Break point: SABR - nowa broń Rogera Federera

Mimo 34 lat, wielkiego skarbca z trofeami, ogromnego majątku, szczęśliwej rodziny i statusu najlepszego tenisisty, a dla niektórych nawet sportowca wszech czasów, Roger Federer ciągle chce doskonalić swój tenis i szuka nowych rozwiązań.

Z pewnością niewielu obserwatorów spotkania II rundy turnieju w Cincinnati pomiędzy Rogerem Federerem a Roberto Bautistą spodziewało się wielkiego widowiska. Dla Szwajcara był to pierwszy mecz od miesiąca, Hiszpan natomiast nie jest tenisistą, który zachwyca swoją grą, choć jego forhend może robić wrażenie. Tymczasem wszyscy widzowie tej konfrontacji byli zachwyceni. Nie poziomem, lecz sposobem gry Szwajcara. Returnując drugie podania rywala, Federer wchodził w kort, odgrywając piłkę wznoszącą. Tym samym nie dawał szans Bautiście na właściwą reakcję i od razu przejmował inicjatywę w wymianie.

Przypadek

Straceńczy na pierwszy rzut oka sposób returnowania Federer kontynuował w kolejnych meczach. I przynosiło mu to powodzenie. Szwajcar wygrał turniej Western & Southern Open, zachwycając ultraofensywną grą, nie tracąc seta oraz serwisu, a w drodze po trofeum pokonał swoich dwóch największych rywali - Novaka Djokovicia i Andy'ego Murraya.

Właśnie w Cincinnati Federer ujawnił swoją nową wielką broń - taktykę, którą sam nazwał Sneaky Attack By Roger (podstępny atak Rogera). W skrócie SABR. Polega ona na natychmiastowym ataku drugiego serwisu przeciwnika. Odbierając podanie, Szwajcar wchodzi w kort i odgrywa piłkę półwolejem. Jeżeli taki return przejdzie na drugą stronę siatki, przeciwnik ma niewiele czasu, by coś zdziałać. Przekonali się o tym tacy mistrzowie, jak wspomniani już Murray i Djoković. SABR jest zdecydowanie bardziej ryzykowną wariacją taktyki chip and charge - odegrania returnu slajsem z linii końcowej i błyskawicznego ataku przy siatce.

SABR, jak to bywa z genialnymi rozwiązaniami, powstał z przypadku. - Trenowałem na korcie centralnym w Cincinnati z Benoitem Paire'em. Byliśmy zmęczeni. Jego dopadł jet lag oraz bolało ucho. Chciałem już kończyć, ale Severin [Lüthi, kapitan reprezentacji Szwajcarii w Pucharze Davisa i drugi trener Federera - przyp. red.] powiedział, żebym jeszcze trenował, aby przyzwyczaić się do warunków. Zaczęliśmy się wygłupiać, a ja powiedziałem, że będę grał chip and charge. Kilka razy posłałem tak wygrywający return. Było śmiesznie. Następnego dnia na kolejnym treningu znów to powtórzyłem i ponownie dobrze mi się udawało. Wtedy Severin powiedział: "Czas, by to wykonywać w trakcie meczów" - wyjaśniał Federer.

Mistrz nie boi się zmian

Dokładając do swojego potężnego arsenału nową broń, Federer znów udowadnia, że mimo 34 lat, wciąż nie boi się podejmowania ryzyka i szukania nowych rozwiązań. Pierwszej zasadniczej zmiany dokonał już w czasach juniorskich, przerzucając się z oburęcznego bekhendu na jednoręczny. To właśnie Szwajcar na dobre wprowadził również tweenera, a więc zagranie piłki pomiędzy nogami tyłem do siatki. Rozpoczynając współpracę z Paulem Annacone'em w sierpniu 2010 roku, bazylejczyk odkurzył taktykę chip and charge. A gdy przeciwnicy bezlitośnie obnażali jego słaby bekhend, zmienił sprzęt. Porzucił rakietę o główce 90 cali na rzecz 98. Dzięki temu może lepiej kontrolować swoje uderzenie bekhendowe, ponieważ proporcjonalnie do rozmiaru główki rośnie tzw. sweet spot (pole optymalnego trafienia), dający większy margines ewentualnego błędu.

Chęć zmian pokazuje, że mimo genialnego talentu, Federer ciągle szuka nowych dróg. Zwrócił na to uwagę sam Pete Sampras, który w swojej autobiografii "Umysł mistrza" żałował, że w końcówce kariery nie zdecydował się na zmianę rakiety. Amerykanin, 14-krotny mistrz wielkoszlemowy, przyznał, że był "zakładnikiem" archaicznej Wilson Pro Staff 85, która ważyła tyle, ile drewniana rakieta Jacka Kramera, czołowego tenisisty lat 40. XX wieku. Sampras nie zmienił sprzętu nawet wtedy, gdy wygasł jego kontrakt reklamowy z Wilsonem.

Pomny doświadczeń swojego idola Federer postępuje inaczej. Szuka, próbuje. Ale każdy nowy element wprowadza do swojego tenisa dopiero wtedy, kiedy dopracuje go do perfekcji. Tym samym jeszcze bardziej zaskakuje. Nawet tych, którzy twierdzą, że o grze Szwajcara wiedzą już wszystko.

Pierwszy nowojorski sprawdzian

Ekstremalny sposób returnowania w Nowym Jorku jak dotychczas sprawdza się doskonale. W meczach z Leonardo Mayerem, Steve'em Darcisem i Philippem Kohlschreiberem Federer wywalczył aż 18 przełamań. Jednak prawdziwy sprawdzian returnu Szwajcara czeka w poniedziałkową noc w meczu z Johnem Isnerem. Maestro bowiem będzie musiał ujarzmić morderczy serwis Amerykanina. Czy za pomocą SABR? - Zawsze mogę spróbować - powiedział.

Marcin Motyka

Źródło artykułu: