W tym artykule dowiesz się o:
Serb na kortach ziemnych czuł się mocny na tyle, by zapewniać, że jest w stanie pokonać Rafaela Nadala. Ta sztuka udała mu się w Rzymie, ale nie potrafił jej powtórzyć na kortach Rolanda Garrosa, przez co pozostał mały niedosyt. Pewne jest, że w Wimbledonie nie będzie powtórki z ubiegłorocznego finału, bo Andy Murray trafił do tej samej połówki drabinki, co Djoković. [ad=rectangle] Rozstawiony z numerem pierwszym tenisista był jedynym z tzw. "Wielkiej Czwórki", który nie rozegrał ani jednego oficjalnego meczu przed Wimbledonem. To jednak żadna nowość, bowiem po raz ostatni Serb wystąpił w Londynie w 2010 roku. Nigdy nie było to problemem, bo w tej najważniejszej imprezie nie zawodził, a najgorszym wynikiem był półfinał w 2012 roku.
Djoković nie trenował jednak wyłącznie w zaciszu domowym, ale występował w turnieju pokazowym The Boodles Challenge w Stoke Park. Atmosfera w tej imprezie jest luźniejsza, ale mimo wszystko Serb oraz inni tenisiści, od lat mają tam dobre warunki do treningów, inaczej tak chętnie by tam nie powracali. W piątek wicelider rankingu ćwiczył z Milosem Raoniciem na kortach All England Clubu.
Serbski tenisista nie bez powodu jest jednym z głównych faworytów do końcowego triumfu. Przede wszystkim przez cały czas gra na tyle dobrze, by osiągać najwyższe fazy w największych imprezach. W tym sezonie dotychczas przegrywał czterokrotnie: dwa razy z Rogerem Federerem, a raz ze Stanem Wawrinką i z królem Rolanda Garrosa.
O tym, jak duża jest presja brytyjskich kibiców przekonali się w przeszłości Tim Henman i Greg Rusedski. Przez lata zmagał się z nią także Szkot, dodatkowo wygrywając turnieje poprzedzające Wimbledon. W końcu w 2012 roku, kiedy presja była dodatkowo większa przez to, że w tym samym roku odbywały się w Londynie igrzyska olimpijskie, Murray osiągnął finał Wielkiego Szlema, a niecałe dwa miesiące później sięgnął po złoty medal. Rok później zwyciężył na kortach Queen's Clubu, a następnie na wimbledońskiej trawie. Czego mogli chcieć więcej kibice w Wielkiej Brytanii? Kolejnego zwycięstwa!
Fantastyczną passę osiemnastu zwycięstw na kortach trawiastych, Szkot przedłużył o jeszcze jedno, a następnie uległ Radkowi Stepankowi. Powrót na kort po dłuższej przerwie, nie był dla 27-latka szczególnie udany. Na szczęście, choć miewał występy lepsze i gorsze, w Wielkim Szlemie poradził sobie całkiem dobrze, osiągając ćwierćfinał Australian Open i co ważne - półfinał Rolanda Garrosa.
Występy Szkota na korcie nieco odeszły na drugi plan, kiedy poinformował świat o zatrudnieniu Amelie Mauresmo na stanowisko trenera. - Jest fantastyczną tenisistką, wygrała Wimbledon, Australian Open i była liderką rankingu. Jest bardzo spokojną osobą. Myślę, że będziemy się ze sobą dobrze dogadywać, a to ważne. To dla mnie coś nowego, mam nadzieję, że będzie dobrze - zaznaczył Murray. Była tenisistka zapewniła, że chce pomóc Szkotowi, ale raczej nie ma zamiaru podróżować z nim przez cały rok. - Oczywiście chodzi o to, żeby wygrać w Wielkim Szlemie. Priorytetem jest obrona tytułu na Wimbledonie - zapewniła Mauresmo.
Szkot trafił do tej samej połówki drabinki, co Novak Djoković, a jego pierwszym rywalem będzie David Goffin. Wyniki z innych turniejów można puścić w niepamięć. Murray na kortach trawiastych, przed własną publicznością, wzniesie się na wyższy poziom, do presji zdążył się już przecież przyzwyczaić.
Jeżeli o Rafaelu Nadalu można mówić, że jest królem kortów ziemnych, tak można było tytułować Szwajcara w przeszłości na kortach trawiastych. Od I rundy turnieju w Halle w 2003 roku aż do finału Wimbledonu w 2008 roku, Federer nie przegrał ani jednego spotkania. Dopiero Hiszpan przerwał jego panowanie, wygrywając po morderczym pięciosetowym boju. Federer wygrał 65 kolejnych spotkań na trawie.
Choć hegemonia szwajcarskiego tenisisty została przerwana, nie powiedział ostatniego słowa. Po tytuły sięgał jeszcze w 2009 i 2012 roku, natomiast przed rokiem dodatkowo zwyciężył w Halle, w tym sezonie ten wyczyn udało mu się powtórzyć.
- W przeszłości, kiedy grałem dobrze w Halle, zazwyczaj wypadałem nieźle w Wimbledonie. To dwa z moich najbardziej udanych turniejów, więc mam nadzieję, że ten tytuł ponownie przyniesie mi szczęście. W poprzednim sezonie nie wyszło, ale ale ta sztuka udała się kilkakrotnie wcześniej. Mam nadzieję, że to będzie powrót do starych, dobrych czasów - przyznał Federer po zwycięstwie w niemieckiej imprezie.
Przed rokiem Szwajcar zakończył start na wimbledońskiej trawie, przegrywając już w II rundzie z Serhijem Stachowskim. W tym sezonie ma szansę na dobry wynik, bo losowanie wygląda całkiem dobrze, a w IV rundzie może trafić na Jerzego Janowicza.
Króla Rolanda Garrosa nie należy nigdy skreślać, choć po ostatnich wynikach na tej nawierzchni może się wydawać, że w trzeciej lewie Wielkiego Szlema ma najmniejsze szanse na tytuł. Nadal na Wimbledonie pięciokrotnie osiągał finał, z czego dwukrotnie sięgał po najcenniejszy laur. Po raz ostatni w decydującym spotkaniu wystąpił w 2011 roku i od tej pory na kortach trawiastych legitymuje się bilansem dwóch zwycięstw i czterech porażek.
Hiszpan po porażce już w pierwszym meczu w Halle z Dustinem Brownem wrócił na Majorkę, by przygotować się do najważniejszej imprezy na kortach trawiastych. - W przeszłości grałem bardzo dobrze na tej nawierzchni - przyznał tenisista. - Nie liczę 2012 roku (przegrał wtedy z Lukasem Rosolem - przyp. red.), bo zmagałem się wtedy z kontuzją kolana. Przed rokiem również próbowałem tu swoich sił, ale nie grałem wystarczająco dobrze. Teraz jest o wiele lepiej - zapewnił Nadal.
Nadal w tegorocznej edycji został rozstawiony z numerem drugim, pomimo że jest liderem rankingu. Turniej rozpocznie od starcia z Martinem Klizanem, a już w II rundzie być może będzie mógł się zrewanżować Lukasowi Rosolowi za porażkę z 2012 roku. W tej samej połówce drabinki są także Szwajcarzy: Roger Federer i Stan Wawrinka.
Tylko raz w turnieju poprzedzającym Wimbledon Nadal sięgnął po tytuł. Miało to miejsce w 2008 roku na kortach Queen's Clubu. Pozostałe występy były nieco słabsze, Hiszpan przygodę kończył najpóźniej w ćwierćfinale. Porażka z Niemcem o jamajskich korzeniach może nie jest dobrym prognostykiem, ale z drugiej strony - jeszcze o niczym nie świadczy. Na Nadalu nie ma presji takiej, jaka towarzyszy mu w Paryżu, a to może być ważnym aspektem.
Czech swoje aspiracje na zwycięstwo w Wimbledonie pokazał w 2010 roku, kiedy osiągnął finał. Choć nie zdołał wygrać seta w starciu z Rafaelem Nadalem, we wcześniejszych rundach odprawił Rogera Federera i Novaka Djokovicia. W tej imprezie nie udało mu się jeszcze pokonać Hiszpana oraz Andy'ego Murraya, ale ze Szkotem nie miał jeszcze okazji mierzyć się na kortach trawiastych.
Berdych grę na tej nawierzchni lubi, choć od sukcesu z 2010 roku najlepszym wynikiem był ćwierćfinał osiągnięty przed rokiem. Czeski zawodnik przed Wimbledonem od dwóch sezonów swoich sił próbuje w Queen's Clubie, tym razem osiągnął ćwierćfinał, ulegając w nim Feliciano Lopezowi.
Czech w jednym z wywiadów przyznał, że czuje się na siłach, by wygrać w Wielkim Szlemie, szczególnie po tym, co stało się w tegorocznym Australian Open. - Stan dał nam wszystkim nadzieję i energię, pokazał, że możliwym jest zwycięstwo w jednym z najważniejszych turniejów. Mam dodatkową motywację do cięższej pracy - przyznał Berdych. Jednym z przykładów dla Czecha jest również Andy Murray, który długo czekał na swój pierwszy wielkoszlemowy skalp.
Niespodzianki są nieodłączną częścią tenisa. Zarówno poprzednia edycja Wimbledonu czy tegoroczne Australian Open pokazały, że "Wielka Czwórka" jest do pokonania.
Niekoniecznie faworyci, ale zawsze groźni
Przed rokiem bohaterami Wimbledonu okazali się Łukasz Kubot i Jerzy Janowicz, rozstrzygając pomiędzy sobą awans do półfinału. W tym roku łodzianin trafił do tej samej ćwiartki z Michałem Przysiężnym, ale Polacy mogą trafić ewentualnie na siebie już w II rundzie.
Nie można zapomnieć o Stanie Wawrince, który zwyciężył niespodziewanie w Melbourne. Choć na Wimbledonie jego najlepszym wynikiem jest IV runda, w Queen's Clubie osiągnął półfinał, a przed rokiem zanotował finał w Den Bosch.
Zwykle na kortach trawiastych groźni są niemieccy tenisiści. Pod nieobecność Tommy'ego Haasa i Floriana Mayera tym razem może być ciężko. Jedynym kandydatem wydaje się Philipp Kohlschreiber, ale przed Wimbledonem dobrze zaprezentował się także Benjamin Becker. W ich przypadku raczej trudno mówić o niespodziance rzędu zwycięstwa w imprezie, ale w wyeliminowaniu wyżej notowanych tenisistów - czemu nie?
Groźny może być także Ernests Gulbis, świeżo upieczony półfinalista Rolanda Garrosa. W jeszcze lepszym położeniu jest Grigor Dimitrow, który zwyciężył w Londynie. Jest jednak powiedzenie "kto wygrywa w Queen's Clubie, nie zdobywa tytułu w Wimbledonie"...
Ze względu na szybką nawierzchnię, nie bez szans pozostają mocno serwujący tenisiści, tacy jak Milos Raonić czy John Isner.