Andy Murray od początku spotkania miał sporo kłopotów z mierzącym ponad dwa metry Kevinem Andersonem. Szkot przegrał pierwszą partię po tie breaku, ale w drugiej był bardzo bliski wykorzystania nerwowej gry rywala, który od stanu 5:1 na swoją korzyść bardzo się usztywnił. Tablica wyników pokazywała nawet 5:3 i przewagę dla faworyta spotkania, jednak reprezentant RPA zdołał nieco opanować emocje i wymęczył gema, obejmując prowadzenie 2-0 w setach. Finalnie rosły tenisista triumfował 3-1.
- Rywalizowałem ze znakomitym tenisistą, który świetnie serwował - powiedział Murray. - W drugim secie przy stanie 1:4 wypracowałem sobie wynik 40-0 przy swoim podaniu, ale zostałem przełamany. Od tego momentu jednak udało mi się nieco przechylić szalę na swoją stronę. Odebrałem mu serwis, utrzymać swój i miałem jeszcze break pointy na odrobienie wszystkich strat. Gdybym wtedy nie przegrał tego gema przy 40-0, byłbym w stanie wyszarpać tę partię. Oczywiście nie zrobiłem tego, a potem walczyliśmy zaciekle do samego końca.
- To był ciężki mecz. Kort jest nieco szybszy niż centralny i czułem, że to ja cały czas muszę gonić. Jestem rozczarowany. Mój rywal rozegrał wielki mecz. Miałem swoje szanse, ale ich nie wykorzystałem. Gdy rywalizujesz z tak dobrym tenisistą jak Kevin, jest naprawdę trudno.
Murray ostatni raz przegrał w IV rundzie turnieju wielkoszlemowego w 2010 roku. Anderson natomiast osiągnął życiowy sukces, bowiem jeszcze nigdy wcześniej nie awansował do ćwierćfinału w jednej z czterech najważniejszych imprez.
- Właśnie dlatego ta porażka tak rozczarowuje. Taką regularność wypracowuje się przez lata. Przegrana na tym etapie nie jest łatwa do zaakceptowania - dodał.