Daniel Groszewski: Jak oceniasz swój mecz półfinałowy?
- W pierwszym secie mój rywal grał znacznie lepiej ode mnie. To że udało mi się doprowadzić do tie-breaka to wielkie szczęście. Później udało mi się zagrać to, co potrafię. Dzięki temu wygrałem dwa kolejne sety. Do tej pory we wrocławskim turnieju nie przegrałem jeszcze żadnego gema serwisowego i bardzo się z tego cieszę.
Z kim chciałbyś się spotkać w finale turnieju?
- Z nikim. Tak naprawdę to nieważne, z kim się spotkam. Jurgenem Melzerem jeszcze nie grałem. Jednak od dawna się przyjaźnimy, więc przypuszczam, że stworzylibyśmy ciekawe widowisko. Z Rainerem Schuettlerem już się spotykaliśmy.
Jesteś Flamandem, co sądzisz o obecnej sytuacji politycznej w Belgii?
- Rzadko bywam w domu, a na odległość nie za bardzo śledzę, co się dzieje.
Dlaczego nie przeprowadziłeś się do państwa, które byłoby rajem podatkowym?
- W Belgii mam przyjaciół. Podatki trzeba płacić wszędzie, a ludzie na których mi zależy są właśnie tam. Są dla mnie bardzo ważni.
Mówiłeś kiedyś, że na turnieje zawsze wozisz konsolę. Grywasz na niej w tenisa?
- Teraz jej z sobą nie mam, ale jest tutaj na miejscu. Lubię grać w piłkę nożną i ścigać się w formule pierwszej. W tenisa nie gram. Wystarcza mi go na korcie, więc nie odczuwam przyjemności w graniu w tenisa na konsoli.
Jak oceniasz wrocławską publiczność?
- Znają się na zasadach kibicowania. Są kulturalni i bardzo pomagają w grze.
Jesteś pierwszym Belgiem, który może wygrać wrocławski turniej. Czy odczuwasz dodatkową presję?
- Nie ma to dla mnie znaczenia. Nie odczuwam presji. Przyjechałem tutaj przede wszystkim po to, żeby potrenować przed meczem, który gramy z Czechami w Pucharze Davisa. Poza tym chcę podnieść moje notowania w rankingu i znów wrócić do pierwszej pięćdziesiątki rankingu ATP. We Wrocławiu zdobędę sporo punktów i to się dla mnie liczy.