BMW Open - niemiecki finał po 48 latach

W niedzielę w stolicy Bawarii zakończył się tenisowy turniej BMW Open. Na monachijskiej mączce emocji nie brakowało, a ostatni dzień okrasił rozegrany po raz pierwszy po 48 latach niemiecki finał.

Na kortach wielce zasłużonego dla niemieckiego tenisa klubu Iphitos w Monachium rozegrane zostały już po raz 98. Międzynarodowe Mistrzostwa Bawarii. Na liście dotychczasowych zwycięzców BMW Open znajdują się nazwiska uznanych sław światowego tenisa: Manuel Orantes, Guillermo Vilas, Ivan Lendl, Michael Stich czy Roger Federer. W historię tego turnieju wpisał się również Wojciech Fibak, który dwukrotnie wygrał rywalizację deblową: w 1975 roku z Janem Kodesem, a w 1984 roku jego partnerem był 16-letni tenisowy żółtodziób... Boris Becker. Rok później ów "czeladnik" Wojtka wygrał Wimbledon, pozostając do dzisiaj najmłodszym triumfatorem najbardziej legendarnego turnieju świata.

Podczas tegorocznej imprezy, niestety, pogoda nie rozpieszczała zarówno zawodników, jak i liczną rzeszę tenisowych fanów. Poza pierwszomajowym słonecznym dniem, tylko finałowa niedziela była rozegrana w idealnej pogodzie, a jej sportowy aspekt osiągnął optymalny poziom w postaci, rozegranego po 48 latach, niemieckiego finału.

Weteran światowych kortów, 35-letni Tommy Haas wygrał jak najbardziej zasłużenie swój 14. zawodowy tytuł. Były wicelider rankingu ATP przeżywa renesans formy i nie ukrywa, że jego celem jest ponowny akces do nobliwego towarzystwa Top 10. Trenujący przez wiele lat u Nicka Bollettieriego w Bradenton na Florydzie jest po Federerze najbardziej estetycznym graczem tenisowego Touru. Jego klasyczny, jednoręczny bekhend, a także cała technika uderzeń powodują, że koneserzy tenisa w pełni delektują się podczas oglądania Haasa na wszystkich kortach świata.

35-letni Tommy Haas odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo na bawarskiej mączce
35-letni Tommy Haas odniósł pierwsze w karierze zwycięstwo na bawarskiej mączce

Tuż po ostatniej piłce Niemiec w euforii szczęścia "wyłożył" się na ceglanej mączce, następnie wziął na ręce kilkuletnią córkę Walentynę, by w końcu po odebraniu czeku w wysokości 74.000 Euro, odbyć honorową rundę za kierownicą najnowszego, sportowego kabrioletu BMW. A propos córeczki Walentyny, dodam, że już po raz drugi w tym roku przyniosła swojemu sławnemu tacie ogromną dozę satysfakcji. Była ona również obecna podczas sensacyjnego zwycięstwa Haasa nad Novakiem Djokoviciem podczas turnieju w Miami.

Przegrany finalista Philipp Kohlschreiber miał już w latach 2007 i 2012 przyjemność podobnej przejażdżki, ale tym razem przysłowie "do trzech razy sztuka" się nie sprawdziło. Zresztą Kohlschreiber troszkę tylnymi drzwiami dostał się do niedzielnego finału, gdyż dzień wcześniej przegrywał 4:2 i 40-0 w trzecim secie ze znakomicie dotychczas serwującym Danielem Brandsem. Wyglądało na to, jakby w tym momencie wyczerpała się serwisowa pula asów i mierzący prawie dwa metry wzrostu Brands, po prostu... przestał grać.

Na monachijskich kortach wystąpił również Łukasz Kubot. Po gładkich, trzech eliminacyjnych zwycięstwach, w turnieju głównym Polak trafił w pierwszej rundzie na bardzo niewygodnego Floriana Mayera. Łukasz ambitnie walczył, ale w końcówce zabrakło przysłowiowego łutu szczęścia. Po długim i wyczerpującym fizycznie meczu Polak przegrał 6:7, 6:4, 5:7. Po krótkim odpoczynku Kubot wystąpił w grze deblowej, niestety, nie w pełni zregenerowany i w dodatku nienależycie wspierany przez partnera Santiago Giraldo, polsko-kolumbijska para przegrała z... parą kolumbijską Cabal/Farah 4:6, 2:6.

Atrakcją turnieju miał być, powracający po długotrwałej kontuzji na korty, oryginalny Gael Monfils. W drugiej rundzie trafił on jednak na kapitalnie serwującego, wspomnianego Brandsa, który dosłownie "rozstrzelał" bezradnego przy returnie Francuza. W pewnym momencie trzeciego seta zabawny Monfils oświadczył sędziemu, swojemu trenerowi i publiczności, że przy prawie stuprocentowej skuteczności pierwszego serwisu Niemca, dalsza gra zupełnie straciła sens. Po kilkunastu minutach wynik decydującego seta 6:0 tylko potwierdził, trochę humorystyczną, ale w pewnym stopniu, również realną prognozę przebiegu decydującej fazy gry.

Michaił Jużny i Tommy Haas znakomicie prezentowali się w tradycyjnych bawarskich strojach (foto: Martin Hangen)
Michaił Jużny i Tommy Haas znakomicie prezentowali się w tradycyjnych bawarskich strojach (foto: Martin Hangen)

Organizacja turnieju BMW Open była zgodnie z tradycją optymalna, a ciekawostką jest fakt, że cały turniej przebiegał pod dyktando trzech byłych niemieckich graczy daviscupowych: Charly Steeb – główny organizator, Patrik Kuehnen – dyrektor turnieju i Bernd Karbacher – doradca turnieju. Oprócz doznań stricte tenisowych byliśmy świadkami kilku imprez towarzyszących. Na pierwszy plan wybija się wtorkowe Players Party, gdzie oprócz zawodników spotkałem wiele osób z pierwszych stron gazet. Wręcz oblegany był gwiazdor Bayernu, supersnajper Mario Gomez, który 25 maja na londyńskim Wembley może rozstrzygnąć o wygraniu Pucharu Europy. Kolejnym, godnym uwagi pozakortowym wydarzeniem, był turniej golfowy na renomowanym, monachijskim obiekcie Eichenried, na którym swój kunszt demonstrował przed laty sam Tiger Woods. Natomiast absolutnym fotograficznym hitem okazało się zdjęcie Tommy Haasa w tradycyjnym, bawarskim stroju.

Za kulisami tenisowych meczów, można już było wyczuć zbliżającą się za dwa lata, wielką fetę: 100–lecie ważnego dla tenisa i miasta Monachium międzynarodowego wydarzenia. Moim osobistym zdaniem, byłaby to znakomita okazja do podwyższenia puli nagród, która spowoduje przyjazd na Iphitos zawodników z absolutnie ścisłej światowej czołówki.

Na koniec, moje spostrzeżenie dotyczące wrześniowego meczu o Puchar Davisa w Warszawie z Australią. Okazuje się, że na obrzeżach Monachium mają swoją bazę treningową najlepsi gracze z Antypodów. Ciekawe, czy monachijskie warunki treningowe okażą się dla Hewitta i spółki skuteczne w walce z naszą daviscupową reprezentacją, która bezsprzecznie jest najmocniejszą od czasów Wojciecha Fibaka.

Maciej Dobrowolski

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Źródło artykułu: