Mateusz Kowalczyk nie kończy kariery. "Mam plany, które chcę zrealizować"

Miniony sezon nie był udany dla Mateusza Kowalczyka. Polski tenisista rok 2017 rozpoczyna jednak pełen nadziei - w nowym klubie i z pomysłami na rozwój.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Jeszcze w grudniu turnieje, a od stycznia nowe wyzwania. Czasu na regenerację pomiędzy sezonami chyba nie było?

Mateusz Kowalczyk: Tej przerwy nie miałem praktycznie wcale. Jeszcze w grudniu zagrałem dwa turnieje ITF Futures, w których pomagałem Grzegorzowi Panfilowi i Szymonowi Walkowowi. Nie mam czasu na odpoczynek. Cały czas powstają nowe pomysły i kolejne wyzwania, które chcę zrealizować.

W stosunku do poprzedniego sezonu nie nastąpił progres, jeśli chodzi o ranking, co miało na to wpływ?

- Wiele czynników. Przede wszystkim kontuzje, które uniemożliwiły mi trenowanie i granie na 100 procent. Za tym szła słabsza gra, która była wynikiem wspomnianych urazów i pech, czyli cztery ważne mecze, w których nie wykorzystałem piłek meczowych. Zdarzyło się tak dwa razy w turniejach ATP i dwa razy w finałach Challengerów. Takie spotkania bolą, ale z drugiej strony dzięki nim jestem jeszcze mocniejszy mentalnie

Siljestrom, Majchrowicz, Sancić, Arends, Panfil i jeszcze kilku, z którymi startowałeś znacznie rzadziej. Sporo partnerów jak na jeden sezon. Który okres współpracy był najowocniejszy?

- Każdy z partnerów wniósł coś pozytywnego do mojego tenisa, przy każdym nauczyłem się czegoś nowego i tak na to patrzę. Nie było w tym sezonie spektakularnych wyników, więc może też przez to nie mogę wskazać konkretnego partnera.

Zrezygnowałeś z gry w Szczecinie, gdzie broniłeś punktów za półfinał na rzecz kadry. Co wpłynęło na taką decyzję?

- Davis Cup był zawsze moim marzeniem. Możliwość gry dla kraju jest czymś niesamowitym i nieocenionym. Dostałem szansę od kapitana i byłbym głupcem, gdybym z niej nie skorzystał. Wierzę, że moja obecność choć trochę pomogła chłopakom w walce. Czas spędzony z nimi i emocje, które temu towarzyszyły, były niezapomniane.

ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar - ekstremalna przygoda i szpital w jednym (TVP 2, 04.02.2017) (źródło: TVP SA)

{"id":"","title":""}

Czy ten wybór, wyjazdu do Berlina, wpłynął na pojawienie się w grudniu na zgrupowaniu kadry? Na czym ono w ogóle polegało, co z niego wynieśli uczestnicy?

- To nie było moje pierwsze zgrupowanie. Kapitan zapraszał mnie na nie już kilka razy, za co bardzo mu dziękuję. Dzięki nim polscy zawodnicy mogą wspólnie trenować i polepszać swoja grę, a takich okazji nie jest wiele. Jest to super inicjatywa, ponieważ oprócz treningów tenisowych pod okiem Radka Szymanika, człowieka idealnego na to miejsce, mamy spotkania z najlepszymi ludźmi w swoim fachu, między innymi Pawłem Habratem, Krzysztofem Guzowskim, Piotrem Potentasem, którzy oprócz ogromnej wiedzy, są wspaniałymi ludźmi.

Czy wcześniej niż przed współpracą z Dawidem Piątkowskim zagłębiałeś się w mentalną sferę sportu? 

- Przed rozpoczęciem współpracy z Dawidem byłem człowiekiem ograniczonym i nieświadomym potęgi umysłu, która w tenisie, jak i w życiu codziennym odgrywa ogromną rolę. Pomocy, jakiej udzielił mi Dawid nie da się wycenić. Przestałem marzyć, a zacząłem działać, uświadomiłem sobie, że to kim jestem, co robię, jak się czuję i co osiągnę - zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Praca z Dawidem była przełomem w moim życiu. Teraz jestem świadomy siebie, swoich możliwości i nieustannie się doskonalę nie tylko w tenisie.

Co spowodowało podjęcie decyzji o zmianie barw klubowych i przejściu do UKS "Beskidy" Ustroń? 

- Decyzja nie była łatwa. Praktycznie całą swoją profesjonalną część kariery spędziłem w Górniku Bytom, gdzie miałem idealne warunki do rozwoju. Klub na czele z prezesem Dariuszem Łukaszewskim dał mi ogromne wsparcie i odegrał znaczącą rolę w mojej przyszłości, ale niestety pewien etap się zakończył. Nie miałem dalszej możliwości rozwoju w klubie, miałem plany, które chciałem realizować i mowa tu między innymi o akademii. Moje przejście do Ustronia jest z nią powiązane. Będę mógł pomagać tam innym i ciągle się doskonalić, a przy okazji kocham góry wiec łącze przyjemne z pożytecznym. Nie jest to łatwa decyzja, bo wiąże się z tym przeprowadzka, ale chcę tego ja i moja rodzina.

Czy nowe wyzwanie i utworzenie Akademii oznacza koniec kariery?

- Ciągle mam marzenia tenisowe jako zawodnik, które chciałbym zrealizować. Wierzę, że mogę je spełnić i wiem, że mnie na to stać. To jest powód, dla którego nie kończę jeszcze swojej kariery. Można to nazwać krótką przerwą spowodowaną różnymi czynnikami, ale na pewno będę chciał jeszcze wrócić do grania. Na razie skupiam się na pomocy innym, polskim zawodnikom. Moja wiedza i doświadczenie są ogromne i każdy może z niej czerpać. Na razie mam Grzegorza Panfila, z którym będę grał i któremu w jakiś sposób będę pomagał, żeby mógł poprawić ranking deblowy oraz Jakuba Grzegorczyka, który każdego dnia robi ogromne postępy i cały czas mnie zaskakuje. W Ustroniu zaczęliśmy już powoli działać, organizujemy obozy i konsultacje, na które zapraszamy serdecznie zawodników. Powstaje coś, czego jeszcze w Polsce nie ma.

Rozmawiała Dominika Pawlik 

Źródło artykułu: