Wimbledon: Agnieszka Radwańska walczyła o tenisowe niebo. Pięć lat minęło

PAP/EPA
PAP/EPA

7 lipca 2012 roku Agnieszka Radwańska walczyła o sportową nieśmiertelność. W finale Wimbledonu Polka urwała seta Serenie Williams.

W 2012 roku Agnieszka Radwańska uwolniła się z pajęczyny niemocy w wielkoszlemowych ćwierćfinałach (wcześniej pięć razy odpadła na tym etapie). Przełomowy okazał się niebywały, ciągnący się w nieskończoność, rozpoczęty na korcie 1, a dokończony na korcie centralnym pod dachem, mecz z Marią Kirilenko. Wydawało się, że właśnie wtedy zrodziła się ulepszona wersja Radwańskiej, która wyrwała się z sideł paraliżu i dojrzała do tworzenia wielkich dzieł w wielkoszlemowych turniejach. Czas pokazał, że jedna jaskółka wiosny nie uczyniła. Polka wciąż dzielnie trzymała się czołówki, ale bram nieba nie udało się jej otworzyć. Jeszcze cztery razy dotarła do wielkoszlemowych półfinałów (po dwa w Australian Open i Wimbledonie), ale po pięciu latach nie doczekała się na kolejny finał.

W półfinale Radwańska w fantastycznym stylu wykończyła mentalnie Andżelikę Kerber. Wreszcie 7 lipca 2012 roku, po początkowym stresie debiutantki w finale tak wielkiej imprezy, krakowianka dostosowała się do poziomu gry wielkiej Sereny Williams. Polka i Amerykanka w świątyni tenisa dały pokaz zjawiskowej gry, z ogromną liczbą potęgujących wagę tego wydarzenia zagrań. Genialne wymiany z głębi kortu, woleje jakby z innej bajki, skróty, loby, zmiany rotacji i tempa gry, wykorzystywanie geometrii kortu niemal do perfekcji. To był finał, w którym taktyka co chwilę ulegała przeobrażeniom. W mojej opinii ten mecz pozostaje najpiękniejszym finałem Wimbledonu od 2006 roku, gdy magiczne widowisko stworzyły Amelie Mauresmo i Justine Henin.

- Radwańska pokazała niesamowitą regularność, ale przy tym olbrzymią różnorodność uderzeń i rotacji. No i antycypację, która tak często pozwala jej prowadzić doskonałą obronę. To dziewczyna, która może pokonać każdą rywalkę. Ma w ręku wszystkie składniki potrzebne do wygrywania największych imprez, teraz musi z tego przyrządzić dobre danie. W dzisiejszej erze mocy, siły, potężnych uderzeń z linii końcowej jest absolutnie unikalna - mówiła wtedy Mary Joe Fernandez, trzykrotna finalistka wielkoszlemowych turniejów. To najlepsza charakterystyka nietuzinkowego, pozbawionego monotonii, opartego na zastawianiu na rywalki taktycznych pułapek tenisa Radwańskiej. Polka taki styl opanowała niemal do perfekcji i przez lata doprowadzała większość przeciwniczek do szewskiej pasji, ale obecne młode gniewne, coraz bardziej utalentowane tenisistki radzą sobie z nią coraz lepiej.

Pięć lat temu Radwańska została drugą polską finalistką Wimbledonu (Jadwiga Jędrzejowska w 1937) i była o krok od tenisowego nieba. Bliżej nigdy się nie znalazła, choć wydawało się, że rok później miała wszystkie atuty w swoich rękach. Jednak w półfinale przegrała po dreszczowcu z Sabiną Lisicką nie wykorzystując prowadzenia 3:0 w III secie. Krakowiance ze składników, które posiada, nie udało się stworzyć najpyszniejszego dnia. Jednak w 2012 roku dała sobie i własnym kibicom nadzieję, że to wcale nie musi być utopia zobaczyć ją w wielkoszlemowej koronie, tenisistkę idącą pod prąd, buntującą się przeciwko siłowym schematom, ostatnią romantyczkę światowych kortów (jak nazwał ją dziennik L'Equipe).

Radwańska od początku kariery pozostaje wierna swoim ideałom w dążeniu do przełamywania barier na drodze do sportowej nieśmiertelności. Lecz "tylko nieliczni wybrańcy sportowych bogów zwyciężają w Wimbledonie", mówił redaktor Bohdan Tomaszewski podczas finału mężczyzn 2012 roku (Roger Federer pokonał Andy'ego Murraya, Szkot wciąż pozostał bez wielkiego skalpu, ale już niedługo, bo wygrał US Open 2012). Krakowiance prawdopodobnie nie będzie dane trafić do panteonu wielkoszlemowych mistrzów. Jest od tego coraz dalej, a szans będzie miała coraz mniej. Jednak Radwańska jest najlepszym dowodem na to, że nawet w erze totalnie fizycznej gry, kierując się zasadą "maksimum inteligencji i wyobraźni, minimum siły" można prawie dotknąć tenisowego nieba. Wątpię, czy kiedykolwiek jeszcze w świecie WTA pojawi się druga tak delikatna zawodniczka, z komputerem w głowie, bez porażającej siły ognia, potrafiąca przez długie lata być jedną z czołowych rakiet świata.

Łukasz Iwanek

Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->

ZOBACZ WIDEO: Kontuzja kręgosłupa przerwała karierę polskiego rajdowca. Teraz jest gotów, by wrócić (VIDEO)

Komentarze (7)
avatar
Baseliner
9.07.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Matko bosko, co to za bełkot... 
avatar
Sharapov
9.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
po co wspominać finały skoro jutro raczej odpadnie? 
avatar
FedEx
9.07.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szkoda tego meczu z Lisicki w 2013 r., choć nie wiadomo czy dałaby fizycznie radę w finale, bo wtedy grała praktycznie wszystko po 3 sety. 
avatar
Trzygrosz54
9.07.2017
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Artykuł trafiający w sedno.Jednak z tym "buntem"przeciwko siłowej grze A.R.nie przesadzałbym.Aga pewnie chciałaby mocno uderzać więcej piłek,jednak jej fizyczność na to po prostu nie pozwala.Tr Czytaj całość
avatar
ACElina
9.07.2017
Zgłoś do moderacji
2
3
Odpowiedz
Szkoda, że to się wszystko tak potoczyło. Agnieszka naprawdę zasłużyła na tego szlema. :(