A. Radwańska: Nie przysięgam, że zagram na Legii

Agnieszka Radwańska potwierdza słowa innych uczestników otwartych mistrzostw Madrytu. Największy w tym tygodniu turniej tenisowy jest według naszej najlepszej zawodniczki zorganizowany fatalnie, bo zamiast pomagać, utrudnia się tam życie.

W tym artykule dowiesz się o:

- Od kiedy tu przyjechałam, stale mam problemy - mówi krakowianka w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - To jest jedyny temat rozmów w szatni między zawodniczkami. Ciągle słychać, że niczego od nikogo nie można się dowiedzieć, bo nikt nic nie wie - przyznaje.

Radwańskiej zginęła na lotnisku torba, a potem okazało się, że nie ma dla niej rezerwacji w hotelu. - Wynajęcie kortów treningowych graniczy z cudem. Jak trening wypadnie o północy, to trzeba się cieszyć, że nie o drugiej w nocy - ironizuje.

Zachwalany przez organizatora obiekt, który gości zreformowany, łączony turniej panów i pań, jest według Polki niedokończony i niefunkcjonalny. - Oni nawet nie zapewnili pralni. Na bocznych kortach właściwie nie da się grać, bo są nierówne i nigdy nie wiadomo, jak odbije się na nich piłka. Przecież tutaj wszystko powinno chodzić jak w zegarku - mówi.

20-letnia Radwańska ma problemy z kręgosłupem, które są wynikiem przeładowanego kalendarza występów. Z tego powodu nie jest pewna występu w nieobowiązkowym dla niej turnieju w Warszawie, który startuje w poniedziałek. - Nie mogę przysiąc, że na sto procent zagram na Legii. Najważniejszy będzie Roland Garros. Wszystko będzie zależało od tego, czy będę zdrowa. Szkoda, że zawsze się ze mną coś dzieje podczas tego jedynego polskiego turnieju - żałuje.

Start w ostatniej dotąd edycji stołecznego turnieju, w 2007 roku, starsza z sióstr Radwańskich dzieliła z pisaniem matury. Rok temu, chora, w pokazówce wygrała po jednym secie z Martą Domachowską i Jeleną Dementiewą.

Źródło artykułu: