Agnieszka Radwańska - Czy niemożliwe jest możliwe?

Piotr Wróbel
Piotr Wróbel
Próżny trud

Już od pierwszego znaczącego wielkoszlemowego sukcesu w karierze (US Open 2007) krakowianka marnowała szanse na wielkie wyniki. Osiem lat temu w Nowym Jorku poza zasięgiem była tylko Henin, która dominowała w przeciwnej połówce. W kolejnych latach ze Szlemami kojarzył się coraz to bardziej niedosyt. Sensacyjna porażka z Kateryną Bondarenko w Australii, problemy z przebrnięciem II rundy na Flushing Meadows. Nie wspominając o trzech kolejnych ćwierćfinałach w Melbourne (lata 2011-2013) czy też zmarnowanych szansach w meczu przeciwko Errani w Roland Garros. Sceptycy mogli marudzić odnośnie prezentowanej dyspozycji Polki, odnośnie niedostępności rywalek w ewentualnych półfinałach czy finałach. Szczerze mówiąc, niełatwo znaleźć mocne kontrargumenty do tych twierdzeń.

Pierwszym rezultatem trzeciego dnia 127. edycji Wimbledonu był krecz Johna Isnera w meczu z Adrianem Mannarino. Wylot turniejowej "18" był tylko niepozorną zapowiedzią sensacji, w jakie będzie obfitował Wimbledon anno Domini 2013. Tamtego dnia z turniejem kobiecym pożegnały się Azarenka, Szarapowa, Woźniacka, dwie najlepsze Serbki: Ivanović i Janković, a punktem kulminacyjnym "Czarnej Środy" była porażka u mężczyzn szwajcarskiego Maestro. Tymczasem Radwańska w pierwszych dwóch rundach straciła ledwie sześć gemów. Wraz z biegiem turnieju Polka miała coraz większe trudności, przegrała seta z Keys, jak również z Pironkową. Los Bułgarki na tym samym etapie podzieliła sensacyjnie Serena Williams, która odpadła z Sabiną Lisicką. Droga do wygrania pierwszego Szlema nagle stała się prostsza.

Etap ćwierćfinałów. Lisicka pewnie pokonuje Kanepi i czeka na lepszą z pary Radwańska - Na Li. Polka świetnie się broni, od czasu do czasu atakuje, ale nie wystarcza to na mądrze grającą Chinkę, która w większość ofensywnych zagrań wkłada rotację awansującą. Li dysponuje piłkami setowymi, przy jednej z nich serwuje w karo, jednak arbiter liniowy wykrzykuje "aut!". Zawodniczka nie sprawdza śladu, sędzia na stołku nie reaguje i gra toczy się dalej. Polka przełamuje, w tie breaku wygrywa seta do pięciu. W kolejnej partii krakowianka marnuje przewagę przełamania, a piłki po taśmie pomagają rywalce. Przed decydującą odsłoną Radwańska decyduje się na przerwę medyczną i od tego momentu gra jak natchniona - przejmuje inicjatywę, nie daje przeciwniczce dojść do słowa. Wygrywa 6:2 i awansuje do półfinału. Na tym etapie z zawodami żegna się Kvitová, co jest równoznaczne z dołączeniem nowej tenisistki do plejady wielkoszlemowych mistrzyń.

Bartoli gra świetnie w 1/2 finału, nie daje najmniejszych szans Flipkens. Po nich na kort wychodzą Polka i Niemka. W pierwszym secie Sabina Lisicka gra bardzo dobrze, choć rywalka nie odstępuje jej na krok. O losach partii decyduje jedno przełamanie serwisu krakowianki, która miała co prawda szansę na odrobienie straty, ale zagranie po taśmie uratowało pogromczynię Williams. Radwańska od początku drugiej odsłony gra agresywnie, dodatkowo wykorzystuje mały kryzys przeciwniczki i prowadzi 4:6, 6:2, 3:0.

Wtedy odzywają się stare demony, które nakazały krakowiance oddać inicjatywę, cofnąć się do tyłu i umożliwić powrót do meczu Lisickiej. Bardzo szybko rezultat zmienia się na 5:4 dla Niemki. Stres przy serwisie po finał okazuje się paraliżujący i Lisicka oddaje Radwańskiej gema. Polka jest już blisko upragnionego zwycięstwa, zwłaszcza gdy jest 6:5 i 15-15. Wtedy panie rozgrywają symboliczny punkt. Na wyrzucające podanie Radwańska odpowiada tuż za siatkę. Niemka gra ostrego krosa, do którego Polka ledwo dobiega i odgrywa na środek, co karci rodaczka Steffi Graf. Wściekła Isia w akcie rozpaczy rzuca rakietę w kierunku piłki. To właśnie ten punkt mógł odmienić losy jednej z najlepszych batalii tamtego sezonu. Półfinał kończy się wynikiem 9:7 dla Lisickiej, gasnąca finalistka poprzedniej edycji nieuprzejmie dziękuje rywalce za mecz i szybko ucieka z kortu, łamiąc wimbledoński zwyczaj. Ma świadomość, że w finale czeka tenisistka, z którą wygrała wszystkie siedem dotychczasowych spotkań...

Kolejne półtora roku nie przyniosło wielkich zmian. Szans na zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym już nie było. Chociaż trzeba przypomnieć tegoroczne Aussie Open. Początek zawodów nie zwiastował niczego dobrego - Polka potraciła sety z Putincewą i Pawluczenkową, a w turnieju wciąż były trzy najmocniejsze tenisistki ostatnich dwóch lat, z Azarenką na kursie kolizyjnym w 1/4 finału. Jednak w IV rundzie odpadła Szarapowa, odpadła również Serena Williams. Pokonanie Białorusinki byłoby nie tylko przerwaniem fatalnej passy w bilansie bezpośrednim, pierwszym półfinałem w Melbourne, ale też realnym sygnałem, że Radwańska jest wciąż poważną kandydatką do zdobycia wielkoszlemowego trofeum. Fenomenalny tenis, który dał pierwsze od Tokio 2011 zwycięstwo nad niewiele młodszą rywalką zachwycił światowe media, ekspertów i kibiców. Czar prysł po ledwie 24 godzinach. Unoszący się ku górze balon nadziei i oczekiwań przebiła mierząca ledwie 161 cm Dominika Cibulková, a Radwańska zdobyła w tym meczu raptem trzy gemy. Sama tłumaczyła porażkę niedostatecznym zregenerowaniem się, jej trener przyczyn szukał w sferze mentalnej. Trzy kolejne najważniejsze turnieje nawiązały do tej Radwańskiej sprzed przełomu sezonu 2011. Znów na czołówkach gazet pisało się o rozczarowaniu, klęsce i porażkach.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×