Djoković przejdzie do historii? - zapowiedź turnieju mężczyzn Australian Open

Już tylko kilkadziesiąt godzin dzieli nas od rozpoczęcia pierwszego tegorocznego turnieju z cyklu Wielkiego Szlema. W zgodnej opinii faworytem jest Novak Djoković, ale chrapkę na triumf mają też inni.

Marcin Motyka
Marcin Motyka
Novak Djoković

Obrońca tytułu jest w zgodnej opinii kibiców, bukmacherów oraz ekspertów murowanym faworytem do zwycięstwa w tegorocznej edycji turnieju. W bardzo cenionej ankiecie na stronie internetowej stacji ESPN, głos na Serba oddało aż dziesięciu z jedenastu ankietowanych, wśród których byli renomowani dziennikarze, a także byłe sławy tenisa. Na korzyść lidera rankingu działa również korzystny układ drabinki turniejowej, bowiem jego dwaj najwięksi rywale w osobach Andy'ego Murraya i Rogera Federera znaleźli się w dolnej połówce drabinki.

Forma Djokovicia nie jest do końca znana. Tenisista z Belgradu nie zagrał w tym roku w żadnym oficjalnym turnieju głównego cyklu, w zamian biorąc udział w pokazówce w Abu Zabi, którą wygrał w finale pokonując Nicolása Almagro, oraz wspólnie z Aną Ivanović reprezentując swój kraj w Pucharze Hopmana, gdzie zaliczył niespodziewaną porażkę z Bernardem Tomiciem.

Serb znakomicie czuje się w Melbourne, a tamtejsze wolne korty bardzo mu odpowiadają. Ma na koncie już trzy zwycięstwa w tym turnieju i to właśnie w Australii odniósł swój pierwszy wielki triumf wygrywając całą imprezę przed czterema laty. Także tutaj rozegrał - jak sam mówi - swój najlepszy mecz w karierze, pokonując w ubiegłorocznym finale po epickim boju Rafaela Nadala, a we wcześniejszym meczu półfinałowym w równie dramatycznych okolicznościach uporał się z Andym Murrayem.

Obecny lider rankingu ATP pozostaje niepokonany w Australian Open od dwóch sezonów. Ostatnim, który znalazł na niego sposób, był trzy lata temu w fazie ćwierćfinałowej niegrający już Amerykanin Andy Roddick. Zapewne Novak zrobi wszystko, aby podtrzymać swoją passę i znów wyjechać z Melbourne w glorii chwały.

Roger Federer

Mimo zaawansowanego jak na zawodowego tenisistę wieku, Szwajcar wciąż niejako z urzędu jest wymieniany wśród faworytów przed każdym turniejem wielkoszlemowym. Nic zresztą dziwnego, przecież jest 17-krotnym zwycięzcą zawodów Wielkiego Szlema, a w Melbourne wygrywał pięciokrotnie.

W przededniu imprezy w Melbourne Park dyspozycja Federera jest wielką niewiadomą. W tym roku bazylejczyk zrezygnował ze startu w turnieju w Ad-Dausze, który od kilku lat był dla niego tradycyjnym przetarciem przed melberneńskim Szlemem. Zamiast tego wybrał spokojnie treningi w Dubaju oraz na australijskiej ziemi.

Federer ostatni sukces w Australian Open świętował trzy lata temu, a w dwóch poprzednich edycjach tego turnieju kończył zmagania na półfinale. W tym sezonie również jest zaliczany do grona faworytów, aczkolwiek wielu fachowców nie wróży szwajcarskiemu zawodnikowi końcowego triumfu, zwracając uwagę na jego wiek, a także na niezbyt mu pasującą wolną nawierzchnię w Melbourne.

Po stronie plusów Szwajcara należy zapisać ciągle wielkie czysto tenisowe umiejętności i niebagatelne doświadczenie w grze o najwyższe o laury. Rogera nie można skreślać, choć w tym roku wiele elementów, z trudną drabinką włącznie, sprzysięgło się przeciw temu wybitnemu tenisiście.

Andy Murray

Wygrywając US Open w ubiegłym roku w końcu spełnił wielkie oczekiwania rodaków i stał się przed pierwszym od ponad 70 lat brytyjskim mistrzem wielkoszlemowym. Fani tenisa na Wyspach mają teraz nadzieję, że nowojorski triumf to dopiero początek wielkoszlemowych sukcesów tego tenisisty.

Murray starty w sezonie 2013 zainaugurował wygrywając, tak jak w roku ubiegłym, turniej w Brisbane. Jednak styl w jakim triumfował w stolicy stanu Queensland wzbudził w Wielkiej Brytanii powody do niepokoju. Szkot uspokajał, twierdząc, że ciężko przepracował zimowy okres przygotowawczy w Miami, a podczas Australian Open będzie w swojej optymalnej formie.

Na kortach w Melbourne tenisista z Dunblane już dwukrotnie miał zaszczyt wystąpić w finale, lecz na pewno nie będzie miło wspominał tych pojedynków. W 2010 roku został wręcz upokorzony przez Federera, natomiast rok później żadnych szans nie dał mu Djoković. W obu tych starciach szkocki zawodnik nie ugrał nawet jednego seta.

Przed startem tegorocznej edycji Australian Open w ojczyźnie Murraya znów wybuchł prawdziwy szał. Miejscowe media rozpisują się o jego szansach na końcowy triumf, zwracając uwagę jednak, że to pierwszy Szlem od dawien dawna do którego może przystąpić nie dźwigając na swoich barkach presji całego Zjednoczonego Królestwa, albowiem ma już na koncie wielkoszlemowy tytuł.

Juan Martín del Potro

Argentyńczyk jako jeden z dwóch tenisistów, obok Murraya, potrafił w ostatnich latach przerwać wielkoszlemową hegemonię tzw. "Wielkiej Trójki" (Federer, Nadal, Djoković), okazując się najlepszym podczas US Open 2009. Rozwój tego niezwykle utalentowanego tenisisty przerwała paskudna kontuzja nadgarstka, przez którą stracił cały sezon 2010. Obecnie, ku uciesze licznej rzeszy jego fanów, ze zdrowiem Del Potro jest wszystko w porządku.

Na turniej przygotowawczy przed Australian Open argentyński tenisista wybrał pokazową imprezą w Kooyongu. Doszedł w niej do finału, pokonując po drodze Paula-Henriego Mathieu i Marcosa Baghdatisa, przegrywając dość gładko w meczu o tytuł z Lleytonem Hewittem. Porażka z Australijczykiem zaniepokoiła sympatyków zawodnika z Tandil i powoduje, że na jego formę spogląda się z dużą dozą niepewności.

Wyniki, które del Potro osiągał na kortach Melbourne Park nie są oszałamiające. Najlepszymi rezultatami Argentyńczyka są dwa ćwierćfinały, osiągnięte w latach 2009 i 2012, w obu przypadkach przegrane z Federerem.

Del Potro jest dość nisko rozstawiony (z numerem siódmym) i wielkiego pecha ma ten gracz, któremu los przydzielił Argentyńczyka w ćwiartce drabinki (od piątku wiemy, że tym pechowcem jest Murray). Oczywiście argentyńskiego zawodnika nie można stawiać w gronie ścisłych faworytów imprezy, aczkolwiek nie od dziś wiadomo, że "Palito" lubi atakować z drugiego szeregu. Nie wiadomo także, jak bardzo na jego dyspozycję wpłynęła głośna w jego ojczyźnie afera spowodowana nieprzyzwoitymi rozmowami, których nagrania ujrzały światło dzienne.

David Ferrer

Od kilku sezonów prezentuje stały wysoki poziom, który pozwala na bezproblemowe utrzymywanie się w czołowej piątce rankingu, jednocześnie cały czas pozostaje w cieniu swojego słynniejszego rodaka - Rafaela Nadala. W Melbourne pod nieobecność Rafy będzie największą nadzieją Hiszpanii na sukces.

W początkowych dwóch tygodniach tego sezonu Ferrer był najbardziej zapracowanym tenisistą z czołówki. Gdy inni występowali w pokazówkach, bądź intensywnie trenowali, Hiszpan zdążył zagrać w dwóch imprezach. W Ad-Dausze przegrał w półfinale z Nikołajem Dawidienką, zaś w Auckland sięgnął po turniejowy skalp, wygrywając w finale z Philippem Kohlschreiberem.

Hiszpan jest niezwykle niewygodnym tenisistą, lecz nie posiada konkretnych walorów, które umożliwiłyby mu postawienie oporu Federerowi, Djokoviciowi czy Murrayowi. Wyróżnia się solidnością, niezwykłym zaangażowaniem w grę, żelazną kondycją i walką do upadłego, ale te atuty nie wystarczają w starciach z graczami ze ścisłego topu.

Ostatnie występy w Australian Open tenisista z Walencji może zaliczyć do udanych. Przed dwoma laty w ćwierćfinale pokonał Nadala, a w meczu o finał nie sprostał Murrayowi. W poprzednim roku skończył udział w turnieju na ćwierćfinale, ulegając Djokoviciowi. W tym sezonie będzie rozstawiony z numerem czwartym, a to oznacza, że faza półfinałowa jest jak najbardziej w jego zasięgu.

Powyżej przedstawiono pięciu największych faworytów 101. edycji Australian Open. Warto też poświęcić kilka zdań tenisistom stojących nieco z boku, ale zawsze zdolnych do sprawienia niespodzianki.

Jednym z potencjalnych "czarnych koni" imprezy może być Tomáš Berdych. Czech, który w Melbourne będzie rozstawiony z numerem piątym, zaznał już smaku wielkoszlemowego finału, był także kilka razy w półfinale. Tym razem losowanie ułożyło się dla niego niekorzystnie. O ile w początkowych czterech rundach nie powinien mieć problemów, to w ewentualnym ćwierćfinale czeka go zapewne bój z Novakiem Djokoviciem.

Innym, zawsze gotowym do sprawienia sensacji zawodnikiem jest Jo-Wilfried Tsonga. Francuz zawsze z sentymentem wraca na korty Melbourne Park, ponieważ właśnie tu odniósł swój największy sukces, docierając przed czterema laty do finału całej imprezy. Do tegorocznego turnieju Tsonga przystępuje z równie wielkimi aspiracjami.

O niespodziankę będzie starać się także waleczny Serb Janko Tipsarević, warto śledzić występy niespełnionego talentu francuskiego tenisa - Richarda Gasqueta. Groźni będą też niezwykle zdolni Milos Raonić, Kei Nishikori oraz Bernard Tomic.

Polscy fani będą ściskać kciuki za Jerzego Janowicza i Łukasza Kubota. Los sprawił, że nasi tenisiści mogą trafić na siebie w III rundzie. Aby tak się stało, oznaczony numerem 24. Janowicz musi pokonać Simone Bolellego, a potem Björna Phau albo Somdeva Devvarmana. Kubota czeka cięższe zadanie - w I rundzie trafił na Daniela Gimeno z Hiszpanii, a w ewentualnej II fazie zmierzy się najprawdopodobniej z rozstawionym z "dziesiątką" rodakiem Gimeno, Nicolásem Almagro.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×