Philippoussis nie został zaproszony na turniej w Adelajdzie rozpoczynający się w styczniu i to przypieczętowało jego rozterki. W rozmowie z australijskimi mediami przyznał, że jego dusza i jego umysł wciąż chcą grać, jednak przegrywają walkę z ciałem.
- Jeśli moje ciało na to nie pozwala, bez znaczenia jest, jak bardzo chce tego moje serce czy umysł. To w środku serca coś mówi mi, żeby iść dalej, ale na koniec dnia to ciało odmawia posłuszeństwa.
Jednak jego miłość to tenisa jest tak wielka, że nie mówi on ostatecznie pas. - Szczerze wierzę, że mogę, na 100 procent, ale wiem, ile będzie kosztować mnie to, by wskoczyć na ten poziom. Czeka mnie piekło pełne pracy i dyscypliny.
- To serce podpowiada mi, by iść dalej i jest to najważniejsza rzecz. – mówi Australijczyk i dodaje: – Ze wszystkich spraw najważniejsze jest to, co daje mi szczęście.
32-latek, którego wielu uważa za zmarnowany talent, nie zamyka więc sobie drogi do tego, by jeszcze wrócić do wielkiej gry. Wydaje się, że decyzje może podjąć za niego jego organizm, gdyż on sam nie jest w stanie pożegnać się z tenisem.