Roland Garros: Trzeci wielkoszlemowy finał Safiny

Dla Dinary Safiny nastał czas wielkiej próby. Rosjanka po raz drugi z rzędu zagra w finale turnieju wielkoszlemowego. Tylko jej zwycięstwo w meczu z rodaczką Swietłaną Kuzniecową uciszy krytyków, którzy nazywają ją papierową liderką.

Tym razem liderka światowego rankingu grała bardzo nerwowo i nie pokazała swojego najlepszego tenisa. Jednak jej rywalka Dominika Cibulkova (nr 20) grała tenis ubogi, w którym brak było różnorodnych uderzeń i dlatego nie miała najmniejszych szans w starciu z nawet słabiej dysponowaną Safiną.

Finał zapowiada się arcyciekawie. Safina już po raz trzeci w tym roku zagra ze Swietłaną Kuzniecową (nr 7) w finale turnieju na kortach ziemnych. Przegrała z rodaczką w Stuttgarcie, a wygrała w Rzymie.

Słowaczka, która w poprzedniej rundzie gładko pokonała Marię Szarapową, mecz z Safiną rozpoczęła od prowadzenia 2:0 zagrywając dwa zupełnie dla niej nietypowe drop-szoty, do których Rosjanka nie miała szans dojść. Potem jednak przewagę uzyskała o 20 centymetrów wyższa Safina. Mecz zamienił się w walkę na ciosy z głębi kortu, a Safina w takiej grze czuje się bardzo pewnie.

Serwis Rosjanki był wyjątkowo niepewny. Po pewnym czasie zaczęła używać slajsa i nadawała piłce więcej rotacji, by urozmaicić swoje podanie i w ten sposób zaskoczyć rywalkę. Cibulkova dzielnie wytrzymywała długie wymiany z głębi kortu, ale została dwukrotnie przełamana sama odbierając Rosjance serwis tylko raz.

Od stanu 0:2 Safina wygrała pięć gemów z rzędu, grała bezpiecznie i czekała głównie na błędy Cibulkovej i mimo, że Słowaczka niewymuszonych błędów popełniła niewiele (sześć przy sześciu kończących uderzeniach), to nie była w stanie odwrócić losów pierwszego seta.

Z każdym kolejnym gemem wiara Słowaczki w sukces coraz bardziej słabła. Rosła liczba niewymuszonych błędów, których licznik w drugim secie zamknął się liczbą 15 przy zaledwie pięciu piłkach wygrywających. Przy takiej postawie rywalki nawet niepewny serwis (siedem podwójnych błędów, tylko 45 proc. piłek wygranych przy drugim podaniu) nie były w stanie pozbawić Safiny zwycięstwa w tym spotkaniu.

- Myślę, że nie zagrałam agresywnie, to znaczy, kiedy musiałam na początku meczu. Kiedy przegrywałam zaczęłam grać lepiej, jednak myślę, że ciągle muszę bardziej dominować na korcie - mówiła Safina. Zapytana czy chodziło tylko o wejście w rytm uderzeń stwierdziła: - Cóż, po prostu uważam, że miałam tak wiele okazji na początku. Ale potem, gdy przegrywałam w pierwszym czy drugim secie, wykorzystywałam swoje okazje, a potem znowu przestałam je wykorzystywać. Po wygraniu pierwszego seta pomyślałam, by wrócić do właściwego poziomu i to okazało się wystarczająco dobre, aby wygrać w dwóch setach.

- Powiedziałabym, że z mojej strony był to bardzo nerwowy mecz. Myślałam, że to działo się naprawdę, to znaczy dzisiaj grało mi się naprawdę ciężko - stwierdziła Cibulkova. - Czułam się świeża, chciałam grać dobry tenis, ale dzisiaj nie dokonałam tego psychicznie i ze swoją taktyką. Nie grałam dzisiaj dobrze.

- Moje plany? Wiedziałam, jak ona będzie grać. Ona w niczym mnie nie zaskoczyła. Grała dużo po przekątnej, dobrze operowała bekhendem. Zbyt dużo grałam na jej bekhend i nie mogłam zbytnio zmusić ją do poruszania się, ponieważ bałam się grać po liniach, by nie zepsuć piłki. Więc grałam i nie rozruszałam jej zbytnio i nie dobrze returnowałam. Moje returny były fatalne. Wcale nie pomagał mi serwis, więc to było to, co mogłam zrobić.

Dwa poprzednie finały Safiny (French Open 2008, Australian Open 2009) były dla Rosjanki nieudane. Ale szczególnie jej brak doświadczenia i pewności siebie obnażyła Serena Williams, która w styczniu w Melbourne po prostu ją zmiażdżyła. Rosjanka przed trzecim finałem Wielkiego Szlema będzie musiała wyrzucić z głowy te dwa koszmary, bo liderce światowego rankingu nie przystoi po raz kolejny przegrać w fatalnym stylu decydującego meczu. Tylko triumf w Paryżu pozwoli jej zostać liderką z prawdziwego zdarzenia. Inaczej dalej będą dominowały opinie, że jest przypadkową liderką kobiecego tenisa i ona jako numer jeden stanowi potwierdzenie słabości rozgrywek WTA.

Niespodziewanie spore problemy miała Swietłana Kuzniecowa. Rodaczka Safiny walczyła przez 2,5 godziny z Samanthą Stosur (nr 30). O wyniku pierwszego seta zadecydowało jedno jedyne przełamanie na korzyść Rosjanki. Na początku drugiego seta Swietłana szybko uzyskała przewagę breaka, ale tę stratę Stosur odrobiła w ósmym gemie. W tie-breaku Rosjanka była dwa punkty od finału, ale przegrała pięć punktów z rzędu i w tym nudnym, pełnym błędów meczu nagle pojawiły się jakieś emocje.

Tradycyjnie już między drugim a trzecim setem Kuzniecowa udała się do szatni, zmieniła koszulkę i wróciła jak nowo narodzona. Rosjanka objęła prowadzenie 5:2 i takiego prowadzenia nie roztrwoniła.

W ten sposób w finale zagrają dwie tenisistki, które miały już okazję walczyć o tytuł w Paryżu. Kuzniecowa w 2006 roku nie dała rady Justine Henin, a Safina przed rokiem przegrała z Aną Ivanovic. Swietłana ma na swoim koncie jeden wielkoszlemowy tytuł, który wywalczyła w 2004 roku podczas US Open.

Kuzniecowa zapytana o Safinę powiedziała: - Cóż, w tej chwili trudno mi myśleć o Safinie, ponieważ mecz był ciężki i myślę tylko o wyzdrowieniu. Ona dotarła do tego finału. Będzie faworytką do zwycięstwa. Rozgrywa niesamowity sezon. Pokonała mnie, gdy grałyśmy po raz ostatni. To było w Rzymie.

- Istnieją jednak pewne punkty, które pozwalają mi pracować i myśleć pozytywnie. Przede wszystkim to, że ją pokonałam, tak jak powiedziałeś, w Stuttgarcie. To było pod dachem, ale ona może grać bardzo dobrze w hali. Na pewno muszę zmusić ją do biegania. Muszę pokazać swoją grę.

- Jestem trochę zmęczona. Jednak jak wiadomo, jest tutaj wiele nerwów i emocji. Będę czuła się dobrze. Jutro jest dzień wolny i to jest cudowne. Musiałam zagrać dwa mecze, tak długie mecze w ciągu dwóch dni. Ale nic mi nie jest. Teraz czuję się zmęczona, ale pójdę spać i jutro będzie dobrze.

- Nie wiem. Jeśli spojrzeć na ten mecz to było 4:2 i 30-0 i ja zrobiłam podwójny błąd serwisowy - mówiła Kuzniecowa zagadnięta o to, że stała się specjalistką od dramatycznych spotkań. - Potem mi powiedziano, że miałam dwa albo trzy więcej w tym gemie, nie pamiętam. Ale tak czy inaczej, grałam ten mecz i przegrałam serwis. A potem w tie-breaku myślę, że Sam grała zbyt dobrze wzdłuż linii. Ona ryzykowała i udało się jej. A ja w tej sprawie dałam jej kredyt.

- Myślę, że pozostawałam mocna w drugim secie, a więc potem wygrałam trzeciego seta. Kontynuowałam swoją grę, nie poddawałam się. To było bardzo trudne, ponieważ miałam 5:2 lub coś w tym stylu w drugim secie.

- Na początku utrzymywałyśmy swoje podania całkiem łatwo w pierwszych czterech gemach. Potem miałam break pointa, myślę, że to było przy 2:2 i 30-40 i prawdopodobnie wtedy powinnam mocniej powalczyć i spróbować obiec to, zamiast uderzać z bekhendu - opowiadała Stosur. - Ale trafiłam dobrze serwisem, a następnie straciłam swój serwis, a potem poczułam, że mecz może być ładny, nawet jak przegrywałam 2:4. Starałam się do ostatniego punktu, ale zostałam przełamana w trzecim secie i nie było prosto spróbować wrócić.

- Pierwszy półfinał, nie wiesz jak będziesz się czuć czy coś podobnego. Jednak grałam wcześniej wielkie mecze, oczywiście w ćwierćfinale wczoraj, a także w finałach Wielkiego Szlema w deblu i mikście. Codziennie myślę, że niekoniecznie wiesz, czego można się spodziewać, ale pomyślałam, że wykorzystałam okazję naprawdę dobrze. Czułam się naprawdę dobrze fizycznie i psychicznie i zrobiłam wszystko, na co mnie stać. Nie myślałam o okazjach - o obawach albo o czymś podobnym.

- Oczywiście porażka zawsze jest rozczarowaniem, jednak myślę, że to miało wiele pozytywów w ciągu tego tygodnia i oczywiście tego meczu. Więc będę rozczarowana, ale jutro się obudzę i będę wiedziała, że miałam wspaniałe dwa tygodnie tutaj i na pewno nie będę się mogła już doczekać czasu, kiedy wrócę. Więc to ma znacznie więcej pozytywów niż negatywów w chwili obecnej.

Samantha Stosur dzięki tak znakomitemu wynikowi po raz pierwszy w karierze znajdzie się w czołowej 20 rankingu WTA.

Pierwszy wewnątrz rosyjski finał Wielkiego Szlema miał miejsce w 2004 roku właśnie we French Open. Anastazja Myskina pokonała wtedy Jelenę Dementiewą. Parę miesięcy później Kuzniecowa w finale US Open pokonała Dementiewą. Czy Safina zdoła w końcu opanować nerwy związane z występem w wielkoszlemowych finałach? Czy osłabiona kostka Kuzniecowej nie będzie decydującym czynnikiem w tym finale? Odpowiedzi poznamy już w sobotę.

Roland Garros, Paryż

Wielki Szlem, pula nagród 7,23 mln euro

czwartek, 4 czerwca 2009

wyniki, kobiety

półfinały gry pojedynczej:

Dinara Safina (Rosja, 1) - Dominika Cibulkova (Słowacja, 20) 6:3, 6:3

Swietłana Kuzniecowa (Rosja, 7) - Samantha Stosur (Australia, 30) 6:4, 6:7(5), 6:3

Komentarze (0)