Andriejew i Kubot, gwiazdy i faworyci - przed challengerem ATP w Szczecinie

Termin siedemnastej edycji challengera Pekao Szczecin Open pokrywa się częściowo z terminem gier Pucharu Davisa, stąd nieobecność najlepszego polskiego debla i kilku innych graczy. Mimo to rywalizacja o 90 punktów ATP i 18000 dolarów zapowiada się bardzo interesująco. Kibice liczą na pokaz gry w wykonaniu Łukasza Kubota, który w zeszłym roku doszedł do półfinału. Czy teraz wygra?

Aż dziesięciu tenisistów z pierwszej setki rankingu ATP wystąpi w rozpoczynającym się 14 września w Szczecinie challengerze Pekao Szczecin Open. - Od siedemnastu lat turniej rozgrywany jest w Szczecinie, a my konsekwentnie staramy się, by jego ranga rosła. Myślę że i sportowy poziom zawodów rośnie z roku na rok - zachwalał turniej były premier Krzysztof Bielecki, który jako prezes banku Pekao S.A, mimo kryzysu gospodarczego, pojął decyzję o dalszym finansowaniu imprezy.

Drugim sponsorem tytularnym zostało, po raz pierwszy w historii, miasto Szczecin. - Kiedy na kortach pojawia się dwadzieścia tysięcy szczecinian, to nie możemy stać z boku - dodał prezydent Piotr Krzystek, który zaprosił kibiców nie tylko na korty, ale również na muzyczne koncerty, które tradycyjnie towarzyszą nadmorskim, tenisowym pojedynkom.

Jaka będzie tegoroczna, siedemnasta edycja z sumą nagród 106,5 tys. euro - najwyższą możliwą dla serii Challenger? - Najprościej powiedzieć, że jak zwykle interesująca i, jak to ostatnio bywało, szczęśliwa dla polskich tenisistów - stwierdził dyrektor turnieju, Grzegorz Bargielski. - W zeszłym roku wystartowało sześciu Polaków, a dwóch doszło do półfinałów. Może teraz któryś z naszych zawodników zagra o końcowe zwycięstwo?

Najbardziej liczymy na Kubota. - Łukasz chce nie tylko zwyciężać w deblu, ale również liczy na sukcesy indywidualne. Dzięki jego decyzji o starcie w naszym turnieju, będziemy też mogli podziwiać w akcji piąty debel rankingu ATP, bo właśnie to czołowe miejsce zajmuje polsko-austriacka para Kubot / Olivier Marach - cieszył się dyrektor Bargielski.

Tak więc faworytów debla już znamy. Gorzej z rywalizacją indywidualną. Turniejową "jedynką" będzie Igor Andriejew, który dostał od organizatorów dziką kartę, bo ma… za wysoki ranking. W challengerach nie mogą grać zawodnicy z pierwszej pięćdziesiątki rankingu. Stąd dzikie karty dla Rosjanina (ATP 30) i ubiegłorocznego finalisty Alberta Montañésa (ATP 48). Na korcie zobaczymy także ubiegłorocznego zwycięzcę, Francuza Florent Serrę. - Hiszpanie aż dziewięć razy grali w finałach i ani razu nie potrafili wygrać naszego turnieju. Może uda im się to teraz. A jeśli chodzi o szanse finałowe, najlepiej wykorzystują je Argentyńczycy. Cztery finały i cztery zwycięstwa. To się nazywa skuteczność - wspominał szczeciński turniej jego dyrektor.

Tegoroczna lista zgłoszonych zawodników nie jest jeszcze pełna, ponieważ turniej pokrywa się z terminem gier w Pucharze Davisa. - Trudno powiedzieć jacy zawodnicy dostaną powołania do swoich reprezentacji. Wiemy już jednak, że nie zobaczymy w Szczecinie naszej najlepszej pary deblowej Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego, którzy trzy razy wygrywali na kortach w Szczecinie. Nie zagra również nadzieja polskiego tenisa, ubiegłoroczny, sensacyjny półfinalista Jerzy Janowicz - poinformował na konferencji prasowej Bargielski.

Jedną z czterech dzikich kart otrzyma natomiast 18-letni szczecinianin, Rafał Gozdur. Pozostali nasi zawodnicy będą się próbowali dostać do turnieju głównego przez eliminacje. Czy im się uda? Zobaczymy, tu też dobrych tenisistów nie brakuje.

Warto również dodać, że rozpoczynający się 14 września szczeciński turniej należy do elitarnego cyklu Tretorn SERIE+, w której znalazło się jedynie 20 challengerów, w tym trzy polskie. W lutym we Wrocławiu (pula nagród 106,5 tys. euro) w hali Orbita triumfował Michael Berrer. Ponad miesiąc temu najlepszy na kortach poznańskiej Olimpii (64 tys. euro) był Peter Luczak.

Źródło artykułu: