rozczarowanie. Znów jej katem okazała się Swietłana Kuzniecowa i Polka pozostaje bez ćwierćfinału na paryskich kortach.

Zacznę od tego, że na kortach Rolanda Garrosa Agnieszce Radwańskiej nigdy nie grało się dobrze i po spojrzeniu w drabinkę można się było obawiać, że koszmar minionych lat powróci. Z drugiej strony wszystko wskazywało na to, że Polka wzniosła się już na taki poziom, że tym razem w Paryżu się przełamie, ale nawet po wyeliminowaniu gasnącej Venus Williams droga ku temu wiodła przez góry i doliny. Po pokonaniu Amerykanki trzeba było znaleźć sposób na nieobliczalną Swietłanę Kuzniecową. Rosjanka, nawet jak od dłuższego czasu jest w słabej formie, jest tenisistką mającą tak olbrzymie możliwości fizyczno-techniczne, że w końcu jakiś jeden mecz może jej wyjść. Tak było w starciu z Radwańską, którą zniszczyła forhendowym topspinem.

Co się przyczyniło do rozczarowującego występu Radwańskiej w Paryżu? Przede wszystkim słabszy serwis, który nie był na tak złym poziomie (głównie chodzi o drugi), jak to w przeszłości bywało, ale też nie tak solidny, jak w ostatnich miesiącach i Kuzniecowa bezlitośnie to wykorzystała. Agnieszka próbowała trzymać piłkę w korcie i momentami nieźle to jej wychodziło, ale liczenie wyłącznie na błędy rywalki okazało się taktyką samobójczą, bo Kuzniecowa wyjątkowo nie chciała psuć. Taki wariant trzeba było jednak brać pod uwagę, bo Swieta w Paryżu jest niebezpieczna nawet wówczas, gdy ciężko spodziewać się po niej dobrej gry. Na dziesięć startów w Rolandzie Garrosie Rosjanka tylko dwa razy odpadła przed IV rundą, a pięć razy docierała do ćwierćfinału. I to właśnie Rosjanka wywoływała moje największe obawy w kontekście walki Agnieszki o jej pierwszy ćwierćfinał w Paryżu.

Radwańska bez wątpienia była zbyt pasywna i brakowało jej pomysłu na rozmontowanie doskonale funkcjonującej rosyjskiej maszyny. O tym, że można było coś więcej ugrać nawet z mającą wspaniały dzień Kuzniecową przekonaliśmy się na początku II seta, gdy Isia goniła z 0:3 i o mały włos nie wyrównała na 3:3 (miała 40-15). Parę razy mocniej uderzyła, zaczęła grać głęboką piłkę, przestała kalkulować, tylko sama próbowała przejąć inicjatywę, weszła kilka razy w kort. W ten sposób Polka doczekała się paru błędów Rosjanki, ale sama je na niej wymusiła własną odważniejszą grą. Gdy już prawie zaczęła łapać swój rytm, znowu stanęła, a tego dnia każdy nawet najmniejszy przestój krakowianki napędzał grę Kuzniecowej, która jako pierwsza odwracała kierunek wymian. To Swieta w tym pojedynku przejawiała inwencję twórczą (nie unikała wypraw do siatki i grania drop-szotów), czym dodatkowo Agnieszkę zaskoczyła. Na nieszczęście Radwańskiej Kuzniecowa rozegrała swój najlepszy mecz od 2009 roku, gdy triumfowała w Paryżu. Świetnie czytała grę krakowianki, optymalnie wykorzystywała geometrię kortu, zmuszając rywalkę do biegania od narożnika do narożnika. W głowie Rosjanki tym razem wykluły się szalone pociski nierzadko zahaczające linię, bardzo dobre returny, no i świetny serwis: to wszystko robiło wielką różnicę.

Kolejny czynnik to aspekt psychologiczny. Agnieszka będąc trzecią rakietą świata przystępowała do meczu jako faworytka i zapewne w jej głowie zaświtała taka myśl: kiedy jak nie teraz mam ujarzmić tęgo rosyjskiego potwora? Jednak, gdy przyszło do meczu, od początku w jej poczynaniach na korcie widać było obawę, że Kuzniecowa znowu ją rozstrzela. Rosjanka tego dnia była mocniejsza fizycznie (co żadnym zaskoczeniem nie jest) i mentalnie, wzorowo realizowała taktykę, nie pozwalając na rozgrywanie długich wymian. To, że mecz rozgrywany był na paryskiej mączce nie jest bez znaczenia, bo Swieta czuje się na niej jak ryba w wodzie, a Agnieszce do komfortu poruszania się po tych kortach jeszcze trochę brakuje. W Paryżu szczególnie dobrze funkcjonuje forhendowy topspin Kuzniecowej, która w meczu z Radwańska grała go z niemal chirurgiczną precyzją i Polka niemal nie miała okazji do kontr.

Kuzniecowa to jeden z koszmarów Radwańskiej, z którym nie potrafi sobie poradzić. Śmiem nawet twierdzić, że Rosjanka w tej chwili jest tym największym, bo jej tenis kryje całą masę pułapek, w które Agnieszka ciągle wpada. Polka jednak długi czas nie potrafiła znaleźć sposobu na Franceskę Schiavone, by w ubiegłym sezonie pokonać Włoszkę trzy razy. Radwańska przełknęła już nie jedną gorzką pigułkę, ale uczy się na błędach i potrafi wyciągać wnioski z własnych porażek. Czasem może się wydawać, że ta nauka idzie w las, a tymczasem krakowianka zamiast metody: zakuj, zdaj, zapomnij - stosuje metodę: czytaj ze zrozumieniem. Kuzniecowa to w tej chwili jedyna tenisistka, która na kortach Rolanda Garrosa w oczach Polki budzi strach i generalnie jedna z niewielu, na którą Isia wciąż nie może znaleźć sposobu. Gdy Agnieszka nauczy się, jak grać z Rosjanką, łatwiej jej będzie zniwelować ryzyko przedwczesnego odpadnięcia w Paryżu, a tym samym znacząco zwiększyć szansę na sukces.

@lukasziwanek

Źródło artykułu: