Dominika Pawlik: Mecz, który szczególnie rzuca się w oczy wśród twoich tegorocznych wyników, to przede wszystkim I runda Wimbledonu z Marcelem Granollersem i Markiem Lopezem. Postraszyliście z Igorem Zelenayem faworytów, byliście o krok od awansu. Co się stało w tym spotkaniu?
Mateusz Kowalczyk: Było blisko, niestety nie wykorzystaliśmy swoich szans. Pierwsze trzy sety tak naprawdę należały do nas. Nie odstawaliśmy znacznie od przeciwników, mimo że to oni byli faworytami. Nie wykorzystaliśmy break pointów i to tak naprawdę się zemściło. Przy piłkach meczowych zagrali bardzo dobrze, wybronili je, a później my już troszeczkę osłabliśmy. Walczyłem i wierzyłem do końca, ale jednak była to moja pierwsza pięciosetówka, która trwała cztery godziny i 30 minut. Pod koniec meczu miałem różne myśli.
[ad=rectangle]
Do tego musieliście grać na przewagi w decydującym secie.
- To był najdłuższy mecz deblowy w turnieju. Takie spotkania dają ogromne doświadczenie, mimo porażki czuję się pewniej. Dzięki temu uświadomiłem sobie i nie tylko sobie, że mogę grać z najlepszymi jak równy z równym.
Na korty trawiaste weszliście prawie z marszu, chwilę wcześniej walczyliście o punkty na ziemi.
- Graliśmy eliminacje, które pozwoliły nam się przygotować na turniej główny. Nie ma w naszym przypadku problemu z przejściem z ziemi na trawę, gorzej jest przejść z trawy na ziemię.
Jak się czujesz na tej nawierzchni?
- O dziwo dobrze, bardzo mi się to podobało. Szkoda, że nie ma więcej turniejów na trawie. Ponoć na innych imprezach jakość tej trawy jest gorsza, ale z przyjemnością będę tam wracał, jeśli tylko będę mógł i ranking na to pozwoli.
Jak się przygotować do takich turniejów? W challengerach i imprezach ATP World Tour nie tylko gra się maksymalnie trzy sety, do tego ostatni to super tie break.
- Ogólnie w Wimbledonie gra się też gemy na przewagi, więc automatycznie gra się dłużej. Przed turniejem trzeba poświęcić więcej czasu na treningi, muszą być dłuższe, wtedy mentalnie można się do tego nastawić.
Pierwsze dwa miesiące grałeś z Błażejem Koniuszem, wyniki były dobre, ale współpraca się skończyła.
- Mieliśmy występować razem dłużej, ale Błażej miał swoje problemy, dlatego teraz zakończył grać w tenisa.
Tym sposobem ponownie związałeś się z Igorem Zelenayem.
- Znowu wróciliśmy do siebie. Wcześniej był epizod, że graliśmy ze sobą kilka turniejów, ale to był zły okres dla niego, grał z kontuzją, nie mógł pokazać tego, na co go stać. Teraz jest zdrowy, więc walczymy. Plus jest taki, że bardzo dobrze dogadujemy się na korcie i poza kortem, nieważne czy wygrywamy, czy przegrywamy. Nie ma żadnych spięć, jest wzajemna motywacja i chęć zwycięstw, rozwijania się.
Macie podobne warunki fizyczne, więc także atuty. Czasami w pary zawodnicy łączą się na podstawie przeciwieństw.
- Z Igorem dobrze mi się gra, dobrze serwuje, dobrze returnuje, gorzej ze stroną fizyczną, ale nadrabia to talentem. Akurat jeśli o wolej chodzi, to poprawiłem grę w tym aspekcie, to główny efekt tych sukcesów, do tego nastawienie mentalne, taktyczne. Mam coraz większe doświadczenie, wiem co grać i jak grać, też taktyka odgrywa bardzo dużą rolę. Można być gorszym, ale przez dobre rozwiązania taktyczne, dobre ustawianie się na siatce, wygrywa się spotkania, a wiadomo - w deblu decyduje jedna piłka, więc jest inaczej niż w singlu.
Nigdy nie czujesz presji, kiedy bronisz dużej liczby punktów?
- Skupiam się na tym co jest teraz, na przyszłości, nie patrzę wstecz, nic przez to nie zmienię. To chyba tylko negatywnie mogłoby wpływać. Punkty będą spadać mi cały czas, nie myślę w ten sposób. Skupiam się na danym turnieju, danym meczu, żeby zagrać jak najlepiej. Jeżeli będę dobrze grał, to oczywiste, że awansuję, nawet jeśli coś będzie mi spadać.
Jak i gdzie aktualnie przygotowujesz się do kolejnych startów?
- Przez dłuższy czasu trenowałem sam, bo nie stać mnie było na trenera. Pomagali mi koledzy, klub z Darkiem Łukaszewskim na czele, a także Stanisław Churas i Jacek Janas, no i sponsor - firma Rafako i Tomasz Dziuba, udzielił mi pomocy w chwili zwątpienia. Mam też ogromne wsparcie w rodzinie, przede wszystkim w rodzicach, którzy wiele dla mnie poświęcili. Będąc bez trenera sam analizowałem swoje mecze, treningi, ustalałem co i jak mam grać. Mam tyle lat, że wiem, czego potrzebuję i co powinienem robić, żeby było dobrze. Chociaż w Poznaniu na przykład trenowałem z Lucasem Pouille'em, jego szkoleniowiec dał mi trzy wskazówki, które poprawiły moją grę.
W końcu jednak udało ci się znaleźć trenera i okazuje się, że przez cały czas był całkiem blisko ciebie.
- Od tygodnia współpracuję z Błażejem Koniuszem, który jest moim trenerem. Znamy się bardzo dobrze, Błażej wie, czego potrzebuję (był i jest bardzo dobrym zawodnikiem z doświadczeniem) i właśnie tego doświadczenia brakowało mi zawsze u trenerów. Treningi, które robimy dają bardzo dobry efekt. Postanowiłem zainwestować i postawić wszystko na jedna kartę. Stwierdzam już teraz, że Błażej był strzałem w dziesiątkę. Ja daję z siebie wszystko i on również. Widać, że chce mi pomóc i wierzy w to, co robimy. Celem jest to, żeby jeździł ze mną na turnieje, ale to oczywiście jest zależne od finansów, ale wierzę, że uda nam się to osiągnąć. Błażej jest tą osobą, której zawsze mi brakowało. Mam także trenera od przygotowania fizycznego, jest nim Małgorzata Rak z Górnika Bytom.
W grze podwójnej zdaje się, że zawodnik im starszy, tym lepszy.
- W deblu jest o tyle dobrze, że wiek nie ma takiego znaczenia. Główną rolę gra technika i taktyka, nie ma wymian z głębi kortu, biegania prawo-lewo, są różnego rodzaju rozwiązania i może dlatego nie przeszkadza to w osiąganiu wyników.
Zdarza się częściej, że dostajesz propozycje treningów z singlistami?
- Treningi z lepszymi rozwijają mnie jako zawodnika. Warto coś takiego robić, wielu deblistów trenuje z singlistami. Ja to bardzo lubię, to mimo wszystko rozwija tenis, to coś innego niż tylko debel, bardzo to rozwija i pomaga później w grze podwójnej.
Sam wielokrotnie wspominałeś, że lubisz grać singla, ale ostatnio w eliminacjach cię nie było widać.
- Miałem problemy ze zdrowiem, więc skupiłem się tylko na deblu. Tego singla lubię, więc gdybym tylko mógł, to dalej bym grał. W wieku 18-19 lat mogłem skończyć przygodę z tenisem, bo miałem kontuzje, po których normalnie człowiek by się już nie podniósł. Pomógł mi wtedy Jerzy Karp, wyprowadził moje ciało z opłakanego stanu.
Sukcesy z Igorem Zelenayem odnosiliście głównie w Czechach, na Słowacji i w Niemczech. Przypadek, czy mieliście wsparcie ze sobą?
- Przypadek, po prostu dobra gra z Igorem daje efekty. Było dużo dobrych meczów, niektóre były wygrane, inne przegrane, ale poniżej pewnego poziomu nie schodzimy.
Jak wyglądają wasze dalsze plany? Gracie dalej razem, czy rozdzielacie się?
- Od poniedziałku będę grał challengera w Como z Andrejem Martinem. Igor robi sobie przerwę. W Szczecinie zagram z Tomkiem Bednarkiem, w tym czasie Igor będzie grał w Pucharze Davisa przeciwko Polsce. Po Szczecinie zaczynają się turnieje ATP, a z obecnym rankingiem niestety z Igorem nie będziemy się do nich dostawać, dlatego się rozdzielimy. Będę zapisywał się na turnieje z Jirim Veselym. Jeżeli nie będę dostawał się do niektórych imprez ATP, to challengery będę grał z Igorem. Szukamy po prostu szansy na lepsze turnieje.
Mateusz, powodzenia, wierzę że dasz radę i będziesz regularnie grał w ATP!!