WP SportoweFakty: Jak rozpoczęła się pana przygoda z tenisem i czy brał pan pod uwagę jeszcze jakieś inne rozwiązania?
Elias Ymer: Zacząłem grać w tenisa, kiedy miałem cztery lata. Mój tata chciał, abym został biegaczem, ponieważ on również uprawiał ten sport. Ja jednak nigdy nie lubiłem biegania, więc powiedziałem mu, że chciałbym robić coś innego. I tak zacząłem grać w tenis, tak naprawdę nie wiem dlaczego.
Chciałabym się zapytać o szwedzką federację. Czy wspierali pana, gdy był pan młodszy i czy pomagają panu teraz?
- Miałem sponsora z mojej akademii, który pomagał mi od 16 do 18 roku życia. Opłacił mi większość wyjazdów, więc jestem mu bardzo wdzięczny.
Jaki był najtrudniejszy moment w pana karierze?
- Kiedy nie miałem trenera w ubiegłym sezonie i musiałem podróżować sam. Wówczas było mi trudno, ponieważ każdy potrzebuje szkoleniowca. Dałem jednak radę, a teraz dobrze mi idzie. Obecnie mam trenera w Barcelonie, gdzie mieszkam.
W tym roku w Australian Open przegrał pan pięciosetówkę z Go Soedą. Jak ważna jest strona mentalna w tak wyrównanych pojedynkach?
- Strona mentalna jest wszystkim. Teraz rozumiem to zdecydowanie bardziej. Jeśli chcę być dobrym tenisistą, muszę być mocny psychicznie. To jest tak naprawdę najważniejsze.
Co siedzi w pana głowie, gdy musi pan bronić break pointów, które mogą zaważyć na losach całego, bardzo ważnego meczu?
- To jest tenis, a różnice czasem są niewielkie. Musisz się postarać, aby wygrać każdy punkt. Raz przegrywasz, raz wygrywasz. Tak naprawdę czasem obie opcje są dobre, ponieważ gdy ponosisz porażkę, następnym razem masz jeszcze większe pragnienie, aby odnieść sukces.
Pokonał pan w tym roku już Nicka Kyrgiosa. Co wyróżnia wyżej notowanych zawodników od tych spoza Top 100?
- Są przede wszystkim bardziej regularni. Potrafią kilkakrotnie awansować do ćwierćfinału. Jeśli chodzi o mnie, wygram imprezę rangi ATP Challenger i zakwalifikuję się do imprezy wielkoszlemowej, a potem poniosę kilka porażek w pierwszych czy drugich rundach. Trzeba utrzymywać poziom, aby znaleźć się na przykład w Top 50.
Chciałabym się zapytać o kwestie finansowe. Czy ma pan wystarczająco pieniędzy na podróże?
- Nie za bardzo. Cały czas szukam więcej sponsorów, ponieważ chcę zainwestować w swój tenis tak bardzo, jak to tylko możliwe. Chciałbym, aby jeździli ze mną trener od fitnessu i fizjoterapeuta. Nigdy nie towarzyszył mi fizjoterapeuta, więc jeśli udałoby mi się znaleźć sponsorów, mógłbym wiele zmienić.
Czy rozpoczęcie profesjonalnych startów było dla pana sporym wyzwaniem?
- Zawsze wiedziałem, że drzemie we mnie potencjał i mogę dobrze uderzać piłkę. Ten proces nauki jednak trwa. Zaczynasz od futuresów, kolejnym przystankiem są challengery, a później turnieje rangi ATP i wielkoszlemowe. Krok po kroku do sukcesu.
Proszę mi opowiedzieć o problemach zdrowotnych, które miał pan w przeszłości.
- Gdy miałem 15 lat, pauzowałem przez cztery miesiące z powodu kontuzji. Było mi ciężko, ponieważ grałem naprawdę dobrze, a musiałem znów zaczynać od początku. Kiedy się dowiedziałem, że już wszystko ze mną w porządku, poczułem się niesamowicie.
Najlepszy moment w karierze?
- Zdecydowanie przejście kwalifikacji Australian Open
Nad czym obecnie pan pracuje w swojej grze, aby piąć się w górę rankingu ATP?
- Tak naprawdę nad wszystkim, przede wszystkim mam na myśli regularność. Wiem, że muszę być bardziej równy. Nie może być tak, że wygrywam challengera, kwalifikuję się do Wimbledonu, a później przegrywam w początkowej fazie kolejnych challengerów będąc jednym z faworytów.
Kto jest pana idolem?
- Novak Djoković, ponieważ wszystko, co robi, wykonuje w 100 proc. Jest wielkim profesjonalistą i właśnie dlatego jest najlepszy na świecie.
Jakie są pana cele na niedaleką przyszłość?
- Chciałbym złamać barierę pierwszej setki tak szybko, jak to tylko możliwe. To mój pierwszy cel. Później może Top 75 i Top 50.
Rozmawiała Karolina Konstańczak