Zapowiedź turnieju kobiecego French Open

W niedzielę 24 maja 128 zawodniczek rozpocznie rywalizację w wielkoszlemowym French Open, turnieju stanowiącym zwieńczenie sezonu na kortach ziemnych. Każda z nich będzie walczyć o prestiż i ogromne pieniądze (7,23 mln euro). Kto sięgnie po Puchar Suzanne Lenglen? Kto sprawi największą niespodziankę?

W tym artykule dowiesz się o:

Różne koleje losu serbskich gwiazd

Broniąca tytułu Ana Ivanovic (8. WTA) przez ostatnich 12 miesięcy przeżywała ciężkie chwil. Kontuzje, załamanie formy i wiążąca się z tym utrata pewności siebie. Mimo, że Serbce przed French Open odezwała się kontuzja kolana to jednak pozostaje ona optymistką. Wydaje się, że jest to taki urzędowy optymizm, dobra mina do złej gry. Z drugiej strony w zeszłym roku w Paryżu też mało kto spodziewał się zwycięstwa tenisistki z Belgradu. Wtedy Serbka również grała niewiele, a w ostatnim turnieju przed French Open (Rzym) odpadła nawet po pierwszym meczu. Zatem Ana teoretycznie nie ma powodów do niepokoju. Wtedy się udało, to może i tym razem wyjdzie. W 2008 roku Serbka jednak zaliczyła półfinał w Berlinie, a jej jedyny tegoroczny turniej na kortach ziemnych to Italia Open, w którym w trzeciej rundzie przegrała z Agnieszką Radwańską 1:6, 6:3, 4:6, mimo że w trzecim secie prowadziła 4:0.

Jelenie Jankovic (5. WTA) w ostatnich 12 miesiącach również towarzyszyły skrajnie różne emocje. W ubiegłym roku doszła w Paryżu do półfinału i w 2009 roku chce poczuć smak zwycięstwa w Wielkim Szlemie. Serbka ubiegły sezon zakończyła jako liderka światowego rankingu (w US Open zaliczyła pierwszy wielkoszlemowy finał), ale traktowano to jako sytuację przejściową, która wywiązała się po odejściu Justine Henin na sportową emeryturę. Wytykano jej, że nie wygrała żadnego turnieju wielkoszlemowego, więc co z niej za liderka. Serbka jest niezwykle ambitna, więc na ceglanej mączce będzie chciała sięgnąć po wielkoszlemowy triumf i tym samym uciszyć swoich przeciwników. Jelena ostatnio prezentowała równą formę (trzy ćwierćfinały), ale oczywiście oczekuje od siebie dużo więcej. Serbka w okresie przygotowań do sezonu została przetrenowana i dopiero po powrocie do dawnych metod treningowych zaczyna czuć, że żyje. Jest ona najlepszym przykładem na to, że trzeba uważać z pracą na siłowni, by nie przesadzić, bo później może się to negatywnie odbić na całym sezonie.

Właśnie nadszedł ich czas?

Jelena Dementiewa (4. WTA) w ubiegłym sezonie zdobyła złoty medal igrzysk olimpijskich w Pekinie. W trzech ostatnich turniejach wielkoszlemowych dochodziła do półfinału, więc teraz będzie chciała zrobić krok do przodu, by powtórzyć swoje osiągnięcia z 2004 roku (finały French Open i US Open). Początek sezonu 2009 był dla niej wymarzony. Wygrała dwa turnieje otwierające sezon i aż do marca z żadnej imprezy nie odpadła wcześniej niż w ćwierćfinale. Pierwsze starty na kortach ziemnych również mogą napawać sympatyków Rosjanki optymizmem. W Charleston doszła do półfinału, a następnie już na czerwonej mączce w Stuttgarcie powtórzyła to osiągnięcie. Ostatnio Jelena odpadła w trzeciej rundzie turnieju w Madrycie, ale tam po kolei odpadały zawodniczki z czołówki. Zresztą przegrała z Amelie Mauresmo po rozegraniu naprawdę dobrego spotkania. Po zregenerowaniu sił w Paryżu Rosjanka powinna walczyć o najwyższe cele.

A Swietłana Kuzniecowa (7. WTA)? Mówi się, że ma wszystko, by zostać gwiazdą z prawdziwego zdarzenia. Wszystko oprócz jednego, ale jakże ważnego szczegółu. Otóż jej problemem zawsze była psychika, potrafiła się nagle rozsypać na korcie i nie pozbierać się do końca mecz. Swietłana ma technikę, kończące uderzenia z głębi kortu, jest twarda w defensywie. Rosjanka na początku maja grała w finale dwóch kolejnych turniejów (jeden wygrał), ale w jej przypadku to kompletnie nic nie oznacza. Jej wynik w turniejach wielkoszlemowych zawsze będzie wielką zagadką. Jej fani przed każdym turniejem będą wierzyć, że powtórzyć swój wyczyn z 2004 roku (triumf w US Open) z nadzieją, że ich faworytka w końcu ich nie zawiedzie.

Motywacja jest, ale nie na French Open?

Serena Williams (2. WTA) jeżeli skoncentruje się na grze w tenisa to jest niemal niezniszczalna. Trudno ją wtedy ograć, zwłaszcza gdy przychodzi do tych najważniejszych meczów, które są rodzajem psychologicznych bitew. Amerykanka jest oczywiście najmocniejszą psychicznie zawodniczką z czołówki. Tyle, że trudno powiedzieć, by traktowała poważnie sezon na kortach ziemnych. Z trzech kolejnych turniejów (Marbella, Rzym, Madryt) odpadła w pierwszej rundzie. Z drugiej strony potrafiła z marszu wygrać Wimbledon, więc tak naprawdę wszystko rozegra się w tym, czy będzie miała motywację. Inna sprawa, że Amerykanka ostatnio zmagała się z kontuzją kolana, więc jej forma będzie wielką niewiadomą. Ale przecież w styczniu w Melbourne był tak samo, nikt nie potrafił powiedzieć, do czego będzie zdolna Serena. Tymczasem młodsza z sióstr Williams nie rozgrywając wielkiego turnieju potrafiła sięgnąć po główne trofeum, pokazując, że w Wielkich Szlemach jej determinacja nie wygasła.

A co z Venus Williams (3. WTA)? Starsza z sióstr Williams swój jedyny finał French Open osiągnęła w 2002 roku, gdy przegrała z Sereną. Poza tym ani razu nie udało się jej dojść dalej niż do ćwierćfinału. Widać wyraźnie, że paryskie korty jej po prostu nie leżą. Przed rokiem z French Open odpadła w trzeciej rundzie, by miesiąc później po raz drugi z rzędu wygrać Wimbledon. I w Londynie Amerykanka z pewnością znowu będzie walczyć o tytuł, jednak w Paryżu nie należy się po niej zbyt wiele spodziewać. Zresztą to samo chyba można powiedzieć o Serenie. Motywacja będzie, ale tam, gdzie siostry Williams absolutnie panują, czyli na Wimbledonie.

Koniec z "papierową" liderką?

Dinara Safina (1. WTA) jeszcze nigdy nie przystępowała do turnieju wielkoszlemowego w roli wielkiej faworytki. Owszem przed rokiem na kortach ziemnych rozpoczęła swój marsz w górę rankingu i była zaliczana do grona zawodniczek, które w Paryżu mogą walczyć o najwyższe cele. Doszła wtedy do finału, a teraz marzy o swoim pierwszym wielkoszlemowym tytule. Dinara ma wszelkie predyspozycje ku temu, by zrealizować swoje marzenie. Wygrała 10 ostatnich spotkań sięgając po tytuły w Rzymie i Madrycie. Bilans jej tegorocznych spotkań na kortach ziemnych to 14 zwycięstw i tylko jedna porażka! Tylko czy Dinara będzie potrafiła wytrzymać presję? Do tej pory wystąpiła w dwóch wielkoszlemowych finałach i żaden z nich chluby jej nie przyniósł. O ile jeszcze przed rokiem na kortach Rolanda Garrosa wyglądało to źle (przegrała z Ivanovic 4:6, 3:6), o tyle w styczniu tego roku w Australian Open została zmiażdżona przez Serenę Williams (0:6, 3:6). A teraz jeszcze będzie najwyżej rozstawiona i są to są dla niej zupełnie nowe okoliczności. Możliwości Rosjanki są ogromne, wszystko rozegra się w jej głowie.

Safina traktowana jest jako przypadkowa liderka, tzw. papierowa. Po prostu w czasach kryzysu po odejściu Justine Henin ktoś musi zasiadać w fotelu liderki. To będzie dla Rosjanki dodatkowa motywacja, by udowodnić licznym niedowiarkom, że zasługuje na to, by być numerem jeden na świecie.

Grunt to się dobrze bawić

Przez ostatnie lata Francuzi największe nadzieje na sukces wiązali z osobą Amelie Mauresmo (16. WTA). 29-letnia już tenisistka jednak kiedy tylko przyjeżdżała do Paryża, to zaczynał się koszmar. Nigdy nie potrafiła na swojej ojczystej ziemi dojść dalej niż do ćwierćfinału, nawet wtedy, gdy była liderką światowego rankingu. Tym razem Amelie nie stawia sobie żadnych wymagań. Chce się dobrze bawić, czerpać radość z gry na kortach ziemnych. Ogromna presja zawsze wiązała jej nogi. Pod wodzą nowego trenera Hugo Lecoqa Amelie jednak odżyła i wciąż wierzy, że stać ją na dobry wynik w Wielkich Szlemach. Może takie podejście, by bawić się dobrze, okaże się receptą na sukces?

Amelie Mauresmo długo zmagała się z problemami zdrowotnymi. W tym sezonie czuje się dobrze i jak sama mówi, znowu czuje radość z gry. Gdy tylko jest w formie ciągle może walczyć o najwyższe cele. Liderką światowego rankingu raczej już nie będzie, ale na kilka zrywów w roku może się odważyć. Jeden z nich miał miejsce w lutym w... Paryżu, gdzie wygrała swój pierwszy turniej od dwóch lat. Oczywiście był on rozgrywany w hali Pierre de Coubertina. Powtórki pewnie nie będzie, ale tylko szaleniec mógłby wymagać od Amelie wygrania French Open. Jednak kilka pięknych meczów, jak za swoich najlepszych lat, może rozegrać. A wtedy kibice będą zadowoleni i tym razem na pewno nie powiedzą: "No i znowu zawiodła".

A może czas na młodzież?

Wielu kibiców kobiecego tenisa zastanawia się na co będzie stać Wiktorię Azarenkę (9. WTA), która w pierwszych miesiącach sezonu spisywała się rewelacyjnie. Zdobyła swoje trzy pierwsze tytuły. Zaledwie z trzech turniejów odpadła wcześniej niż w półfinale. Ostatnio w Madrycie w trzeciej rundzie nie dała rady Agnes Szavay, ale sporym problemem było dla niej obandażowane kolano. Białorusinka ostatnie miesiące miała bardzo intensywne, więc miała kilka dni zasłużonego odpoczynku. Pytanie brzmi, czy niespełna 20-letnia tenisistka jest już przygotowana do wielkich osiągnięć w turniejach wielkoszlemowych? Przecież jeszcze ani razu nie doszła w nich dalej niż do czwartej rundy. U Białorusinki widać niezwykłą determinację, nabrała ogłady, już nie uginają się jej nogi, gdy przychodzi do starcia z wielką tenisistką. Sama znalazła się w czołowej 10 rankingu, a co za tym idzie, w Paryżu będzie odczuwała jeszcze większą presję.

Caroline Wozniacki (10. WTA) w poniedziałek zadebiutowała w czołowej 10 rankingu WTA. Uznawana za wielki talent Dunka ma za sobą osiem turniejów wielkoszlemowych. W ubiegłym sezonie dwukrotnie dochodziła do czwartej rundy (Australian Open, US Open), w Paryżu zdołała odnieść dwa zwycięstwa. Caroline, która w ciągu dwóch lat zrobiła ogromne postępy, w ostatnią niedzielę grała w finale dużego turnieju w Madrycie ulegając tylko Safinie. Wydaje się, że korty ziemne są odpowiednie do stylu gry Dunki, która raczej preferuje grę z głębi kortu i stara się unikać wycieczek do siatki, bo przy wolejach czuje się bardzo niepewnie. Właśnie w Paryżu powinna szukać swojej szansy na wielkoszlemowy sukces, bo na trawiastych kortach Wimbledonu będzie jej o to ciężko.

Nasze też grają

Tradycyjnie największe nadzieje wiążemy ze startem Agnieszki Radwańskiej (12. WTA). Polka po falstarcie w Australian Open będzie się chciała odkuć. Nie może sobie pozwolić na kolejną porażkę w pierwszej rundzie, bo taka strata punktów będzie później nie do odrobienia. W ubiegłym sezonie Agnieszka na kortach Rolanda Garrosa doszła do czwartej rundy i dobrze by było przynajmniej powtórzyć to osiągnięcie.

O szansach Marty Domachowskiej (92. WTA) jak zwykle ciężko pisać. Jest to tenisistka, której wyjdzie w sezonie jeden turniej i później do końca sezonu jest o niej cicho, przynajmniej jeśli chodzi o poczynania na korcie. W zeszłym roku było to Australian Open, a czy tym razem będzie to French Open? Miejmy tylko nadzieję, że nie zdarzy się jej odpuścić jakiegoś meczu, tak jak to miało miejsce w Warsaw Open. Trochę dziwnie brzmią takie słowa wypowiedziane przez zawodową tenisistkę. W Martę ciągle wierzy wielu kibiców, mających nadzieję, że w końcu nadejdzie przełomowy moment, który odbuduje tenisistkę z Warszawy. Tylko, że determinacja od pierwszej do ostatniej piłki to jest podstawa i profesjonalna tenisistka powinna o tym wiedzieć najlepiej.

Dla Urszuli Radwańskiej (81. WTA) sukcesem będzie już przejście pierwszej rundy. Młodsza z sióstr Radwańskich założyła sobie, że będzie usatysfakcjonowana, gdy pokona dwie rywalki. Ambitny plan, który może się powieść, bo przecież Ula nie będzie grała pod presją. Tylko, że jej największym problemem jest to, że zaczyna panikować, gdy przestają wychodzić jej najlepsze zagrania. Brakuje jej cierpliwości, co było widać w niedawnym meczu z Danielą Hantuchovą w Warsaw Open. Możliwości ma ogromne, ale musi się nauczyć panować nad emocjami. Niektórym zawodniczkom pomaga, gdy się porządnie na siebie zdenerwują i trzepną rakietą o kort. Ula jednak nie należy do takich przypadków.

Szukanie niespodzianek

Tegoroczna rywalizacja na kortach Rolanda Garrosa zapowiada się wyjątkowo ciekawie i trudno się pokusić i wytypowanie faworytów. Tak to już jest z Wielkimi Szlemami, że dostarczają nam ogromnych emocji i obfitują we wspaniałe spektakle i masę niespodzianek. Kto może być rewelacją French Open 2009? Carla Suarez Navarro (22. WTA), która już w ubiegłym sezonie doszła do ćwierćfinału. A może Ayumi Morita (73. WTA) i Sabine Lisicki (38. WTA), utalentowane tenisistki odpowiednio z Japonii i Niemiec, które robią regularne postępy. Austriacy mają nadzieję, że w końcu odblokuje się Tamira Paszek (60. WTA) i przestanie być wiecznie nieoszlifowanym diamentem. Niewiele ryzykujemy typując Anastazję Pawluczenkową (28. WTA) i Alisę Klejbanową (23. WTA). Jak wiadomo współczesny tenis Rosjankami stoi, a akurat te dwie potrafią już ogrywać zawodniczki z czołowej 10. Wszystko to przypomina jednak wróżenie z fusów, bo nigdy nie wiadomo, która z młodych tenisistek nagle wystrzeli.

Ostatnio z emocjami i widowiskowością było dosyć mizernie w kobiecym tenisie. Gorzej niż w Australian Open chyba być nie może. Wypada mieć nadzieję, że panie za nadrzędny cel postawią sobie chęć udowodnienia kibicom, że z tenisem kobiecym nie jest tak źle, jak się powszechnie mówi i że po fazie depresji nachodzi faza ożywienia.

Źródło artykułu: