W Perth spełnią się marzenia Radwańskich i Panfilów

Grzegorz Panfil jest w Gliwicach na treningu. Dzwoni telefon. Radosław Szymanik. Janowicz nie zagra w Hopmanie. Jesteś zainteresowany? To lecisz. - Właściwie w ogóle się nie zastanawiałem - przyznaje.

We wtorek podczas treningu znów odzywa się komórka. Potwierdzenie. Przez resztę dnia Panfil kontaktuje się z organizatorem z Perth, do wieczora załatwia wizę. 25 grudnia miał lecieć na eliminacje turnieju ATP World Tour w Madrasie, w Indiach. Ma już nową rezerwację: 26 grudnia, lot z Warszawy, kierunek: Australia.

Pierwszą rakietę kraju w nieoficjalnych drużynowych mistrzostwach świata lub mistrzostwach par mieszanych (nazwa umowna; w jednym meczu po jednej grze męskiej, kobiecej plus mikst) zastępuje rakieta numer cztery. Naturalni rezerwowi, obeznani z tenisem w premierowym cyklu Łukasz Kubot i Michał Przysiężny, mają plany turniejowe w ATP World Tour.

Radosław Szymanik, kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa, pośredniczy w zwerbowaniu partnera dla Agnieszki Radwańskiej. Choć Panfil będzie w Perth postacią anonimową, rodzynkiem obok piętnastu gwiazd lub gwiazdek, mistrzów wielkoszlemowych i postaci z pierwszych stron gazet, impreza jest uratowana: zespoły rozstawione (Polska na bazie sumy rankingów została numerem jeden), rozlosowane grupy, od dawna wiadomo już, kto z kim zagra.

Puchar Hopmana to wydarzenie towarzyskie, ale z doborową obsadą: w tej edycji wystąpią Jo-Wilfried Tsonga, John Isner, Radek Stepanek. Nie ma punktów do rankingu, ale jest święto tenisa i rozgrzewka na wysokim poziomie przed inicjacją sezonu. Uczestnicy są traktowani jak honorowi goście. - Odpisują na mejle - mówi Panfil, lekko jakby oszołomiony taką praktyką strony turniejowej - i odbierają nas z lotniska.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Perspektywa meczów z Milosem Raoniciem i Bernardem Tomiciem działa na wyobraźnię człowieka, który od niemal siedmiu i pół roku czeka na występ w premierowym cyklu (jeden dotąd: dzika karta w Sopocie w 2006 roku). - Jak będzie? Fajnie! - śmieje się Panfil. - A tak na serio, to będzie można powiedzieć tylko po meczu. Na chwilę obecną jeszcze nie do końca w to wszystko wierzę, w to, co się wydarzyło. Muszę się troszeczkę z tym oswoić.

Po Pucharze Hopmana (finał 4 stycznia) nie ucieka z Australii. Będzie czekał na rozwój sytuacji na liście zgłoszeń do rozpoczynających się 8 stycznia eliminacji Australian Open w Melbourne. - Jest dwudziestu oczekujących. Mam szansę dostać się do tych kwalifikacji - mówi trzykrotny reprezentant w Pucharze Davisa, deblowy mistrz Australian Open juniorów z 2006 roku.

Na razie nie przeszkadza Isi

Wtorek wieczorem. Panfil rozmawia przez telefon z Janowiczem. - Gadaliśmy tak generalnie. Pytałem, jak się czuje. Życzył mi powodzenia - mówi. Janowicz chce być pewny, że uraz kości śródstopia nie przeszkodzi mu w występie w Melbourne.

Za tydzień Wigilia, u Panfilów. - Cieszę się, że spędzę ją w domu, bo myślałem, że mnie ominie. Puchar Hopmana to nie jest turniej ATP, nie ma z niego profitów do rankingu, ale to prestiż - bardzo duży. Dostałem taki fajny prezent pod choinkę.

Śląsk, baza mańkuta z Zabrza. - Przygotowania idą dobrze, fajnie mija nam czas z Bartkiem Dąbrowskim, Mikołajem Jędruszczakiem, Andriejem Kapasiem. Jestem przygotowany. Czuję się dobrze, nic mnie nie boli.

Z Radwańską w tych dwóch gorących dniach nie rozmawiał. - Agnieszka gra w lidze w Czechach. Nie chciałem jej jeszcze przeszkadzać.

Przed kilkoma laty wygłupiali się w jednej parze na pokazówce podczas Challengera w Poznaniu. - Były takie zabawy, w poważnym turnieju nigdy razem nie wystąpiliśmy - opowiada.

Dzieli ich rok, łączy cała historia startów na krajowych kortach. - Mieliśmy po 11-12 lat - przywołuje Panfil anegdotę z turnieju dla dzieci w Opalenicy. - Nasi rodzice marzyli sobie razem, jakbyśmy to zagrali kiedyś z Agnieszką miksta w dorosłym tenisie. Marzenia spełniają się po kilkunastu latach. Nie wiem, czy Agnieszka to pamięta, ale ja tak. Nawet dzisiaj siedziałem sobie z tatą i wspominałem te chwile.

Panfil w zawodowej karierze nie wystąpił jeszcze w grze mieszanej; szansa na to jest w Wielkim Szlemie, a blondyn z Zabrza wciąż czeka na debiut tam w którejkolwiek konkurencji tenisowej.

Jeżeli Przysiężny i Janowicz potrzebowali potyczki z Murrayem, a Kubot wygranej nad Roddickiem, by zdać sobie sprawę z drzemiącej w każdym z nich siły, oby i dla Panfila nastała w końcu chwila nabrania przekonania o swojej wartości i rozpoczęcia pogoni za kolegami.

Komentarze (9)
Jak Feniks z popiołu
18.12.2013
Zgłoś do moderacji
3
4
Odpowiedz
Moim zdaniem janowicz to mydłek - gra tylko za kasę. 
avatar
stanzuk
18.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Miało być straszno,a będzie śmieszno. 
avatar
RvR
17.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Proponuję nowy chant: "Let's go Panf!" 
avatar
beglerbej sylistryjski
17.12.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
do boju zabrzaninie 
Sands
17.12.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Grzesiek już kilka razy pokazał, że potencjał ma. Liczę, że te zawody dadzą mu kopa, żeby częściej go pokazywał. ;)