- To, co się wydarzyło w przypadku Rosji, jest bardzo złe, ale nie wydaje mi się, że to jedynie problem Rosji czy lekkoatletyki - powiedział Andy Murray podczas konferencji prasowej w Londynie.
Pieniędzy wystarczy
Szkot podkreślił, że przy zyskach, jakie generuje tenis, zwiększenie liczby kontroli nie byłoby żadnym problemem. - Przy tak wielkich pieniądzach, które przynosi sport, swoje trzeba też wydać na działania antydopingowe. Nie wiem, jak jest w innych sportach, ale uważam, że w tenisie powinno się na to wydawać jeszcze więcej - mówił.
Z Murrayem zgodził się Roger Federer. - Myślę, że w tej sprawie robi się wiele, ale sądzę, że można jeszcze więcej. Za każdym razem, kiedy dochodzisz do ćwierćfinału jakiegoś turnieju i dzięki temu inkasujesz więcej punktów i pieniędzy, powinieneś wiedzieć, że będziesz poddawany testom. To jest sposób, aby przestraszyć tych, którzy chcieliby oszukiwać.
W przeciwieństwie do Rafaela Nadala, który wielokrotnie narzekał na to, iż kontrole antydopingowe w tenisie są zbyt częste, Szwajcar i Brytyjczyk nie widzą w tym problemu. Co więcej, obaj apelują o zwiększenie liczby testów pomiędzy turniejami, jak i w ich trakcie.
"Gdzie jest komisja?"
- Im więcej testów antydopingowych, tym lepiej. Wydaje mi się, że w tym roku byłem sprawdzany częściej niż w latach ubiegłych, co jest dobre - powiedział Murray. - Sądzę, że testy powinny odbywać się jeszcze częściej. Jestem przekonany, że cały program może działać jeszcze lepiej, ale musi być na to przeznaczonych więcej środków finansowych. Ja w tym roku byłem kontrolowany około pięciu razy. Zawodnicy muszą wiedzieć, że będą sprawdzani i to jest bardzo ważne.. W ten sposób będzie można ich odżegnać od oszustw - stwierdził Federer.
- Zawsze dziwi mnie to, że po zejściu z kortu w finale nikt nie robi mi testu. Pytam wtedy: "gdzie jest komisja antydopingowa?" - dodał tenisista z Bazylei.