Alexander Zverev złamał wielkoszlemową klątwę i uciszył nieżyczliwych

Getty Images / Cameron Spencer / Na zdjęciu: Alexander Zverev
Getty Images / Cameron Spencer / Na zdjęciu: Alexander Zverev

Po serii niepowodzeń, miesiącach słuchania niewygodnych pytań i krytycznych opinii Alexander Zverev wreszcie to zrobił. Dochodząc do 1/4 finału Roland Garros 2018, Niemiec wywalczył pierwszy w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał.

W ciągu ostatnich kilku miesięcy nie było konferencji prasowej, podczas której Alexander Zverev nie usłyszałby pytania o swoje rozczarowujące rezultaty w turniejach wielkoszlemowych. - Tenis to nie tylko Wielkie Szlemy. Równie trudno o triumfy w turniejach Masters 1000 - zwykł wówczas odpowiadać. Faktem jest, że Niemiec, aktualnie jest z największych gwiazd rozgrywek, trzeci tenisista rankingu i zdobywca trzech tytułów rangi Masters 1000, w Wielkich Szlemach prezentował się mizernie. Przed startem Roland Garros 2018 tylko raz, w zeszłorocznym Wimbledonie, doszedł do 1/8 finału imprezy wielkoszlemowej.

Ale podczas tegorocznej edycji Rolanda Garrosa Zverev uciszył nieżyczliwych. Doszedł do 1/4 finału i uzyskał pierwszy w karierze wielkoszlemowy ćwierćfinał. By to osiągnąć, musiał zostawić na korcie mnóstwo zdrowia i energii.

Trzy mordercze maratony

Na początek wprawdzie zdeklasował Ricardasa Berankisa (6:1, 6:1, 6:2 w 69 minut), ale Litwin prezentował się tak, jakby do Paryża przyjechał tylko po wypłatę za udział w turnieju. Schody dla Zvereva zaczęły się od 1/32 finału. W tej fazie zmierzył się z Dusanem Lajoviciem i zwyciężył 2:6, 7:5, 4:6, 6:1, 6:2 po trzech godzinach i 24 minutach. W III rundzie Niemiec rozegrał jeszcze trudniejszy mecz - pokonał Damira Dzumhura 6:2, 3:6, 4:6, 7:6(3), 7:5, broniąc meczbola, a zajęło mu to trzy godziny i 54 minuty.

W IV rundzie zmierzył się z Karenem Chaczanowem. I znów został zmuszony do największego wysiłku. Ponownie przegrywał 1-2 w setach, ale znów odrobił straty i odwrócił losy pojedynku. Wygrał 4:6, 7:6(4), 2:6, 6:3, 6:3 po 3,5-godzinnej walce. Po tym zwycięstwie mógł tytułować siebie mianem ćwierćfinalisty turnieju wielkoszlemowego.

Katorżnicza praca dała efekt

Zverev w Paryżu po serii niepowodzeń, miesiącach słuchania niewygodnych pytań i krytycznych opinii wreszcie złamał klątwę i w Wielkim Szlemie pokonał barierę IV rundy. Nie dokonałby tego, gdyby nie katorżnicza praca, jaką wykonał z Jezem Greenem - uważanym za najlepszego specjalistę od przygotowania fizycznego w zawodowym tenisie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: murawa polskiego klubu pod wodą

Green nie powinien być anonimową postacią dla sympatyków tenisa. To on z cherlawego chłopca na szczudłowatych nogach i wymiotującego na korcie z wysiłku przemienił Andy'ego Murraya w jednego z największych atletów współczesnego tenisa. Teraz to samo uczynił ze Zverevem, który w początkowych latach kariery sylwetką bardziej przypominał skoczka narciarskiego niż sportowca uprawiającego jedną z najbardziej wymagających fizycznie dyscyplin.

Bo Zverev do ćwierćfinału Roland Garros 2018 dotarł przede wszystkim dzięki niezwykłej kondycji i przygotowaniu fizycznemu. W ciągu sześciu dni wygrał trzy pięciosetowe mecze, w każdym wychodził ze stanu 1-2 w partiach, a łącznie spędził na korcie dziesięć godzin i 52 minuty. To końska dawka tenisa. Ale, jak zapewnia sam zainteresowany, nie robi na nim żadnego wrażenia. - Jeśli potrzebuję trzech setów, to świetnie. Jeśli pięciu, też świetnie. Nie ma znaczenia, ile partii trwa mecz i ile czasu na spędzę na korcie. Pod względem fizycznym czuję się bardzo dobrze, a to dodaje mi pewności siebie, gdy pojedynek wchodzi w zaawansować fazę piątego seta - mówił po meczu z Dzumhurem.

Czas na kolejną pięciosetówkę?

W ćwierćfinale hamburczyka znów może czekać tenisowa orka. Zmierzy się z uwielbiającym długie wymiany i maratońskie mecze Dominikiem Thiemem - jedynym tenisistą, który w tegorocznym sezonie gry na kortach ziemnych pokonał Rafaela Nadala (w Madrycie).

Kolejna pięciosetówka? Zverev na pewno się jej nie wystraszy. - Wiem, że jestem odpowiednio sprawny, by wytrzymać na korcie tyle, ile chcę - zadeklarował. Co ciekawe, również Thiem nie ma nic przeciw takiemu scenariuszowi. - Bardzo lubię pięciosetowe mecze - przyznał Austriak.

A więc we wtorek sympatyków tenisa może czekać niemiecko-austriacka tenisowa wojna na wyniszczenie. Początek o godz. 14:00.

Komentarze (0)