Agnieszka Radwańska i Martina Navratilova, współpraca usłana cierniami

East News
East News

Po trzech miesiącach sezonu wiemy, że nic nie wiemy odnośnie efektów współpracy Agnieszki Radwańskiej z Martiną Navratilovą.

Napisać, że początek sezonu w wykonaniu Agnieszki Radwańskiej był kiepski to tak jakby stwierdzić, że za nami słaba zima, bo śniegu było jak na lekarstwo. W tenisie jest to sprawa o wiele bardziej złożona, bo sezon trwa 10 miesięcy. Jak ocenić efekty współpracy krakowianki z Martiną Navratilovą? Na razie żadnych owoców to nie przyniosło, ale za chwilę może zaświecić słońce. Ta chwila może trwać tydzień, miesiąc, trzy miesiące albo i więcej, tego nie wie nikt. To czego nam wszystkim potrzeba (dziennikarzom i kibicom) to cierpliwość i wstrzymanie się z wyciąganiem pochopnych wniosków. Za nami dopiero trzy miesiące, przed nami trzy wielkoszlemowe turnieje.
[ad=rectangle]
Wracać do starego czy kontynuować proces przestawiania się na odważniejszą grę? Żelazna konsekwencja i regularność dały Radwańskiej finał Wimbledonu w 2012 roku. Pamiętajmy jednak, że Polka, nie wypominając jej wieku, nie jest już tenisistką młodą i nie będzie już hasać z taką werwą od narożnika do narożnika w nieskończoność. Taki energochłonny tenis z każdym kolejnym sezonem będzie przynosił coraz mniej sukcesów. Krakowianka musi w swojej grze coś zmienić, jeśli chce zdobyć upragniony wielkoszlemowy tytuł. Navrátilová została zatrudniona po to, aby jej ułatwić spełnienie tego marzenia. Czasem lepiej zrobić jeden krok w tył, by potem wykonać dwa do przodu.

Jeśli Radwańska nic by w swoim tenisie nie zmieniała, to za parę lat byłaby jak Jelena Janković. Byłą liderkę rankingu z Serbii stać już jedynie na pojedyncze, coraz rzadsze olśnienia, szczególnie w wielkoszlemowych turniejach wiedzie się jej przeciętnie. Początki transformacji tenisa Karoliny Woźniackiej (agresywniejszy bekhend) również łatwe nie były, ale Dunka w ubiegłym sezonie po raz drugi zagrała w finale US Open i ciągle jest tenisistką liczącą się w walce o duże tytuły. Radwańskiej coraz trudniej byłoby zaskakiwać rywalki przy zachowaniu dotychczasowego stylu gry. Pojawia się coraz więcej utalentowanych tenisistek, które na dodatek mają Polkę doskonale rozpracowaną przez ich trenerów, a i same z własnych obserwacji wiedzą czego się po niej spodziewać. Dlatego w grze krakowianki potrzeba trochę świeżości, więcej aktywności i agresji, skracania wymian, by zachować siły na te decydujące rundy wielkoszlemowych turniejów.

Szansa na triumf w Wimbledonie 2013 pogrzebana została przez Radwańską nie w półfinale z Sabiną Lisicką, tylko wcześniej, gdy straciła mnóstwo sił w meczach z Madison Keys, Cwetaną Pironkową i Na Li. W meczu z Niemką po prostu w pewnym momencie odcięło jej prąd. A nawet gdyby resztkami sił wygrała ten półfinał, po czterech kolejnych trzysetowych meczach, nikt nie mógłby mieć pewności, że finał z Marion Bartoli zostałby wygrany. Navrátilová ma zrobić wszystko, by Radwańskiej zaoszczędzić takich maratonów we wczesnej fazie. Trzeba myśleć długofalowo. Teraz jest nieciekawie. Polka przegrywa trzysetowe pojedynki w początkowych fazach turniejów. Jednak gdy zrozumie, że na dwóch czy trzech prostych błędach popełnionych z rzędu świat się nie kończy oraz wyrobi sobie nawyk większego luzu w atakowaniu, wszystko wróci na lepsze tory. Na razie wygląda to na zasadzie: atakuję, bo mi każą, biegam do siatki, bo mnie zmuszają. I w efekcie po zagraniu zerwanej krótkiej piłki rusza do przodu i jest bezlitośnie mijana. I im dłużej trwa mecz, tym bardziej staje się niepewna i w efekcie wraca do okopywania się na linii końcowej, ale w tym przebijaniu nie jest już tak regularna jak kiedyś.

Nie udało się jeszcze zdjąć blokady przede wszystkim z głowy Radwańskiej. Polka gubi się w tym przestawianiu proporcji między obroną a atakiem. Czasem wygląda to znakomicie, jak w meczu z Flavią Pennettą w Ad-Dausze czy jak w I secie spotkania z Carlą Suarez w Miami. Ale już II partia pojedynku z Hiszpanką pokazała, że krakowianka wciąż nie może się przebić przez mur zwątpienia w sens modyfikowania swojej gry. Wtedy staje się do bólu pasywna, rywalki mogą czytać w niej jak w otwartej księdze i produkować kolejne kończące uderzenia, nawet jeśli nie są to tenisistki dysponujące atomowymi zagraniami. Wygląda to jakby Polka buntowała się na korcie bez powodu, sama nie wiedząc, co chce na nim uczynić. Coraz mniej jest dawnej, rzetelnej, nieszablonowej w swojej defensywie Radwańskiej, a jeszcze bardzo mało mamy Radwańskiej reformowanej przez Navratilovą. Owszem jest więcej kończących uderzeń, ale oczywiście też więcej niewymuszonych błędów, z którymi krakowiance ciężko się pogodzić i to jest największy problem. Pozytywów można szukać w grze przy siatce, która momentami funkcjonuje znakomicie. To wszystko jednak jeszcze za mało, by choćby regularnie dochodzić do ćwierćfinałów, nie mówiąc o zdobywaniu szczytów.

Ostatnia rzecz, jaka Radwańskiej jest potrzebna, to rezygnacja z jakiegokolwiek startu. Pojawiają się głosy, że krakowianka powinna odpuścić sobie Puchar Federacji, bo podobno i tak nasza drużyna nie ma ze Szwajcarią najmniejszych szans. Ja się z tym nie zgadzam, ale nie chodzi o to, czy Polska wygra, czy polegnie. Radwańska po prostu potrzebuje meczów w warunkach turniejowych, by te nowe nawyki w sobie wyrabiać. Nie chodzi o to, by zabijać każdą piłkę, bo tak grać Agnieszka nie będzie, ale by ponawiać głębokie piłki grane w różnych kierunkach i wypracowywać sobie pozycje do ataków przy siatce, do czego Navrátilová próbuje ją przekonać. W kwietniu są Katowice (6-12), w weekend Puchar Federacji (18-19), Stuttgart (20-26) na rozpoczęcie sezonu na mączce i tydzień przerwy. W maju będą duże turnieje w Madrycie i Rzymie, a przed Rolandem Garrosem znowu tydzień przerwy. Nawet przy optymistycznym założeniu, że Radwańska będzie w tych imprezach dochodzić daleko, jak ma się zajechać fizycznie, skoro w pierwszych trzech miesiącach sezonu rozegrała zaledwie 17 meczów?

Współpraca Radwańskiej z Navrátilovą na razie usłana jest cierniami, ale przeczuwałem, że jej początki mogą być bardzo bolesne. Wierzę jednak, że krakowianka wydostanie się z labiryntu strachu przed tym co nowe i z pomocą legendarnej Martiny znajdzie sposób, by trafić do małej wyspy marzeń zamieszkałej przez wielkoszlemowych mistrzów. Trzeba jednak brać pod uwagę i taką opcję, że ta kooperacja zakończy się wielkim fiaskiem, ale na pewno nie można już teraz stwierdzić, że tak właśnie będzie. Póki krakowianka jest czynną tenisistką jej celem zawsze będzie wywalczenie upragnionego wielkoszlemowego tytułu, nawet gdy Navrátilová zniknie z jej szkoleniowego sztabu. A na razie żadne nerwowe ruchy nie są wskazane. Pozbycie się Martiny już teraz oznaczałoby poddanie się bez walki. To prawda, Radwańska tak słabego otwarcia sezonu nie miała od wielu lat. Prędzej czy później jednak każda tenisistka tak długo będąca w czołówce zderza się ze ścianą rutyny i wypalenia. W przypadku Polki najpewniej jest to reakcja na odświeżanie jej tenisa. Ona musi na nowo odnaleźć w sobie głód grania i zwyciężania. Może tak się stanie w Katowicach? Nawet taki mały turniej w swoim kraju może być dla niej impulsem.

A jeśli współpraca z Navrátilovą okaże się nieudanym eksperymentem? Pomiędzy tenisistką świetną a wybitną jest bardzo cienka granica, którą przekraczają nieliczne. Radwańskiej z każdym kolejnym sezonem będzie coraz trudniej walczyć o najwyższe cele, ale najważniejsze, by sama do końca wierzyła, że nie ma misji niemożliwych. W 2010 roku w Paryżu Francesca Schiavone dowiodła, że siła wiary w marzenia nie zna granic. Radwańska musi w jakimś fragmencie ulec filozofii Navrátilovej (bo przecież nigdy nie będzie grała tak samo, jak Martina) i częściej traktować rakietę jak oręż do unicestwiania, zamiast używać jej jako narzędzia do zawierania pokoju z rywalką. Momentami pokazuje, że potrafi spętać przeciwniczce nogi odważnym atakiem, na razie tylko momentami.

Źródło artykułu: