BMW Open - niemiecki finał po 48 latach
W niedzielę w stolicy Bawarii zakończył się tenisowy turniej BMW Open. Na monachijskiej mączce emocji nie brakowało, a ostatni dzień okrasił rozegrany po raz pierwszy po 48 latach niemiecki finał.
Na kortach wielce zasłużonego dla niemieckiego tenisa klubu Iphitos w Monachium rozegrane zostały już po raz 98. Międzynarodowe Mistrzostwa Bawarii. Na liście dotychczasowych zwycięzców BMW Open znajdują się nazwiska uznanych sław światowego tenisa: Manuel Orantes, Guillermo Vilas, Ivan Lendl, Michael Stich czy Roger Federer. W historię tego turnieju wpisał się również Wojciech Fibak, który dwukrotnie wygrał rywalizację deblową: w 1975 roku z Janem Kodesem, a w 1984 roku jego partnerem był 16-letni tenisowy żółtodziób... Boris Becker. Rok później ów "czeladnik" Wojtka wygrał Wimbledon, pozostając do dzisiaj najmłodszym triumfatorem najbardziej legendarnego turnieju świata.
Podczas tegorocznej imprezy, niestety, pogoda nie rozpieszczała zarówno zawodników, jak i liczną rzeszę tenisowych fanów. Poza pierwszomajowym słonecznym dniem, tylko finałowa niedziela była rozegrana w idealnej pogodzie, a jej sportowy aspekt osiągnął optymalny poziom w postaci, rozegranego po 48 latach, niemieckiego finału.
Przegrany finalista Philipp Kohlschreiber miał już w latach 2007 i 2012 przyjemność podobnej przejażdżki, ale tym razem przysłowie "do trzech razy sztuka" się nie sprawdziło. Zresztą Kohlschreiber troszkę tylnymi drzwiami dostał się do niedzielnego finału, gdyż dzień wcześniej przegrywał 4:2 i 40-0 w trzecim secie ze znakomicie dotychczas serwującym Danielem Brandsem. Wyglądało na to, jakby w tym momencie wyczerpała się serwisowa pula asów i mierzący prawie dwa metry wzrostu Brands, po prostu... przestał grać.
Na monachijskich kortach wystąpił również Łukasz Kubot. Po gładkich, trzech eliminacyjnych zwycięstwach, w turnieju głównym Polak trafił w pierwszej rundzie na bardzo niewygodnego Floriana Mayera. Łukasz ambitnie walczył, ale w końcówce zabrakło przysłowiowego łutu szczęścia. Po długim i wyczerpującym fizycznie meczu Polak przegrał 6:7, 6:4, 5:7. Po krótkim odpoczynku Kubot wystąpił w grze deblowej, niestety, nie w pełni zregenerowany i w dodatku nienależycie wspierany przez partnera Santiago Giraldo, polsko-kolumbijska para przegrała z... parą kolumbijską Cabal/Farah 4:6, 2:6.
Atrakcją turnieju miał być, powracający po długotrwałej kontuzji na korty, oryginalny Gael Monfils. W drugiej rundzie trafił on jednak na kapitalnie serwującego, wspomnianego Brandsa, który dosłownie "rozstrzelał" bezradnego przy returnie Francuza. W pewnym momencie trzeciego seta zabawny Monfils oświadczył sędziemu, swojemu trenerowi i publiczności, że przy prawie stuprocentowej skuteczności pierwszego serwisu Niemca, dalsza gra zupełnie straciła sens. Po kilkunastu minutach wynik decydującego seta 6:0 tylko potwierdził, trochę humorystyczną, ale w pewnym stopniu, również realną prognozę przebiegu decydującej fazy gry.Za kulisami tenisowych meczów, można już było wyczuć zbliżającą się za dwa lata, wielką fetę: 100–lecie ważnego dla tenisa i miasta Monachium międzynarodowego wydarzenia. Moim osobistym zdaniem, byłaby to znakomita okazja do podwyższenia puli nagród, która spowoduje przyjazd na Iphitos zawodników z absolutnie ścisłej światowej czołówki.
Na koniec, moje spostrzeżenie dotyczące wrześniowego meczu o Puchar Davisa w Warszawie z Australią. Okazuje się, że na obrzeżach Monachium mają swoją bazę treningową najlepsi gracze z Antypodów. Ciekawe, czy monachijskie warunki treningowe okażą się dla Hewitta i spółki skuteczne w walce z naszą daviscupową reprezentacją, która bezsprzecznie jest najmocniejszą od czasów Wojciecha Fibaka.
Maciej Dobrowolski
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!