Break point: Bezradność mistrza

Finał Wimbledonu był dla sympatyków tenisa smutną lekcją o przemijaniu, o wyższości tenisa kunktatorskiego nad ofensywnym. Unaocznił też, że upływającego czasu nie da się ot tak oszukać.

Głód rywalizacji, wola przetrwania, ale w oczach jakby strach. Drżąca ręka dzierżąca tenisową rakietę, którą przez całą długą i przepiękną karierę wbijał kolejne nieprawdopodobne winnery i odgrywał nieziemskie piłki. Niemożność posyłania uderzeń, które przez ponad dekadę były nieosiągalne dla innych rywali, a jakie zagrywał z uśmiechem na ustach, po czym tylko oczekiwał burzy braw ze strony zachwyconych widzów. I przede wszystkim bezradność. Takiego Rogera Federera można było obserwować w finale Wimbledonu 2014.
[ad=rectangle]
Pojedynek o tytuł w The Championships z Novakiem Djokoviciem uwypuklił wszystkie słabości dzisiejszego Federera. Ci, którzy interesują się tenisem nieco dłużej i mieli okazję widzieć w akcji najlepsze wydanie Szwajcara, jak na tacy dostali odpowiedź na pytanie "Ile zostało z dawnego Federera?". Niewiele. W niektórych momentach prosiło się aż o wyłączenie odbiornika, by nie brukać wspomnienia wielkiego mistrza.

Choć tenisowo wychowałem się w czasach największej dominacji Szwajcara, jego fanem nie byłem nigdy. Owszem, jako komuś, kto sam próbował grać w tenisa, imponowała mi lekkość jego gry, sposób w jaki wygrywa czy cudowne uderzenia, jakie posyłał, jakby z niczego, jakby zagranie kosmicznego winnera było najprostszą rzeczą na świecie. Bliżej mi jednak do innych, nie tak doskonałych tenisistów z pokolenia New Balls, którzy mimo że mieli wiele argumentów i nieprzeciętne umiejętności, w pierwszej dekadzie XXI wieku zostali w tak nieprawdopodobny sposób zdominowani przez arcymistrza z Bazylei.

Cechą charakterystycznego niemal każdego meczu z udziałem Federera było to, że nadawał ton grze, wyznaczał standardy kolejnej wymiany. W finale Wimbledonu fanów Helweta najbardziej mógł uderzyć fakt, że tak naprawdę to nie on decydował o przebiegu pojedynku. To nie on był autorem wyniku, jak to zwykł czynić przez prawie dekadę swoich wielkich występów. Bo wynik tego meczu od pierwszej do ostatniej piłki zależał od Djokovicia, a że przedłużył się do piątej partii, w której Federera w grze trzymały wola walki i serwis, bowiem argumentów czysto tenisowych po stronie Maestro było jak na lekarstwo, jest sprawką tylko i wyłącznie trzęsącego się na samą myśl o wygranej Serba, który na koniec przyznał, że przy piłce meczowej pragnął tylko jednego - aby Federer nie trafił pierwszym podaniem.

Z 17 wielkoszlemowymi mistrzostwami Federer jest najbardziej utytułowanym tenisistą w historii
Z 17 wielkoszlemowymi mistrzostwami Federer jest najbardziej utytułowanym tenisistą w historii

Na przestrzeni swojej kariery Federer bardzo łatwo przechodził kolejne etapy tenisowej transformacji. Zaczynał jako tenisista stricte grający w stylu serwis-wolej, który następnie przerodził się w gracza wciąż fenomenalnie czującego się w tej strefie kortu, ale mającego też niewyczerpalne zasoby gry z linii końcowej. Z biegiem kolejnych lat pęd na siatkę u Szwajcara malał. Zapewne zdawał on sobie sprawę, że musi naturalnie przesunąć swoją grę w kierunku linii końcowej, by zdobyć brakujący mu do skompletowania Karierowego Wielkiego Szlema Roland Garros, czego dokonał w 2009 roku.

W finale Wimbledonu zobaczyliśmy Federera w wersji "servebot", przez cały mecz utrzymującego się w grze dzięki podaniu, które - jak pokazał czwarty set - wcale nie było nie do przełamania. Z linii końcowej argumentów nie było i to nie tylko z bekhendu, który nie od dziś jest łakomym kąskiem dla rywali bazylejczyka. Forhend, perła w arsenale szwajcarskiego arcymistrza, też gdzieś zginął. Tenis 32-latka z Bazylei przypomina niszczejący, aczkolwiek ciągle piękny i przyciągający uwagę relikt minionej epoki tenisa.

Federer solidnej grze z linii końcowej Djokovicia bardzo często próbował się przeciwstawiać bekhendowym slajsem. Ale to nie przynosiło mu zamierzonego efektu. Federerowski slajs, w mojej opinii jedno z najpiękniejszych zagrań w historii tenisa, które należałoby umieścić jako wzór w słynnym muzeum w Sèvres, kompletnie nie wyrządza przeciwnikom krzywdy. Mając w pamięci ostre jak brzytwa, przecinające powietrze i lecące tuż nad siatką slajsy Helweta, to te, którymi nas raczył 6 lipca, należy skwitować jedynie uśmiechem politowania. Taktyka chip and charge też nie mogła dać powodzenia. Właściwie po dwóch godzinach gry to już był chip, czyli odegranie returnu slajsem. Charge, a więc natychmiastowy atak do siatki po returnie, był dla Federera iście samobójczy, bo Djoković mijał go z dziecinną łatwością, tak jak przy niemal każdej innej ofensywnej próbie zakończenia wymiany.

Wimbledon 2014 był być może ostatnią szansą dla Szwajcara na kolejny tytuł w Wielkim Szlemie
Wimbledon 2014 był być może ostatnią szansą dla Szwajcara na kolejny tytuł w Wielkim Szlemie

- Ciągle wierzę, że mogę grać ofensywny tenis - powiedział Federer, nadal żywiąc nadzieję w słuszność swojej taktyki, choć współczesny tenis rzuca kłody pod nogi typowym ofensorom. I nie chodzi tu tylko o już absurdalne zwalnianie nawierzchni, które rzekomo ma na celu podniesienie jakości widowisk. Bzdura. Poziomu meczu tenisowego nie ocenia się długością jego trwania czy ilością ponad 40-uderzeniowych wymian, a zwalnianie i zacieranie różnić pomiędzy nawierzchniami powoduje, że w tenisie dominuje kunktatorstwo i wygrywa nie ten, który ma większe umiejętności czysto tenisowe, a ten, który popełni mniej błędów i przebiegnie więcej metrów.

Dzisiejszy tenis wspomaga tenisistów, którzy są mniej utalentowani techniczno-taktycznie. Duże i ciężkie piłki, a przede wszystkim "katapultujące" naciągi rakiet, ułatwiające kontrowanie - sprawiające, iż przy odrobinie szczęścia, nawet tak krucha tenisistka jak Agnieszka Radwańska jest w stanie posłać piłkę z prędkością prawie 160 km/h - są wodą młyn dla wytrawnych defensorów, mogących przebijać żółtą piłeczkę nad siatką w nieskończoność. Kreatywni zawodnicy ze zmysłem do gry kombinacyjnej mają coraz mniej do powiedzenia, I niewiele wskazuje, aby ten trend uległ zmianie, bo patrząc na młode pokolenie - ci z lekkością gry mogą co najwyżej wyróżniać się pięknymi porażkami, albo przestawić swój tenis na tenis defensywny, zwany też ładnie "tenisem procentowym".

Głównymi aspektami tenisa procentowego są umiejętność zagrywania długich i mocnych przeważnie krosowych piłek z jak największą rotacją topspinową oraz styl prowokujący przeciwnika do popełniania błędów a ograniczający własne pomyłki do minimum. Ale jak każda dyscyplina sportu, tenis powinien dawać satysfakcję oglądającym. A patrzenie dzień w dzień przez prawie cały rok na okopanych za linią końcowych, przerzucających piłkę metry nad siatką i nierzadko wydających z siebie potępieńcze jęki tenisistów przyjemności nie daje, tylko ją odbiera.

Finał Wimbledonu 2014 był dla wielu sympatyków tenisa smutną lekcją o przemijaniu. Pokazem bezradność wielkiego mistrza. Ale też po raz kolejny unaocznił, że we współczesnym męskim tenisie wystarczy mieć w sobie wolę przetrwania, aby być o krok od wielkoszlemowego zwycięstwa. Krok, którego tym razem nie udało się postawić, a wiele wskazuje, że nie uda się już nigdy.

Marcin Motyka

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu: