Eksperci, kibice i dziennikarze zgodnym chórem największym wygranym losowania określili Novaka Djokovicia. Trudno się z tym nie zgodzić. Serb z pewnością nie ma prawa narzekać na turniejową drabinkę, ponieważ wszyscy jego najgroźniejsi rywale trafili do górnej połówki i między sobą będą toczyć zażarte batalie o awans do następnych rund. W tym czasie zawodnik z Belgradu ma z uśmiechem na ustach odsyłać kolejnych konkurentów i tak aż do samego finału.
Fachowcy z prestiżowego serwisu tennis.com nie mają bowiem wątpliwości i zgodnie twierdzą, że Djoković sięgnie po swój czwarty z rzędu i piąty w karierze tytuł na kortach Melbourne Park. W swych przewidywaniach dziennikarz tegoż portalu, Steve Tignor, mianuje Serba czempionem po finale z Rafaelem Nadalem. Podobnie Barry Cowan, komentator brytyjskiej stacji SkySport, według którego Djoković jest głównym kandydatem do końcowego zwycięstwa. - Australian Open to mój ulubiony Wielki Szlem, w którym odniosłem największe sukcesy. Uwielbiam spędzać tu czas - przyznaje sam Djoković. - On nie jest zadowolony z tego, że wygrał dotychczas sześć Szlemów, mimo że to wspaniałe osiągnięcie. On chce wygrać jeszcze więcej - zapowiada nowy trener obrońcy tytułu, Boris Becker.
Na przeciwnym biegunie co Serb jest Andy Murray. Szkot wrócił po rozgrywek po wyleczeniu kontuzji kręgosłupa, ale pierwszy start nie był dla niego udany, bo przegrał już w II rundzie turnieju w Ad-Dausze z Florianem Mayerem. Zwykle żądne sukcesów swojego tenisisty brytyjskie media, tym razem w bardzo wyważony sposób podchodzą do startu Murraya w Melbourne i pragną jedynie, by ich reprezentant awansował do ćwierćfinału.
- Gdyby Murray awansował do ćwierćfinału i spotkał się tam z Rogerem Federerem, myślę, że byłoby to świetne osiągnięcie, bo obecnie na pewno nie może wznieść się na taki poziom, który prezentują Rafael Nadal i Novak Djoković - bardzo sceptycznie stwierdza Barry Cowan.
Uwagę większości obserwatorów w największym stopniu przyciąga hitowy pojedynek I rundy turnieju pomiędzy wielką nadzieją australijskiego tenisa Bernardem Tomiciem a najlepszym obecnie graczem świata, Rafaelem Nadalem. Oczywiście zdecydowanym faworytem jest Hiszpan, ale Australijczyka nie można stawiać na straconej pozycji, zważywszy na to, iż tradycją jest, że Nadal w pierwszych rundach imprez wielkoszlemowych prezentuje się bardzo przeciętnie. - Myślę, że ten mecz będzie rozegrany w sesji nocnej. Będzie trudny dla obu tenisistów, ale Tomic z pewnością będzie miał wsparcie swojej publiczności - powiedział o tej parze Boris Becker.
Za plecami Nadala i Djokovicia ustawia się w szeregu pozostałych pretendentów do końcowego lauru w Australian Open. W drugiej linii znajdują się m.in. Roger Federer, Andy Murray i Juan Martín del Potro. Trzej genialni tenisiści, ale to nie do nich ma należeć melberneńska scena. Główni aktorzy mają pochodzić z Belgradu i Manacor.
Jak zwykle przy takich okazjach pojawia się mnóstwo kandydatur do miana czarnego konia. Jedną z nich jest Jerzy Janowicz, który w opinii Petera Bodo może namieszać w stawce, jak podczas Wimbledonu. - Daję szansę dwóm wielkim ludziom: Jerzemu Janowiczowi i Johnowi Isnerowi, którzy w poprzednim roku zagrali w III rundzie. Janowicz wydaje się bardziej ostry i wytrzymały - komentuje doświadczony amerykański felietonista.
O ile w wśród mężczyzn jako końcowego triumfatora wymienia się Djokovicia albo Nadala, to już u kobiet jedyną dostępną odpowiedzią na pytanie "kto wygra?" jest - Serena Williams. Na głowę Amerykanki już zakładana jest 18 wielkoszlemowa korona, a Patrick Mouratoglou, trener tenisistki z Florydy, zapowiada, że jego podopieczną stać w tym roku na wygranie wszystkich czterech imprez wielkoszlemowych.
Na główne rywalki Williams w drodze po tytuł na kortach Melbourne Park wskazuje się Wiktorię Azarenkę, Na Li i Marię Szarapową, zaś o niespodziankę mają się pokusić Sloane Stephens, Simona Halep, Cwetana Pironkowa, Sabina Lisicka czy Madison Keys.
O naszej najlepszej tenisistce, Agnieszce Radwańskiej, nie mówi się nic, ale krakowianka już niejednokrotnie udowadniała, że przy sprzyjających okolicznościach, stać ją na naprawdę wielki wynik.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!