Robert Radwański nie jest zwolennikiem zatrudnienia Martiny Navratilovej

byłoby najlepsze dla kobiety w sytuacji gdy kocha bez wzajemności i musi trzymać się od niej z daleka. Trzeba przyznać że obawy jego są uzasadnione, Navratilova może się okazać kiepskim wyborem Agnieszki. Choćby dlatego, że Aga potrzebuje kogoś kto trzymał by ją krótko, tylko jej poświęcał czas i całą swą wiedzę. A Navratilova nie jest trenerem. Jak przyznał Pan Robert dobre i to, że wniesie chociaż świeży powiew do jej otoczenia, ale to za mało by ta współpraca zaowocowała jakimś spektakularnym sukcesem. Navratilova zastrzega sobie luźną współpracę, konsultacje, radę, pomoc medialną i w zasadzie nic więcej. To obecnie celebrytka tkwiąca silniej w polityce niż w tenisie. Martwi się cierpieniami irańskich gejów, wspiera niemoralne żądania środowisk LGBT, patrzy na ręce polityków, a na tenis patrzy raczej jak na źródło dochodów by wnosić coś do wspólnego stadła z Lemigową. Dla intratnego kontraktu z Agnieszką nie porzuciła nawet posady w Tennis Chanel gdzie jest komentatorką. Jak ona zatem wyobraża sobie doprowadzenie do tytułu Agnieszkę, skoro zamiast być z nią będzie siedzieć w kabinie sprawozdawczej? I tak będzie Agnieszka skazana na towarzystwo mało wymagającego Wiktorowskiego, który może o tyle skorzysta z tych konsultacji, że będzie wiedział co należy mówić do Agnieszki gdy będzie ona czekała na wyjście do gry. Ale czy akurat okaże się to tym zagubionym ogniwem w ewolucji sportowej Agnieszki Radwańskiej? Zobaczymy

wystarczyć i trzeba będzie sprowadzić kogoś bardziej "codziennego". No to teraz "czerwone łapki w dół".