Nieudana rekonkwista Sereny. Niemka polskiego pochodzenia wielką bohaterką!

PAP/EPA / Lukas Coch
PAP/EPA / Lukas Coch

Pięć miesięcy po klęsce w półfinale US Open, Serena Williams zaprzepaściła szansę wygrania 22. turnieju wielkoszlemowego i wyrównania rekordu mistrzyni Steffi Graf. Andżelika Kerber dokonała niemal niemożliwego.

Szczerze mówiąc, Niemka miała niewiele argumentów przed meczem. Serena nigdy wcześniej nie przegrała w finale Australian Open. Jest liderką rankingu WTA od 277 tygodni, światowym tenisem trzęsie od 17 lat, kiedy sięgnęła po swój pierwszy ważny triumf na kortach Flushing Meadows. Przed kolejnym finałem była zdeterminowana bardziej niż zwykle. Jedno zwycięstwo dzieliło ją od wyrównania rekordu Steffi Graf. A to jej obsesja. Wciąż żywa, bo Andżelika Kerber zagrała jak Roberta Vinci w półfinale US Open i ograła Amerykankę. Mamma mia, to znowu się stało!

Niemka skutecznie obroniła rekord swojej rodaczki Steffi Graf. Po wygranym półfinale żartowała, że poprosi mistrzynię o rady. Walczyła nie tylko o największy sukces w osobistej karierze, ale i obronienie magicznego wyniku nieśmiertelnej gwiazdy niemieckiego tenisa. "No pasaran!" mogła krzyknąć po sobotnim finale. Serena na razie nie wyrówna rekordu Graf, ale jej ambicja jest krańcowo podrażniona. Po porażce z Robertą Vinci była załamana i wpadła w depresję, teraz też głęboko przeżywa porażkę z Kerber. Tyle, że od pierwszych oficjalnych występów na korcie chciała być potworem i przez lata tego potwora stworzyła. A potwór nigdy się nie poddaje. Rekord Steffi jest zagrożony, a jego wyrównanie zostało jedynie przesunięte w czasie.

W Australii Williams narzekała na dokuczający ból kolana i broniła swojej decyzji o rezygnacji z udziału w turniejach po dramatycznym US Open. - Właściwie od igrzysk olimpijskich w Londynie nie miałam chwili wytchnienia. Czułam, że muszę odpocząć i zadbać o własne ciało - mówiła na konferencji prasowej przed finałem z Kerber. Jej trener, wybitnie pomysłowy Patrick Mouratoglou zadbał o najmniejsze detale i przygotował Amerykankę najlepiej jak mógł. Ale leworęczna Kerber po obejrzeniu klęski Agnieszki Radwańskiej, wyciągnęła wniosku z półfinałowej lekcji. Była agresywna, zdeterminowana i nie poddała się, mimo porażki w drugim secie. Zagrała tak, jak radziła jej mistrzyni z Wimbledonu Marion Bartoli. Cieszyła się meczem, nie miała nic do stracenia i ryzykowała. Ostatecznie wygrała najważniejsze starcie w swojej karierze, 2:1.

Bartoli pamięta jak podczas turnieju w Berlinie, ledwie 15-letnia Kerber (ma polskie korzenie dzięki pochodzeniu rodziców) zmiotła ją z kortu. Przepowiadano jej wtedy wielką karierę, ale mimo olbrzymiej, nadludzkiej wręcz siły, kulała technicznie i nie eliminowała błędów. Nie była w stanie. Jej naturalne predyspozycje były ograniczone. Kiedy dorastała w Akademii Schüttler-Waske, kobiecy tenis nie był jeszcze oparty na sile fizycznej. Andżelika weszła na niemieckie korty jako pierwsza zawodniczka, bazująca na sile i wytrzymałości, wielkiej pokorze i determinacji do ciężkich treningów.

Kerber kocha trenować. Wstaje codziennie o 6 rano, biega, wzmacnia mięśnie, pracuje nad dynamiką. Jest wielką fanką Steffi Graf, na pamięć zna najważniejsze mecze gwiazdy wszech czasów i uznaje ją za najlepszą tenisistkę w dziejach. W zeszłym roku na obozie treningowym w Las Vegas spotkała się ze swoją mistrzynią. Rozegrała z nią nawet mecz kontrolny i - jak sama wspomina - poczuła wstyd. - Nie mam takiej elegancji, takiej lekkości ruchów i czystości technicznej jak ona - powiedziała. - I nigdy mieć nie będę!

Marion Bartoli, która wygrała Wimbledon w 2013 roku w rozmowie z "L'Equipe" doceniła umiejętność walki z przeciwnościami losu u triumfatorki Australian Open. - Mimo wzlotów i upadków, nie opuściła pierwszej dziesiątki w rankingu WTA od 2012 roku. Pamiętam, że klasę pokazała podczas US Open, kiedy rok wcześniej awansowała do półfinału, a publiczność była zachwycona jej charakterem i determinacją na korcie - wspomniała była francuska tenisistka.

Dzięki powrotowi do zajęć z trenerem z czasów młodości Torbenem Beltzem, Kerber zaczęła pracować nad każdym detalem swojej gry i osiągnęła apogeum formy. W wieku 28 lat nie jest najbardziej znaną, najefektowniejszą czy najsilniejszą tenisistką na świecie, ale wygrała Australian Open. I dokonała tego w wielkim stylu.

Teraz jej trener może wreszcie ogolić brodę. Przed turniejem powiedział, że to zrobi po ostatnim meczu swojej zawodniczki.

Mateusz Święcicki

Komentarze (17)
avatar
Mariusz Mielczarek
31.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szkoda bardzo See. Ale i tak to ona jest uważana za G.O.A.T tenisa. Po niej już nic nie będzie takie samo. 2 dekady dominacji. Takiej wybitnej tenisistki nigdy nie było i nie będzie. A co do pa Czytaj całość
avatar
ort222
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Pora pójść po rozum do głowy i dostosować się do polskich standardów, po co walczyć z wiatrakami. Polska to kraj żebraków, którzy służą obcym krajom za przysłowiową czapkę gruszek i fetują ich Czytaj całość
avatar
rysiu962
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Myślę że Angie przetarła drogę ,innym zawodniczką do Wielkiego Szlema.:)) 
avatar
FedEx
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ten mecz pokazał, że można mieć trudną drabinkę i szlema zgarnąć. 
Seb Glamour
30.01.2016
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
He,he,a to szkoda,że przed finałem Bartoli nie palnęła,że Angie nie ma szans bo to zupełnie inna skala talentu:)