Mecze Amelie Mauresmo z Venus i Sereną Williams, Justine Henin, Kim Clijsters i Martiną Hingis, Lindsay Davenport i Jennifer Capriati to już klasyka kobiecego tenisa. Mecze nie tylko z tymi tenisistkami uczyniły z niej wielką gwiazdę. 3 grudnia 2009 roku Francuzka, której znakami firmowymi były jednoręczny bekhend i klasyczny wolej, zakończyła zawodową karierę 15 lat po debiucie w Rolandzie Garrosie. Zdobyła dwa wielkoszlemowe tytuły, była liderką rankingu WTA, triumfowała w Mistrzostwach WTA, zdobyła srebrny medal olimpijski, wygrała Puchar Federacji. Mogła odejść jako zawodniczka spełniona. Pustka po jej odejściu ciągle jest bardzo mocno odczuwalna.
Mauresmo miała cztery lata, gdy w 1983 roku triumf w Rolandzie Garrosie święcił Yannick Noah. Popularna Amé 23 lata później wywalczyła swoje wielkoszlemowe tytuły, choć akurat nie w Paryżu, który zawsze był dla niej przekleństwem (korty Rolanda Garrosa, bo halę Pierre'a de Coubertina, w której trzy razy była najlepsza, może wspominać tylko dobrze). Noah był dla niej inspiracją do uprawiania tenisa. Bardzo szybko pokazała, że stać ją na wiele. W 1996 roku zwyciężyła w juniorskich Rolandzie Garrosie i Wimbledonie oraz została uznana za najlepszą juniorkę świata przez Międzynarodową Federację Tenisową (ITF).
[ad=rectangle]
Walka o zburzenie muru nietolerancji
Jej debiut w głównym cyklu miał miejsce w Roland Garros 1995. Przeszła wtedy kwalifikacje, do których otrzymała dziką kartę, by odpaść w I rundzie. Rok później, również w Paryżu, wygrała swój pierwszy mecz. W grudniu 1997 roku zadebiutowała w Top 100 rankingu, a w maju 1998 w Berlinie zanotowała pierwszy finał. Mogła wtedy odpaść w decydującej rundzie kwalifikacji, ale pokonała Nowozelandkę Pavlinę Nolę po obronie piłki meczowej. W drodze do finału odprawiła dwie tenisistki z Top 3, Lindsay Davenport i Janę Novotną, a przegrała dopiero z Conchitą Martinez. W dalszej fazie sezonu doszła do III rundy US Open i urwała seta Martinie Hingis, ówczesnej liderce rankingu. Sezon 1998 był pierwszym, który ukończyła w Top 100 rankingu (od razu na 29. pozycji), a w kolejnym była już w czołowej "10". Jako zawodniczka nierozstawiona doszła do finału Australian Open 1999. Była o krok od porażki w I rundzie, ale w spotkaniu z Coriną Morariu odparła dwie piłki meczowe. W półfinale wyeliminowała Lindsay Davenport, rakietę numer jeden na świecie, a w finale uległa Martinie Hingis.
W Melbourne 19-letnia Amélie po raz pierwszy pokazała się całemu światu jako lesbijka. Po pokonaniu Davenport rzuciła się w ramiona swojej partnerki, 31-letniej właścicielki nocnego klubu Silvie Bourdon. Konferencja prasowa po tym spotkaniu przeszła do historii jako walka o szacunek dla odmiennej orientacji seksualnej. Tak jak zburzono mur berliński, tak ona walczyła o obalenie muru nietolerancji. Mauresmo stwierdziła, że sukcesy na korcie pozwoliły jej pogodzić się z własną seksualnością i odnaleźć miłość. Francuzka wielokrotnie musiała znosić homofobiczne obelgi ze strony koleżanek z kortu. Martina Hingis nazwała ją "pół panem", a Davenport stwierdziła, że "gra jak mężczyzna". Mauresmo komentując te docinki mówiła, że są one "trochę głupie". A ja dodam, że to było wręcz śmieszne, bo przecież przyszła rakieta numer jeden bardziej bazowała na bajecznej technice niż na sile fizycznej. - Lindsay uderza piłkę mocniej ode mnie, jest silniejsza i wyższa niż ja, więc to mnie naprawdę zszokowało - stwierdziła już po finale Francuzka (cytat z nytimes.com), która tak naprawdę była kobiecym odpowiednikiem Rogera Federera. Bardzo słodki smak musiało mieć dla niej zwycięstwo nad Amerykanką w Melbourne.
Mauresmo nie chciała być więźniem we własnej skórze i dlatego musiała opowiedzieć światu o swoim homoseksualizmie. Wróciła do tego już po finale Australian Open. Nie chodziło jej o to, by stać się symbolem lub znaleźć się w centrum uwagi, tylko nie chciała przechodzić obok tego tematu przez całą swoją karierę. - Gdy media pytały, co się ze mną dzieje, czułam się zobowiązana opowiedzieć o tym, ponieważ to jest część mojego życia. I tak się stało. Oczywiście nie chodzi mi o to, by każdy mnie jednoznacznie poparł. Nie każdy będzie mówił, że to jest super. Ale bez względu na to co robię, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą przeciwko mnie. Mając to na uwadze postanowiłam sprawić, by moja seksualność była jasna dla wszystkich. Wiem, że niektórzy będą mnie szanować, ponieważ to jest moja decyzja. Poza tym jest wielu sportowców, którzy są w takiej samej sytuacji, nic nie mówią i nic nie robią, tak jakby nic się nie stało - opowiadała (cytat z nytimes.com).
[nextpage]Dziś geje i lesbijki w sporcie nikogo już nie szokują, przynajmniej kibiców, ale świat sportu ciągle jest w tej kwestii bardzo konserwatywny i wciąż niełatwo jest żyć bez skrywania sekretu o odmienności seksualnej. A w tamtym okresie, gdy Mauresmo otwarcie się do tego przyznała, było to szczególnie trudne. A jednak, choć koleżanki z kortów ją wyśmiewały, choć straciła wielu sponsorów, to zyskała coś bardzo cennego. To coś to szacunek kibiców, nie tylko gejów i lesbijek, którzy stali za nią murem, doceniając jej szczerość i odwagę. W podobnej sytuacji wcześniej była Martina Navratilova, która również zdecydowała się wyjawić swój sekret. Amélie wróciła do tej kwestii, po tym jak przyleciała z Melbourne do Paryża. - Czułam się wyzwolona i dałam na to dowód moją grą - stwierdziła. - Są dziesiątki podobnych zawodniczek i zawodników, którzy nie mówią nic i często czują się nieswojo, są nieszczęśliwi (cytat z independent.co.uk). Z tego powodu była w konflikcie z własnymi rodzicami (jej ojciec zmarł 12 marca 2004 roku), ale napięcie ustało, gdy rozstała się z Bourdon.
Szybki skok do Top 10
Po trzysetowym zwycięstwie nad Davenport w półfinale Australian Open 1999, Mauresmo powiedziała: - Największą rzeczą było to, że wiedziałam, że mogę ją pokonać. Nie odniosła się wtedy jeszcze do porównywania jej przez Amerykankę do mężczyzny. - Może fakt, że jestem mocna fizycznie jej zaimponował. Oznacza to, że jestem bardzo solidną zawodniczką, więc potraktuję to jako komplement (cytat z hurriyetdailynews.com). Francuzka bardzo ciężko pracowała, by być "jedną z zawodniczek pozostających na korcie najdłużej", jak to sama określiła. I to dało efekt w postaci finału w Melbourne. - Te dwa tygodnie były niesamowite. W Australii nie potrafiłam pokonać Martiny Hingis, ale w końcu wykonałam ten ostatni krok i stałam się pretendentką w kobiecym tenisie (cytat z ameliemauresmo.fr). A z pretendentki w niedługim czasie została autentyczną gwiazdą w złotej erze WTA.
W lutym 1999 roku Mauresmo doszła do swojego pierwszego finału w hali Pierre'a de Coubertina w Paryżu. Przegrała w nim z Sereną Williams w tie breaku III seta (w ten sposób Amerykanka wywalczyła pierwszy tytuł w karierze). W maju zadebiutowała w Top 10 rankingu. Korty Rolanda Garrosa nigdy nie były dla niej szczęśliwe. Z powodu kontuzji kostki, jakiej doznała w I rundzie gry podwójnej na paryskiej cegle, musiała się wycofać z Wimbledonu. W październiku w Bratysławie Francuzka zdobyła pierwszy tytuł w WTA Tour. W finale pokonała w dwóch setach Kim Clijsters. Sezon, drugi pełny w głównym cyklu, zakończyła pierwszym w karierze występem w Mistrzostwach WTA (odpadła w I rundzie po porażce z Davenport).
Od września 1999 do kwietnia 2000 roku Davenport poniosła tylko jedną porażkę. Doznała jej właśnie z Mauresmo w finale turnieju w Sydney. Oprócz drugiej w rankingu Amerykanki, Francuzka w drodze po tytuł pokonała także piątą rakietę globu Mary Pierce i numer jeden na świecie, Martinę Hingis. Do końca roku zanotowała jeszcze dwa finały (Bol, Rzym), ale miała też poważne problemy zdrowotne, a konkretnie z plecami i nogą. Wycofała się z US Open i Mistrzostw WTA. W 2001 roku wygrała cztery turnieje - trzy z rzędu w Paryżu, Nicei i Amelia Island (miała serię 16 zwycięskich spotkań), a czwarty dołożyła w Berlinie. Ponownie nie udał się jej występ w Mistrzostwach WTA - w I rundzie przegrała z Sandrine Testud.
W 2002 roku święciła triumfy w Dubaju i Montrealu. Osiągnęła półfinały Wimbledonu i US Open i po raz trzeci ukończyła sezon w Top 10, mimo że nie zagrała w siedmiu turniejach, w tym w Mistrzostwach WTA, z powodu kontuzji prawego kolana. W kolejnych sezonach plasowała się już w czołowej "piątce". W 2003 wywalczyła tytuły w Warszawie i Filadelfii. Poza tym osiągnęła pierwszy ćwierćfinał w dziewiątym starcie w Rolandzie Garrosie. Doszła także do ćwierćfinału US Open oraz do finału Turnieju Mistrzyń, mimo że w fazie grupowej wygrała tylko jeden mecz. W półfinale pokonała Justine Henin, a w finale uległa Kim Clijsters. Francuzka sezon ten rozpoczęła w lutym i od razu doszła do finału w Paryżu. Była jedyną tenisistką, której w 2003 roku udało się pokonać obie siostry Williams. Amélie była też kluczowym ogniwem drużyny Francji w Pucharze Federacji. Rozegrała osiem gier i wszystkie wygrała, a ekipa Trójkolorowych święciła drugi triumf w rozgrywkach. Mauresmo nie zagrała nie tylko w Australian Open, ale również w Wimbledonie, bo pauzowała z powodu kontuzji żebra. Zdołała jednak utrzymać miejsce w Top 5.
[nextpage]Spełniony sen o potędze
W 2004 roku sięgnęła po pięć tytułów (Berlin, Rzym, Montreal, Linz, Filadelfia) i została pierwszą w historii liderką rankingu WTA z Francji (wciąż kraj ten nie doczekał się lidera rankingu ATP). - Kiedy dowiedziałam się, że zostanę numerem jeden po prostu zakryłam głowę rękami i popłakałam się. To była wspaniała chwila, na którą czekałam. To siedziało w mojej głowie od lat i ciężko pracowałam, by się tam znaleźć. To była nagroda za pracę, którą włożyłam i za wątpliwości, które zawsze mi towarzyszyły. Byłam taka dumna! - mówiła (cytat z ameliemauresmo.fr). Był to jej jedyny sezon, w którym w każdym z czterech wielkoszlemowych turniejów doszła dalej niż do IV rundy (półfinał Wimbledonu oraz ćwierćfinały Australian Open, Rolanda Garrosa i US Open). W Mistrzostwach WTA Mauresmo odniosła trzy grupowe zwycięstwa, w tym nad późniejszą triumfatorką Marią Szarapową, by w półfinale przegrać z Sereną Williams. W sezonie 2004 wystąpiła w 17 turniejach i tylko z jednego odpadła przed ćwierćfinałem (II runda w San Diego). Znów zdrowotne dolegliwości komplikowały jej tenisowe życie. Ćwierćfinał w Melbourne z Fabiolą Zuluagą oddała walkowerem z powodu kontuzji pleców i na korty wróciła dopiero w kwietniu. Ale spotkała ją nagroda w postaci pięciu tytułów oraz srebrnego medalu igrzysk olimpijskich w Atenach (w finale przegrała z Justine Henin). - To była wzruszająca chwila. Nie zdobyłam złotego medalu, ale i tak to było coś specjalnego, choć bardzo chciałam usłyszeć wtedy Marsyliankę - powiedziała Francuzka (cytat z ameliemauresmo.fr).
W 2005 roku wygrała cztery turnieje (Antwerpia, Rzym, Filadelfia, Mistrzostwa WTA). Filadelfia to pierwszy turniej, w którym była najlepsza trzy lata z rzędu (w latach 2005-2007 była niepokonana w Antwerpii). W pierwszym w historii francuskim finale Masters pokonała Mary Pierce i została pierwszą reprezentantką Trójkolorowych, która święciła triumf w tej imprezie. Wreszcie przyszedł najlepszy sezon w jej karierze. Wygrała Australian Open i Wimbledon, za każdym razem zwyciężając w finale Justine Henin. W Melbourne Belgijka skreczowała z powodu choroby żołądkowo-jelitowej, a w All England Club Francuzka zwyciężyła w trzech setach. - Gdy podeszłam do mojego krzesła, zdałam sobie sprawę, że to jest mój turniej - mówiła Amélie po wywalczeniu pierwszego w karierze wielkoszlemowego tytułu. - Pewnie moja reakcja byłaby inna, gdyby mecz skończył się w normalny sposób, ale i tak jest radość. Czekałam na to od dawna (cytat ze sports.espn.go.com). Siedem lat po jej pierwszym wielkim finale, mogła w końcu wznieść ręce do góry w geście triumfu.
Już nikt więcej nie wypominał jej, że jest liderką rankingu bez wielkoszlemowego skalpu. - Wiele osób powtarzało: 'ona nigdy tego nie dostanie', gdy mówili o wielkoszlemowych tytułach - stwierdziła. A jednak Amé dołączyła do panteonu największych mistrzyń. - We Francji mamy takie powiedzenie: smutek niektórych sprawia, że szczęśliwi są inni. Rzeczy w pewnym momencie się odwracają. Miałam wiele trudnych momentów w karierze. Triumfem w Wimbledonie udowodniła, że sukces w Australii nie był dziełem przypadku. - Bardzo chciałam tego zwycięstwa i nie chcę już nikomu opowiadać o moich nerwach - żartowała w wywiadzie na korcie po finałowym meczu w All England Club. - To trofeum jest wyjątkowe w tenisowym świecie i czuję się świetnie - dodała (cytat z bbc.co.uk). Henin mogła wtedy wywalczyć swoją koronę na londyńskich trawnikach, ale wspaniała Amélie jej to uniemożliwiła. Zanim pokonała Belgijkę, w półfinale wyeliminowała Marię Szarapową, z którą spotkała się tylko cztery razy i była górą w trzech ich konfrontacjach. Rosjanka jedyny raz lepsza była w drodze po tytuł w US Open 2006 i był to ich ostatni mecz.
Bajka szybko się jednak skończyła, choć nikt jej nigdy nie zabierze tego co wywalczyła w Melbourne i Londynie. W 2007 roku po siedmiu latach wypadła z Top 10, a w 2008 po raz pierwszy od 10 lat znalazła się poza czołową "20". Wszystko to był efekt prześladujących ją kontuzji. W sezonie 2007 wywalczyła tytuł w Antwerpii, a na kolejne trofeum czekała dwa lata. W lutym 2009 roku święciła triumf w hali Pierre'a de Coubertina, pokonując po drodze Agnieszkę Radwańską, Jelenę Janković i Jelenę Dementiewą. W ten sposób zdobyła 25. i, jak się okazało, ostatni tytuł w karierze. W Wimbledonie miała dużą szansę na pierwszy wielkoszlemowy ćwierćfinał od czasu półfinału US Open 2006, ale w IV rundzie przegrała z Dinarą Safiną, nie wykorzystując prowadzenia 3:0 w III secie. Mecz Francuzki z Rosjanką przeszedł do historii jako pierwszy, który został w Londynie rozegrany pod dachem. Deszcz przerwał to spotkanie na początku drugiego seta. Tak naprawdę ta porażka przelała czarę goryczy i znacząco przyczyniła się do zakończenia przez Mauresmo kariery. Może gdyby osiągnęła w Londynie ćwierćfinał uwierzyłaby, że stać ją jeszcze na sukcesy w wielkoszlemowych turniejach w kolejnym sezonie, oczywiście przy ograniczeniu liczby startów, bo z jej dyspozycją fizyczną było coraz gorzej.
[nextpage]Wielkie rywalizacje w złotej erze
Mauresmo wygrała tylko dwa z 13 meczów z Sereną, ale obie tenisistki stoczyły kilka elektryzujących bojów. Pierwszym był wspomniany finał w Paryżu z 1999 roku, a w kolejnym sezonie spotkały się w półfinale w Hanowerze. Amerykanka mogła zwyciężyć w dwóch setach, bo prowadziła 6:2, 6:5 i serwowała, ale przegrała drugą partię, w tie breaku od 4-2 tracąc pięć punktów z rzędu. Ostatecznie młodsza z sióstr Williams wygrała 6:2, 6:7(4), 7:6(3) po dwóch godzinach i 32 minutach walki. Po przegraniu pięciu kolejnych meczów z Amerykanką, Francuzka w końcu była górą w półfinale w Rzymie w 2003 roku. Serena przy 6:1, 5:4 serwowała, aby zapewnić sobie zwycięstwo, ale przegrała trzy kolejne gemy. W decydującej odsłonie Amélie wróciła ze stanu 0:2 i awansowała do finału. W 2004 roku obie zawodniczki zafundowały kibicom dwa porywające spektakle, za każdym razem w półfinale. W Wimbledonie Mauresmo prowadziła 7:6, 3:1 (miała piłkę na 4:1), ale jej kontuzja pleców odmieniła to spotkanie. Ostatecznie po heroicznej walce przegrała 7:6(4), 5:7, 4:6. W Mistrzostwach WTA dobiegła końca seria 11 z rzędu wygranych meczów Francuzki. W trzecim secie miała 12 break pointów, ale nie wykorzystała żadnego z nich i ostatecznie przegrała 6:4, 6:7(2), 4:6. Amélie w meczu tym prowadziła 6:4, 3:1. Kluczowy dla ostatecznego rozstrzygnięcia był złożony z 32 punktów ósmy gem trzeciego seta, po którym Williams wyszła na prowadzenie 5:3. I wreszcie IV runda US Open 2006 i zwycięstwo Mauresmo 6:4, 0:6, 6:2 po meczu z niesamowitą wymianą złożoną z 35 uderzeń.
Z Venus Williams Mauresmo pięć pierwszych meczów przegrała, a w trzech kolejnych była górą. W IV rundzie Australian Open 2001 Francuzka uległa Amerykance 2:6, 6:3, 3:6. Rok później w półfinale turnieju w Paryżu Amélie, która broniła wówczas tytułu, prowadziła 6:4, 5:4 i podawała na mecz, ale Williams wzniosła się na wyżyny swoich możliwości, zagrała kilka genialnych piłek i wygrała drugiego seta w tie breaku. W trzeciej partii Amerykanka uzyskała przełamanie na 4:3 przy pomocy świetnych returnów i wolejów. Przy 5:4 miała serwis, ale tym razem Mauresmo zagrała trzy genialne piłki, do tego skorzystała z podwójnego błędu rywalki. Jednak Venus, ówczesna wiceliderka rankingu, rozegrała dwa perfekcyjne gemy i wygrała cały mecz 4:6, 7:6(3), 7:5. W tym samym sezonie w US Open, także w półfinale, Amerykanka zwyciężyła 6:3, 5:7, 6:4. Od drugiego seta Williams walczyła nie tylko z rywalką, ale i pęcherzem na prawej ręce. Mauresmo odrobiła stratę przełamania i wygrała tę partię. W decydującej odsłonie Venus wyszła na 2:0, ale Mauresmo nie zamierzała obniżać poprzeczki i do końca to spotkanie stało na bardzo wysokim poziomie. W 2003 roku zmierzyły się w finale w Warszawie. Po wygraniu pierwszego seta w tie breaku, w dwóch kolejnych Williams przegrała dziewięć gemów z rzędu i skreczowała z powodu kontuzji mięśni brzucha. Kolejne dwa zwycięstwa nad Venus Mauresmo odniosła w 2004 roku w Filadelfii w ćwierćfinale (7:5, 5:7, 6:1) oraz w 2005 w Antwerpii w finale (4:6, 7:5, 6:4 - przegrywała 3:5 w drugim i 2:4 w trzecim secie).
Fascynujące widowiska tworzyły Mauresmo i Henin, a wśród nich szczególnie warto wymienić pięć spotkań. W 2003 roku w półfinale Mistrzostw WTA Francuzka wygrała 7:6(2), 3:6, 6:3. Po tym spotkaniu Belgijka powiedziała, że zagrała swój najlepszy tenis, ale to nie wystarczyło, by wygrać. - Miałam swoje szanse, ale ona zawsze wracała do gry i mnie przełamywała. Gdy Amélie jest agresywna tak jak dzisiaj, może pokonać każdą zawodniczkę (cytat z abc.net.au). Mauresmo w fazie grupowej wygrała tylko jeden mecz i nie awansowałaby do półfinału, gdyby Chanda Rubin nie roztrwoniła prowadzenia 6:4, 5:2 w spotkaniu z Jeleną Dementiewą. W 2004 roku w półfinale w Amelia Island Francuzka pokonała Henin 6:7(4), 7:5, 6:3 po obronie piłki meczowej przy 4:5 w drugim secie. Wreszcie w finale Wimbledonu 2006 dzięki znakomitej grze przy siatce wygrała 2:6, 6:3, 6:4. - Widzę nazwiska na trofeum i teraz jest tam także moje. Niesamowite. Nie jest źle - stwierdziła. - Myślałam o tym pucharze przez cały poranek i teraz mam go w swoich rękach. To jest dziwne uczucie (cytat ze sports.espn.go.com). Wcześniej Mauresmo była górą w finale Australian Open korzystając z niedyspozycji rywalki, a na zakończenie sezonu 2006 zwyciężyła 4:6, 7:6(3), 6:2 w fazie grupowej Mistrzostw WTA (Belgijka wzięła później rewanż w finale). I w końcu jeden z najbardziej niesamowitych meczów w kobiecym tenisie w XXI wieku. W finale turnieju w Eastbourne w 2007 roku Francuzka prowadziła 4:2 i 5:3 w III secie, ale przegrała 5:7, 7:6(4), 6:7(2). Łączny bilans ich konfrontacji to 8-6 dla Henin.
Z Kim Clijsters Mauresmo zmierzyła się 15 razy i była górą w siedmiu spotkaniach. W 2002 roku w IV rundzie US Open Amélie zwyciężyła 4:6, 6:3, 7:5. W tym samym sezonie w Filderstadt w półfinale Francuzka prowadziła 5:2 w trzecim secie, ale zmarnowała piłkę meczową przy 5:3 i przegrała 6:3, 3:6, 5:7. W 2003 roku w finale turnieju w Rzymie Clijsters wygrała 3:6, 7:6(3), 6:0. Mauresmo prowadziła 6:3, 6:5 i 30-15, ale popełniła dwa niewymuszone błędy, a Belgijka drajw wolejem doprowadziła do tie breaka, którego wygrała. W trzecim secie Francuzka nie miała już sił na podjęcie walki. Kilka miesięcy później w fazie grupowej Mistrzostw WTA Clijsters wygrała 3:6, 6:4, 6:4 (obie zawodniczki spotkały się też w finale i tym razem Belgijka straciła zaledwie dwa gemy).
[nextpage]Z Jennifer Capriati Mauresmo wygrała siedem z 11 meczów. W 2001 roku w finale turnieju w Berlinie Francuzka zwyciężyła 6:4, 2:6, 6:3. Wynik nie do końca to odzwierciedla, ale każdy z setów był niesłychanie zacięty, o czym później mówiła Capriati. - Czułam, że grałam naprawdę dobrze, ale Amélie była niewiarygodna. To był bardzo trudny mecz i zdecydowanie wyczerpujący - powiedziała Amerykanka (cytat z bbc.co.uk). - Obie pokazałyśmy trochę bardzo dobrego tenisa - stwierdziła Mauresmo. - Oglądanie tego meczu musiało być niezłą zabawą. Trzy świetne mecze rozegrały w Rzymie. W 2002 roku w półfinale Mauresmo prowadziła 2:0 w trzecim secie, ale ostatecznie przegrała 2:6, 6:3, 4:6. Rok później w ćwierćfinale Francuzka zwyciężyła 6:3, 7:6(10), we wspaniałym tie breaku wykorzystując czwartą piłkę meczową (wcześniej odparła setbola efektownym bekhendem). W sezonie 2004 w finale Mauresmo zwyciężyła 3:6, 6:3, 7:6(6) po obronie piłki meczowej przy 4:5 w trzecim secie. - Od pierwszego seta energia tego meczu była niesamowita. Cały czas było bardzo zacięta walka. Gdy było 6-6 w tie breaku III partii wszystko, co mogłam zrobić, to trzymać się i patrzeć co się wydarzy - powiedziała Amélie (cytat z theguardian.com).
Już w 1998 roku Francuzka dwa razy dała się we znaki Martinie Hingis. W Pucharze Federacji mogła Szwajcarkę pokonać, bo prowadziła 7:6(4), 4:1, ale ostatecznie przegrała 7:6(6), 4:6, 2:6. Francuzka miała jeszcze braki w wyszkoleniu fizycznym i nie udało się jej zamknąć tego spotkania w dwóch setach. - Ostatnim razem, gdy grałyśmy wygrałam pierwszego seta i prowadziłam 4:1 w drugim, ale ona w dobrym stylu wróciła. Martina nigdy się nie poddaje. Było mi trudno, ale sądzę, że zagrała dobry mecz. A dzisiaj miałam lekkie załamanie fizyczne od początku drugiego seta, ona to wykorzystała i wyszła na prowadzenie - mówiła Mauresmo na konferencji prasowej po spotkaniu III rundy US Open. W Nowym Jorku po wygraniu pierwszego seta, w dwóch kolejnych urwała Szwajcarce łącznie cztery gemy. Pierwsze zwycięstwo nad Hingis odniosła rok później w hali Pierre'a de Coubertina. Wygrała wówczas w ćwierćfinale 2:6, 6:1, 6:3. Miesiąc wcześniej zmierzyły się w finale Australian Open. Francuzka zapłaciła frycowe i zdobyła łącznie pięć gemów. Od 2000 do 2006 roku Mauresmo pokonała Szwajcarkę sześć razy. W 2001 roku była górą w półfinale w Berlinie (2:6, 6:0, 6:4), pięć lat później ponownie cieszyła się ze zwycięstwa w niemieckiej imprezie (4:6, 6:4, 6:4), a a na koniec sezonu 2006 także w Mistrzostwach WTA (3:6, 6:1, 6:4). W 2001 roku w Berlinie Hingis w trzecim secie od 1:5 zdobyła trzy gemy, by następnie zdobyć tylko jeden punkt, gdy serwowała, aby wyrównać na 5:5. W 2006 roku w stolicy Niemiec walczyły przez dwa dni (z powodu zapadających ciemności). Szwajcarka w trzecim secie prowadziła 3:0 z podwójnym przełamaniem, ale Mauresmo odwróciła losy tej konfrontacji. Bilans wszystkich ich starć to 7-7.
Z Lindsay Davenport Mauresmo wygrała tylko cztery z 19 meczów, ale jedno z tych zwycięstw miało wyjątkową wartość. Amerykanka była numerem jeden na świecie, gdy pokonała ją w półfinale Australian Open 1999, wracając ze stanu 2:4 w trzecim secie (4:6, 7:5, 7:5). Wtedy dobiegła końca seria 12 z rzędu wygranych spotkań Davenport w wielkoszlemowych turniejach. Na koniec tego sezonu spotkały się w Mistrzostwach WTA i wtedy górą była Amerykanka (3:6, 6:3, 6:2). Najbardziej zacięta była batalia, jaką stoczyły w półfinale Wimbledonu 2005. Mauresmo prowadziła 7:6, 4:3 z przełamaniem, ale ostatecznie przegrała 7:6(5), 6:7(4), 4:6. W trzecim secie przy stanie 5:3 dla Davenport spotkanie przerwał deszcz i zostało dokończone następnego dnia. - To było wielkie rozczarowanie. Naprawdę czułam, że mogłam wygrać ten mecz. Wiedziałam, że muszę grać agresywnie i tego się trzymałam cały czas. Kluczem był serwis - nie miałam wystarczająco dużo trafionych pierwszych serwisów i nie byłam w tym elemencie zbyt skuteczna. To była wielka różnica pomiędzy Lindsay i mną - analizowała Francuzka (cytat z bbc.co.uk).
Cała kariera Mauresmo obfitowała we wspaniałe batalie z wielkimi przeciwniczkami. To zdecydowanie była złota era kobiecego tenisa. Zawodniczki kreowały widowiska, w których nie tylko kipiało od emocji, ale było też mnóstwo efektownej gry w wykonaniu wyrazistych postaci. Stawka meczów wielkich gwiazd, których było całe mnóstwo, nie paraliżowała. Obecnie narzeka się, że mamy epokę tenisistek bez twarzy, czyli prawie wszystkie grają tak samo. W latach świetności Mauresmo prawdziwych osobowości, których z nikim innym nie dało się pomylić, było zdecydowanie więcej. Tenisowe życie Amélie było naznaczone nie tylko fascynującymi spektaklami z siostrami Williams, wielkimi Belgijkami, z Davenport i Capriati oraz z Hingis, ale także z jej rodaczką rodaczką, Mary Pierce czy ze Szwajcarką Patty Schnyder. Francuzki szczególnie pamiętny mecz rozegrały w finale Mistrzostw WTA w 2005 roku. Mauresmo wygrała 5:7, 7:6(3), 6:4 po trzech godzinach i sześciu minutach walki (jest to drugi najdłuższy finał Masters grany do dwóch zwycięskich setów). Ze Schnyder Amélie zmierzyła się 20 razy i była górą w 14 konfrontacjach. Obie zawodniczki stoczyły mnóstwo trzysetowych bojów. Jeden z nich miał miejsce w 2008 roku w New Haven. Francuzka w trzecim secie prowadziła 4:2. Trzy kolejne gemy padły łupem Szwajcarki, która jednak nie wykorzystała serwisu na mecz (popełniła dwa podwójne błędy). W tie breaku Francuzka obroniła piłkę meczową i zwyciężyła 6:4, 3:6, 7:6(6).
[nextpage]Brudny tenis w Roland Garros
Rafael Nadal to król kortów ziemnych, a Roger Federer to pan i władca trawy. Każdy z nich ma jednak wielkoszlemowy turniej, który wygrał jedynie raz. Dla Hiszpana jest to Australian Open, a dla Szwajcara Roland Garros. Właśnie paryska mączka dla Mauresmo od zawsze była klątwę, której zdjąć nie potrafiła, podobnie jak przez lata miało to miejsce w przypadku Pete'a Samprasa, który w tej lewie Wielkiego Szlema jedyny półfinał osiągnął w 1996 roku. Taki sam problem, a nawet jeszcze większy, ma Samantha Stosur w Australian Open (od 2002 roku tylko dwa razy doszła w Melbourne do IV rundy). Na 15 startów (debiutowała w 1995 jako 15-latka) Francuzka w Rolandzie Garrosie zaledwie dwa razy osiągnęła ćwierćfinał. W 2003 roku została rozbita przez Serenę Williams, a rok później uległa Jelenie Dementiewej. W 2006 roku przyjechała do Paryża jako liderka rankingu i w IV rundzie przegrała z Nicole Vaidisovą.
W 1995 roku otrzymała dziką kartę do kwalifikacji i przeszła je pokonując trzy tenisistki z Top 200 rankingu. W debiucie w głównym cyklu przegrała z Włoszką Nathalie Baudone-Furlan. - Nigdy nie zapomnę meczu I rundy z Włoszką. Wyszłam na kort, nie bojąc się niczego na świecie i wygrałam pierwszego seta 6:1, ale ostatecznie skończyło się porażką. Choć nie udało mi się odnieść zwycięstwa, byłam taka szczęśliwa mogąc zobaczyć, że mam wystarczający potencjał, aby sprostać wyzwaniu w postaci konfrontacji z tenisistkami takiego kalibru - to cytat Francuzki z jej strony internetowej ameliemauresmo.fr. Wtedy dla klasyfikowanej poza Top 700 Mauresmo konfrontacja z Włoszką ze 119. pozycji w rankingu była wielkim przeżyciem. Rok później wygrała z Beate Reinstadler, a w II rundzie urwała seta Brendzie Schultz-McCarthy, ówczesnej 10. rakiecie globu.
W 1997 roku po zwycięstwie nad Amerykanką Jolene Watanabe-Giltz, w II rundzie uległa Steffi Graf. W 1998 roku jej pogromczynią w meczu otwarcia okazała się Anna Kurnikowa. W kolejnym sezonie w II rundzie przegrała z Martiną Hingis. W 2000 roku po raz pierwszy doszła do IV rundy, w której nie dała rady Monice Seles. Rok później przyjechała do Paryża jako piąta rakieta globu. Wygrała turniej w Berlinie oraz zaliczyła finał w Rzymie, dwa razy pokonała Martinę Hingis. Miała prawo liczyć, że swoją grą rozpali paryskich kibiców do czerwoności. Tymczasem, kontynuując pogodowe porównanie, sprawiła, że jej sympatycy w środku wiosny poczuli siarczysty mróz. Mauresmo już w I rundzie przegrała z Niemką Janą Kandarr, która najwyżej w rankingu była klasyfikowana na 43. pozycji. Paryż był miejscem jednego z największych upokorzeń Francuzki w całej jej karierze.
- Muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji, że będą wobec mnie wielkie oczekiwania w wielkoszlemowym Roland Garros - powiedziała po tej bolesnej porażce Francuzka, cytowana przez portal bbc.co.uk. - Muszę się nauczyć, jak sobie z tym radzić. Tak naprawdę nie czułam, że ten mecz może należeć do mnie, ani przez moment nie byłam zrelaksowana. Nie jest łatwo ubrać to w słowa, ale jest to poczucie bezsilności - w rzeczywistości czułam się przytłoczona. W Paryżu była oazą spokoju, gdy przyjeżdżała do hali Pierre'a de Coubertina, i Paryż sprawiał, że była kłębkiem nerwów, gdy przybywała do swojej wiecznej krainy lodu, na Roland Garros.
- Trochę się nauczyłam w ciągu ostatnich lat w Roland Garros. Myślę, że mam teraz więcej zaufania do mojej gry, w każdym uderzeniu, które wykonuję - stwierdziła Mauresmo (cytat z portalu nytimes.com) w 2003 roku, po tym jak pokonała 6:1, 6:2 Magui Sernę i awansowała do pierwszego ćwierćfinału na paryskiej mączce. W kolejnej rundzie sama urwała trzy gemy Serenie Williams. W 2004 roku w IV rundzie wygrała z Magdaleną Maleewą (po tym spotkaniu powiedziała, że czuje się na paryskich kortach swobodniej), a drogę do półfinału zamknęła jej Jelena Dementiewa. W meczu z Rosjanką Francuzka zaserwowała trzy asy i popełniła dziewięć podwójnych błędów (w sumie miała 32 niewymuszone błędy), więc ta swoboda pojawiła się i szybko wyparowała. W 2005 roku jako trzecia rakieta globu przegrała w trzech setach z Aną Ivanović, przyszłą mistrzynią imprezy, wtedy notowaną na 31. pozycji. - Wiedziałam, że to będzie trudna przeciwniczka - powiedziała Mauresmo (cytat z nytimes.com), której w przygotowaniach do Rolanda Garrosa pomagał wówczas Yannick Noah. - Nie jest przecież tak, że Ana nic nie robiła, poprawiła się w ciągu ostatnich miesięcy. Za każdym razem, gdy z nią grałam przez ostatni rok, widziałam w jej tenisie ewolucję. Nie byłam zaskoczoną tym, jak zagrała.
W 2006 roku w drodze do Roland Garros święciła triumfy w Berlinie i Rzymie, ale w Paryżu w IV rundzie uległa innej nastolatce, Nicole Vaidišovej. Po wygraniu pierwszego seta w tie breaku, w dwóch kolejnych Francuzka zdobyła łącznie trzy gemy. To był ten sezon, w którym Mauresmo wywalczyła swoje jedyne wielkoszlemowe tytuły, ale Paryża nie była w stanie odczarować. - Doznałam fizycznego upadku od początku drugiego seta. Moje uderzenia nie były wystarczająco głębokie i brakowało im energii - analizowała Mauresmo (cytat z en.people.cn). - Nie byłam w stanie poruszać się na korcie, tak jak w pierwszym secie. Nie mogłam dyktować warunków. Nie czułam, że byłam zdenerwowana. Robiła dobrą minę do złej gry (w Paryżu było to dla niej typowe), bo połączenie zapaści fizycznej i psychicznej dało porażający paraliż w grze francuskiej mistrzyni, która znów była zagubiona i nerwowa, jak byk na autostradzie. Pod koniec 2006 roku Amélie spotkała się z Vaidišovą jeszcze w Moskwie i ponownie przegrała, tym razem nie wykorzystując prowadzenia 6:1, 5:2 oraz trzech piłek meczowych. W kolejnych sezonach jej występy w Rolandzie Garrosie to coraz większe rozczarowania. W 2007 w III rundzie uległa Lucie Safarovej, a w 2008 roku w II rundzie nie dała rady Carli Suarez, wtedy 132. rakiecie globu. Pięć lat temu w ostatnim starcie w Paryżu poległa w meczu otwarcia. Jej pogromczynią była Anna-Lena Grönefeld.
[nextpage]- To prawdopodobnie najcięższy turniej, w jakim grałam - stwierdziła Amelie dla eurosport.yahoo.com przed 15., jak się okazało ostatnim, startem w Rolandzie Garrosie. - Kiedy myślę o tych wszystkich latach, tak naprawdę nigdy nie potrafiłam się dobrze bawić w pełni podczas tych dni spędzanych tutaj. Nie chodzi tylko o presję wywieraną przez media, ale obciążenia, jakie sama na siebie nakładałam, nadzieję na to, że dobrze sobie poradzę i tak wielką chęć zaprezentowania się dobrze. Tak więc to zawsze było czymś, co sprawiało mi wiele problemów przez lata. A dalej mówiła: - Naprawdę próbuję odnaleźć w sobie przyjemność, by jeszcze raz być na tej mączce, ślizgać się na niej. Mam zamiar się bawić. I znowu nic z tego nie wyszło. Nie potrafiła znaleźć balsamu, który wygładziłby jej tenis na kortach Rolanda Garrosa. Zawsze gdy tutaj przyjeżdżała, grała brudny tenis i plam na nim nic nie było w stanie usunąć. W ciągu 15 lat Mauresmo nigdy nie pokonała tenisistki z Top 20 na paryskiej cegle.
Trójkolorowe serce
Mauresmo w Pucharze Federacji zadebiutowała w lipcu 1998 roku. Wtedy do drużyny nominował ją sam Yannick Noah, jej idol z dzieciństwa, który wówczas był kapitanem. Amélie zagrała w meczu ze Szwajcarią i poniosła dwie trzysetowe porażki, z Patty Schnyder i Martiną Hingis. Z tą drugą roztrwoniła prowadzenie 7:6, 4:1, ale był to mecz, który bardzo dużo jej dał, o czym mówiła miesiąc później w New Haven. - To było spotkanie, które dało mi dużo pewności siebie. Udowodniłam sobie, że jestem w stanie grać na najwyższym poziomie. Otoczenie było wyjątkowe. To był Puchar Federacji i cały czas masz wsparcie kogoś obok na krześle, więc to było coś innego - opowiadała na konferencji prasowej po meczu z Alexią Dechaume-Balleret.
W 1999 roku Mauresmo odniosła dwa singlowe zwycięstwa w meczu z Rosją, ale w decydującym o wyniku deblu poniosła porażkę wspólnie z Nathalie Tauziat. Kolejny jej występ w narodowej drużynie miał miejsce w 2001 roku. Była wtedy bohaterką barażu o Grupę Światową z Włoszkami. W starciach z Marią Eleną Camerin i Adrianą Serrą Zanetti straciła łącznie sześć gemów. W listopadzie w meczu Grupy A Francja pokonała Argentynę, a sama Mauresmo wyszła zwycięsko z konfrontacji z Marią Emilią Salerni. W 2002 roku Mauresmo zdobyła dwa punkty w meczu I rundy z Argentyną (była lepsza od Mariany Diaz-Olivy i Paoli Suarez). W ćwierćfinale ekipa Trójkolorowych uznała wyższość Słowacji (Amélie wygrała z Janette Husárovą i przegrała z Danielą Hantuchovą).
Wreszcie przyszedł 2003 rok i pierwszy wielki triumf Mauresmo. Wygrała ona wszystkie osiem gier w meczach z Kolumbią, Hiszpanią, Rosją oraz w finale z USA. Francja po raz drugi zdobyła Puchar Federacji (pierwszy w 1997 pod kierunkiem Yannicka Noaha). Wtedy dwie rundy odbyły się z przyznaniem rangi gospodarza, a tzw. Final Four rozegrane zostało w Moskwie (półfinały i finał). Mecz o tytuł z Amerykankami został rozstrzygnięty już po trzech grach. Dwa punkty zdobyła Mauresmo, która pokonała Lisę Raymond i Meghann Shaughnessy. Po przypieczętowaniu zwycięstwa Amélie nie kryła łez. - To bardzo wzruszająca chwila. Myślę, że w ostatnich latach nie mieliśmy szczęścia w tych rozgrywkach. Zawsze się staraliśmy, ale coś nam nie wychodziło. Uważam, że w tym roku wszystko było idealne. Więc to były niesamowite emocje, gdy zdobyłam trzeci punkt - mówiła na konferencji prasowej.
Niesłychanie ważne było jej zwycięstwo nad Anastazją Myskiną 6:7(3), 6:3, 6:4 w półfinale, gdy wyprowadziła swoją drużynę na prowadzenie 2-1. - Pojedynki w meczu z Rosją prawdopodobnie były najtrudniejsze. Ale wszystkie punkty są ważne, nie tylko w półfinale, ale również w finale. Myślę, że obie zagrałyśmy wspaniałe mecze, Mary [Pierce] i ja.To było bardzo istotne. Oczywiście nie bylibyśmy szczęśliwi, gdyby po zwycięstwie nad Rosją, spotkała nas porażka z USA. Przyjechaliśmy tutaj wygrać i to zrobiliśmy. Jesteśmy bardzo dumni. Kapitanem drużyny był wtedy Guy Forget.
W 1995 roku Mauresmo święciła triumf w juniorskim Pucharze Federacji, a osiem lat później wywalczyła dla Francji ten właściwy tytuł jako profesjonalistka. W kolejnych latach cały czas była podporą ekipy Trójkolorowych. Gdy ona grała w Pucharze Federacji, Francja zawsze była w Grupie Światowej. W 2009 roku zanotowała ostatni występ w narodowej drużynie, ratując dla niej miejsce w elicie. W barażu ze Słowaczkami - pokonała Dominikę Cibulkovą i Danielę Hantuchovą oraz wspólnie z Nathalie Dechy zdobyła decydujący punkt w deblu.
[nextpage]Mauresmo kochała grać w Pucharze Federacji. Reprezentowanie drużyny Trójkolorowych zawsze było dla niej wielkim zaszczytem. Była zawsze zwarta i zjednoczona, by walczyć dla swojej ekipy do ostatniej kropli potu, przez te wszystkie lata będąc wzorem do naśladowania. Gdy została gwiazdą, nigdy nie uchylała się od obowiązku gry w Pucharze Federacji. To była dla niej duma i honor grać i troszczyć się o narodową drużynę do samego końca zawodniczej kariery. Jej serce zawsze było niebiesko-biało-czerwone. Od czasu debiutu w 1998 roku, wystąpiła w 21 meczach i rozegrała 43 pojedynki, z których 32 wygrała (bilans w singlu 30-9). Triumfując w tych prestiżowych drużynowych rozgrywkach, zrealizowała swoje pierwsze wielkie marzenie. Rok później została liderką rankingu WTA, którą w całej swojej karierze była przez 39 tygodni, z czego przez 34 w 2006 roku. Osiem lat temu w Melbourne spełnił się jej sen o wielkoszlemowym tytule, a pół roku później dołożyła drugi w All England Club. Teraz miłość do Pucharu Federacji stara się zaszczepić swoim podopiecznym jako kapitan. Na razie idzie jej bardzo dobrze. W kwietniu Francuzki pokonały na wyjeździe Amerykanki i w przyszłym sezonie po raz pierwszy od 2011 roku zagrają w Grupie Światowej.
Artystka z ludzką twarzą
Po meczu ze Słowacją w Pucharze Federacji, do końca 2009 roku wystąpiła w ośmiu turniejach. W Rzymie odpadła w I rundzie, ale w Rzymie doszła do półfinału, eliminując po drodze Jelenę Dementiewą. To były już jednak tylko przebłyski. Z Rolanda Garrosa została wyeliminowana w I rundzie, a w Eastbourne udało się jej wygrać jeden mecz, a konkretnie z Wierą Zwonariową. W Wimbledonie nie wykorzystała szansy na ćwierćfinał i przegrała z Dinarą Safiną, z którą prowadziła 3:0 w trzecim secie. Podczas amerykańskiego lata zanotowała półfinał w New Haven, po drodze pokonując Swietłanę Kuzniecową. Od maja do sierpnia Mauresmo odniosła trzy zwycięstwa nad tenisistkami z Top 10, ale po lutowym triumfie w hali Pierre'a de Coubertina nie wystąpiła już w żadnym finale. W US Open w fatalnym stylu przegrała z Aleksandrą Woźniak i to był jej ostatni mecz na zawodowych kortach. Jeszcze się wahała czy odejść na dobre, czy zrobić sobie przerwę. W końcu jednak uznała, że brakuje już jej motywacji, by podjąć jeszcze jedną próbę. W 1999 oraz w latach 2001-2006 kończyła sezon w Top 10 rankingu, ale po US Open 2006 już w żadnym wielkoszlemowym turnieju nie była w stanie dojść do ćwierćfinału. Dla zawodniczki tak ambitnej dość było już upokorzeń.
- Marzyłam o takiej karierze - mówiła ze łzami w oczach 3 grudnia 2009 roku na pożegnalnej konferencji prasowej. - Przeżyłam 10 magicznych, niezapomnianych lat. To było coraz trudniejsze mentalnie. Stało się tak po prostu, że nie chcę dłużej trenować. Musiałam podjąć taką decyzję, co stawało się coraz bardziej oczywiste po ostatnich kilku miesiącach, a nawet tygodniach. Kiedy się starzejesz, coraz trudniej jest utrzymać się na szczycie. Jest mi trochę smutno, ale to jest dobra decyzja. Miałam to szczęście, że moja kariera była wyjątkowa i doświadczyłam na korcie bardzo silnych przeżyć. Moje tenisowe życie trwało 25 lat, były w nim nadzwyczajne rzeczy oraz trudne momenty. Miałam trzy główne cele w mojej karierze: zostać numerem jeden na świecie, zdobyć wielkoszlemowy tytuł i wygrać Puchar Federacji. Zrealizowałam wszystkie z nich.
Mauresmo była postacią bardzo wyrazistą zarówno na korcie, jak i poza nim. Francuzka to bojowniczka w tenisie i w życiu codziennym. Ona nigdy nie wiedziała co to kunktatorstwo. Bronienie się i czekanie na ruchy rywalki albo wyłącznie huraganowy, wręcz bezmyślny atak pozbawiony jakiejkolwiek myśli taktycznej nie leżały w jej naturze. Francuzka była tenisistką wojującą z głową. Zdrowy rozsądek traciła tylko wtedy, gdy przyjeżdżała na Roland Garros. Wtedy ogarniała ją obsesyjna bojaźń. Ale każdy przecież ma ciemną naturę, z którą się ściga. Niektórzy wiecznie uciekają przed własnymi słabościami i nic z życia nie mają. Mauresmo owszem bała się paryskiej cegły, ale stres i nerwy towarzyszyły jej zawsze, a jednak potrafiła im powiedzieć: "nie dam się wam pokonać. Nie zawładniecie moim życiem!". Nie byłoby tych dwóch wielkoszlemowych tytułów, gdyby nie potrafiła zapanować nad własną głową. Nie byłoby triumfu w Pucharze Federacji, do którego znacząco się przyczyniła. Nie byłoby pozycji numer jeden na świecie. Nie zapisałaby się na kartach historii jako najwybitniejsza francuska tenisistka w erze otwartej.
[nextpage]Można walczyć kompletnie bez głowy i zostać gwiazdą jednego turnieju. Mauresmo została wybitną osobowością w złotej erze kobiecego tenisa. - Nie jestem tenisową maszyną - mówiła ze śmiechem. - Nie lubię tenisistek, które nauczyły się grać w jeden sposób i nie potrafią nic więcej. Gdy próbują zmienić kierunek, przegrywają. Staram się zawsze dostosować swoją taktykę do gry przeciwniczki. A większość zawodniczek tego nie potrafi - mówiła w 2006 roku (cytat z theguardian.com). Nie lubiła iść na łatwiznę. Niszczyła rywalki przede wszystkim inteligencją w grze, a nie siłą fizyczną. Jej atomowy jednoręczny bekhend robił wrażenie, ale to był piękny dodatek do jej pełnego gracji i wdzięku tenisa opartego na niebywałej selekcji uderzeń. Defensywny bekhendowy slajs, wspaniały klasyczny wolej, świetnie opanowany dropszot i lob, szybkość i sprawność, wyprzedzanie ruchów rywalki - to wszystko tworzyło niepowtarzalną całość. Umiała zagrywać niewiarygodne piłki z forhendu i bekhendu, slajsem, topspinem oraz płaskie. Często stosowała akcje serwis-wolej. Jak to określiła Annabel Croft, była brytyjska tenisistka, a obecnie komentatorka, tenis Mauresmo to "pełen artyzm i różnorodność".
Artyści jak wiadomo chodzą własnymi ścieżkami, lubią ciągle poszerzać horyzonty i iść pod prąd. I taka była jako tenisistka Amélie. Jej mottem nie było: grać tak, by wygrać, ale jej celem zawsze było sprawienie, by mecz tenisowy był sztuką, którą mogliby delektować się kibice. Często obracało się to przeciwko niej, bo jej wachlarz uderzeń był tak ogromny, że zdarzało się jej zaszkodzić samej sobie poprzez chęć wzniesienia się na szczyty tenisowego artyzmu w najtrudniejszym możliwym momencie. - Gdy masz wybór, starasz się podjąć właściwą decyzję. A gdy nie masz wyboru, starasz się zagrać to, co potrafisz najlepiej. A co gdy ma się repertuar? Zagrać agresywną piłkę po linii? A może topspin po ciasnym krosie? Zawsze istnieje szansa, że podejmiesz złą decyzję. Miała również problemy mentalne, gdy bardzo szybko osiągnęła finał Australian Open i nie potrafiła się odnaleźć w nowej sytuacji, gdy z zawodniczki goniącej czołówkę stała się jej częścią. - Miałam problemy z opanowaniem własnych emocji. Zbyt wiele uczuć mi towarzyszyło. Strach przed wygraną, obawa przed porażką. Potrzebowałam czasu, by stać się człowiekiem potrafiącym sobie radzić z przeżyciami towarzyszącymi mi na korcie - mówiła. Była artystką z ludzką twarzą, świadomą swoich ułomności, z którymi walczyła na korcie i w życiu codziennym. Nie udawała perfekcjonistki w każdym calu, bo tacy ludzie po prostu nie istnieją.
- Amélie to jedna z najbardziej utalentowanych zawodniczek, jaka kiedykolwiek była w sporcie. Miała wszystkie możliwe uderzenia i wygrywając Wimbledon, jedynie odnalazła instrukcję do spełnienia swojego marzenia i zrealizowania talentu. Rywalizacja między nami była niesamowita. Nigdy nie zapomnę naszego meczu z Filderstadt z 2002 roku, gdy obie miałyśmy piłki meczowe, albo bardzo emocjonalnego pożegnania w Antwerpii w 2007, gdy Amélie mnie pokonała i zdobyła diamentową rakietę. Poza kortem była bardzo miłą dziewczyną, zawsze szczerą, z ogromnym poczuciem humoru. Ona jest ikoną we Francji oraz dla kibiców na całym świecie kochających różnorodny styl gry. Będę tęsknić, życzę jej wszystkiego najlepszego w życiu poza tenisem - tak żegnała Francuzkę Kim Clijsters. Mauresmo zakończyła karierę jako zawodniczka, ale ciągle jest obecna w tenisie. Aktualnie jest trenerką Andy'ego Murraya oraz kapitanem Francji w Pucharze Federacji.
**
Francuzi zawsze kochali Mauresmo za jej inteligencję, dowcip i niezależną naturę. Jej wiedza na temat tenisa zawsze była niesamowita, ale tak samo mogła rozprawiać o piłce nożnej (udzieliła wywiadu, w którym więcej mówiła o zbliżających się mistrzostwach świata w piłce nożnej niż o rozpoczynającym się Wimbledonie), o markach win (ma prywatną winnicę) oraz o polityce (pięć lat temu podczas turnieju w Stanach Zjednoczonych wyraziła dezaprobatę dla wojny w Iraku). Była po prostu postacią jedyną w swoim rodzaju. Można było jej nie lubić, wyśmiewać jej emocjonalne paraliże, ale nikt nie mógł wobec niej przejść obojętnie. Na korcie była osobowością mającą mnóstwo zalet, ale także wady, z którymi borykała się przez całą karierę.
Także te największe gwiazdy nie są krystalicznie czyste. Za to chyba kochamy sport. Gdyby giganci byli maszynami bez skaz, nie mielibyśmy czym się emocjonować, bo wszystko byłoby powtarzalne i nudne. Najwięksi z największych nie są pozbawieni rys. Czasem nie potrafią nazwać zapaści, która ich nagle dopadła. Polska piosenkarka Urszula śpiewała: "Schody w górę, schody w dół. Kto ma klucze do drzwi?". Wspinanie się po stopniach tenisowych schodów to piekielnie ciężkie zadanie. Nawet pokonanie jednego stopnia to ogromny trud, a klucze do wielkoszlemowych drzwi mają tylko nieliczni, wyjątkowi. Amélie znalazła klucz do Australian Open i Wimbledonu. Jej sen o potędze się spełnił. Mój sen o wypełnieniu pustki po jej odejściu ciągle się nie ziścił, tak jak wciąż mi czegoś brak w ATP, gdy kariery zakończyli Pete Sampras i Gustavo Kuerten.