Łukasz Iwanek: Koniec świata! Ćwierćfinał miejscem w szyku Agnieszki

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Czy my zawsze musimy być w gorącej wodzie kąpani? Ledwie przed rokiem Agnieszka Radwańska osiągnęła ćwierćfinał Wimbledonu, a już wszyscy oczekują od niej lepszych wyników. Doszło nawet do tego, że drugi z rzędu ćwierćfinał Agnieszki przy All England Club to "określenie jej miejsca w szyku". Koniec świata!

W tym artykule dowiesz się o:

Redaktora Karola Stopę bardzo szanuję, uważam go za znakomitego znawcę tenisa. Przykro mi to jednak mówić, ale panu Karolowi chyba woda sodowa uderzyła do głowy. Stwierdzam taki fakt, po tym co pan Karol od pewnego czasu wypisuje na swoim blogu. Do tej pory takie rzeczy mówiło się i pisało o sportowcach, jak się okazuje, dziennikarzom sodówka również może uderzyć do głowy. Ostatnio pan Karol przeszedł samego siebie.

Jeśli idzie o polskie akcenty, to ćwierćfinał Agnieszki Radwańskiej raz jeszcze określił jej miejsce w szyku. Szlagierem był ogromnie krytyczny wobec córki wywiad taty potwierdzający wszystko, o czym od dawna szepcze się w środowisku tenisowym. Rzadko się zdarza, by trener samemu sobie wystawił tak krytyczną cenzurkę.

Faktycznie trzy wielkoszlemowe ćwierćfinały to katastrofa dla 20-letniej tenisistki. Ona powinna już grać w półfinałach, ba nawet wygrywać Wielkie Szlemy. Miejsce w szyku? Raczej Agnieszka potwierdziła swoją klasę. Będąc w słabszej formie potrafiła powtórzyć swoje osiągnięcie sprzed roku. Nic tylko ją wychłostać, bo powinna dojść co najmniej do półfinału.

A już przykładanie zbyt dużej wagi do słów trenera wypowiedzianych w emocjach jest po prostu żałosne. Różne głupstwa gada się, gdy głowa aż kipi od nadmiaru emocji. A dziennikarze tylko czyhają na jakieś sensacyjne słowa, by rozdmuchać aferę. Znany i szanowany dziennikarz nie powinien tego traktować całkiem serio. To jest pożywka dla różnych brukowców, ale widocznie Karol Stopa zaczyna się utożsamiać z tymi "dziennikarzami", bo w jego tekstach coraz więcej szukania dziury w całym. Niestety krytyka obozu Radwańskich staje się powszechna. W końcu żyjemy w Polsce, gdzie od każdego, kto osiągnął jakiś sukces natychmiast oczekuje się samych zwycięstw.

Agnieszka Radwańska w tym roku nie zachwyca, ale przecież przez ostatnie trzy lata stale awansowała w rankingu. Musiał w końcu przyjść słabszy okres, nie da się cały czas grać na najwyższych obrotach, o czym doskonale wiedzą wszystkie zawodniczki z czołówki. Jeżeli my krytykujemy Agnieszkę Radwańską, to co powinni robić Serbowie z Aną Ivanovic i Jeleną Jankovic, które przeżywają straszne katusze? Co ma powiedzieć Dinara Safina, liderka światowego rankingu, która ciągle dostaje lanie od sióstr Williams? One też nie walczą, nie starają się, brak im determinacji? Moim zdaniem to wierutna bzdura. Poziom kobiecego tenisa jest jaki jest, ale o żadnej zawodniczce nie powiem, że zabrakło jej woli walki. Nikt mi nie wmówi, że Agnieszka nie walczyła z Venus, Amerykanka po prostu nie dała jej najmniejszych szans, wykorzystała każdy błąd Polki, była w takim gazie, że nikt nie miałby z nią najmniejszych szans, poza jej siostrą Sereną oczywiście.

Po rozdmuchanej aferze z Warsaw Open niedzielni kibice odwrócili się od Agnieszki, ale prawdziwi fani tenisa zawsze będą z nią całym sercem, bo widzą w niej coś innego, niż to co pokazuje większość zawodniczek z czołówki. Dostrzegają charakterystyczne dla Agnieszki zagrania, nieszablonowość, inteligencję. Czytają z uśmiechem politowania różne teksty, których autorzy założyli sobie z góry ustalony cel: krytyka, bo to się najlepiej sprzedaje, a głupi czytelnik uwierzy we wszystko, co nasmaruje jakiś dziennikarz. Może to i lepiej, że tych kibiców jest mniej, bo po co Agnieszce kibice, którzy są z nią tylko wtedy, gdy wygrywa?

Źródło artykułu:
Komentarze (0)