Tokio 2020. Polska - Iran. Nie tak miało być. Pięć setów i niepokojąca porażka Biało-Czerwonych

Nie tak miał się dla Polaków rozpocząć turniej siatkarzy. Ogromne nerwy, gra poniżej oczekiwań i porażka 2:3 z reprezentacją Iranu po dramatycznym tie-breaku. Jeśli Biało-Czerwoni myślą o spełnieniu w Tokio swoich marzeń, muszą grać o wiele lepiej.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Bartosz Kurek (z lewej) PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Bartosz Kurek (z lewej)
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Najdłuższe w historii oczekiwanie na igrzyska, najlepsza drużyna od lat, jaką Polacy wysłali na siatkarski turniej olimpijski, a co za tym idzie największa szansa na medal i największe oczekiwania wobec Biało-Czerwonych. 24 lipca o godzinie 19:40 czasu miejscowego rozpoczął się dla naszych mistrzów świata turniej ich życia. I to od razu od meczu z przeciwnikiem w polskiej siatkówce kultowym - silnym, nieprzewidywalnym i zawsze mocno zmobilizowanym na starcie z zespołem Vitala Heynena Iranem.

W czasie wywoływania zawodników na boisko pierwsze zaskoczenie - Polacy zaczęli bez swojego kapitana. W miejsce Michała Kubiaka od początku zaczął Aleksander Śliwka. Być może dlatego, że w ostatnich dniach treningów był po prostu lepszy, a być może Heynen nie chciał dawać Irańczykom dodatkowej motywacji, bo Kubiak działa na najlepszy zespół Azji jak płachta na byka.

W początkowym fragmencie spotkania widać było wyraźnie, że oba zespoły trzyma jeszcze stres, który w pierwszym meczu na wielkim turnieju zawsze jest duży. I że zarówno Polacy, jak i Irańczycy nie mieli wcześniej ani jednego treningu w pięknej, nowoczesnej Ariake Arenie i potrzebują trochę czasu, zanim oswoją się z obiektem i znajdą punkty odniesienia.

ZOBACZ WIDEO: Niesamowita konkurencja w kolarstwie torowym. "Każdy ruch nogą jest na wagę złota"

Nerwy szybciej opanowali Biało-Czerwoni, którzy w mało efektowny, ale skuteczny sposób, akcja po akcji budowali przewagę. 5:3, 10:7, potem 13:9. Po obu stronach siatki sporo było błędów, nieporozumień, zepsutych zagrywek. Polacy byli jednak trochę skuteczniejsi w ataku, dokładniejsi w obronie, a od czasu do czasu dokładali dobrą akcję w bloku.

Kiedy Mateusz Bieniek zatrzymał na środku Alisghara Mojarada, było 18:14 dla naszej drużyny. Kiedy pojedynczym blokiem na skrzydle na Meisamie Salehim popisał się Bartosz Kurek - 20:15. Kilka minut później MVP mistrzostw świata sprzed trzech lat zagrał pierwszego w tym meczu asa serwisowego i wygrana w pierwszej partii było już bardzo blisko (23:16). Przypieczętował ją Śliwka, atakiem po bloku z lewego skrzydła i to, co zaczęło się nerwowo, skończyło się wysokim i spokojnym zwycięstwem Polaków 25:18.

Pewna wygrana chyba za bardzo uspokoiła nasz zespół, bo w drugiej odsłonie oddali pole rywalom. Irańczycy dwukrotnie wychodzili na dwupunktowe prowadzenie, Polacy dwukrotnie odrabiali je punktowymi zagrywkami (Bieńka i Jakuba Kochanowskiego), ale potem od stanu 7:7 zespół trenera Władimira Alekny zdobył cztery kolejne punkty i odskoczył Biało-Czerwonym.

Tej straty już nie udało się odrobić. Głównie dlatego, że w tym fragmencie spotkania polski zespół pokazywał dużą słabość w serwisie. Nasi zawodnicy albo popełniali błędy, albo zagrywali tak, że irańscy przyjmujący bez problemów dogrywali do swojego rozgrywającego. A stary wyga Marouf już dobrze wiedział, jak wyprowadzić w pole blok mistrzów świata.

W końcówce nadzieję dał Wilfredo Leon, który bombami w swoim stylu wreszcie odrzucił rywali od siatki, ale przy wyniku 20:22 Polacy zmarnowali świetną kontrę i w tym momencie walka o wygraną w zasadzie się skoczyła. Iran wygrał 25:22 i wyrównał stan meczu.

W secie numer trzy Biało-Czerwoni sami zdobyli pierwszy punkt dopiero przy wyniku 5:4 - wcześniejsze cztery "oczka" to same błędy serwisowe Irańczyków. Ten piąty był asem serwisowym Leona, podobnie zresztą jak szósty. Seria gwiazdora polskiej kadry skończyła się na trzech zagrywkach (7:4), ale nie rozpoczęła punktowej ucieczki. Siatkarze z Iranu szybko zmniejszyli różnicę do dwóch punktów, a po przedłużonej akcji i bloku na Kurku, który atakował ze zbyt niskiej i zbyt wąskiej piłki, wyrównali na 14:14. Kolejny blok, tym razem na Piotrze Nowakowskim, dał im prowadzenie 16:15 i obawy o końcowy wynik tego spotkania urosły do niepokojących rozmiarów.

Gdy w końcówce partii Leon nie przebił się przez blok, a Marouf zgarnął piłkę na naszą stronę, Iran wygrywał 21:19, a powtórka scenariusza sprzed pięciu lat, gdy spotkanie tych dwóch drużyn zakończyło się tie-breakiem, stawała się coraz bardziej realna. Potem do remisu znowu doprowadziły serwisy Leona, ale zaraz potem w aut uderzył Śliwka, potem Kochanowski i Polacy przegrywali już 21:24. Tego seta również nie zdołali uratować, tak samo jak w poprzednim skończyło się na 22:25.

W tym momencie stało się już jasne, że jeżeli mistrzowie świata i jedni z głównych kandydatów do złota w Tokio mają ten mecz wygrać, to tylko po tie-breaku. W ich grze musiał jednak nastąpić przełom, drastyczny wzrost poziomu, bo trzecią partię przegrali, mimo że Iran popełnił aż dziewięć błędów w w polu serwisowym. Skuteczność w ataku Biało-Czerwonych, 8/26, wiele jednak wyjaśnia.

Poziom gry Polaków nadal pozostawiał jednak wiele do życzenia. Co prawda na chwilę udało się odskoczyć na dwa punkty (6:4), ale już za chwilę dwa potężne i celne serwisy Milada Ebadipoura dały Irańczykom prowadzenie 8:7.

Tak jak w poprzednich przegranych partiach, na boisku było nerwowo, a nasz zespół nie potrafił przeciągnąć liny na swoją stronę. Punktowa zagrywka Bieńka i wygrana długa akcja dały polskiej ekipie prowadzenie 18:15 i było trochę bliżej tie-breaka, ale miny nasi siatkarze wciąż mieli nietęgie.

Pierwsze z dwóch zadań wykonali. Fabian Drzyzga zaczął opierać grę w ataku w zasadzie tylko na Kurku i Leonie, ale taki wariant się sprawdzał. Biało-Czerwoni wygrali 25:22 i doprowadzili do tie-breaka, który zapowiadał się na wielką wojnę nerwów.

Decydująca partia zaczęła się od błędu Kurka w ataku, potem w aut uderzył Leon i mistrzowie świata przegrywali 2:4. Na szczęście urodzony na Kubie bombardier w kolejnej akcji już się nie pomylił, a że zagrywał w tym meczu dobrze, trzy kolejne akcje wygrali Polacy (5:4).

Od tego momentu inicjatywa była raz po jednej, raz po drugiej stronie. Najpierw 8:7 dla Iranu, potem 9:8 dla Polski i piłka w górze na 10:8. Po chwili Ebadipour trafił serwisem w końcową linię i Iran znów prowadził, 10:9. Duży błąd Meriema Salehiego, który atakując z lewego skrzydła źle uderzył piłkę - Polacy wygrywali 13:12. Autowe zbicie Kurka - Iran prowadził 14:13 i miał meczbola. Nasi zawodnicy obronili tego i jeszcze sześć kolejnych, a przy stanie 19:19 zablokowali Salehiego i sami mieli piłkę na skończenie spotkania. Nie wykorzystali dwóch, a potem Kurek wpadł w blok Iranu i znów trzeba było się bronić przed porażką.

Tym razem już się nie udało. Drzyzga zaryzykował posyłając piłkę do Śliwki, którego Irańczycy z łatwością obronili i skończyli swoją akcję. Polacy przegrali 21:23 i cały mecz 2:3. Nie tak miał się dla nas rozpocząć marsz po olimpijski medal. To dopiero początek tego turnieju jednak styl, w jakim Biało-Czerwoni go zaczęli, musi budzić niepokój.

Olimpijski turniej siatkarzy, grupa A
Polska - Iran 2:3 (25:18, 22:25, 22:25, 25:22, 21:23)

Polska: Fabian Drzyzga, Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Paweł Zatorski (libero) oraz Kamil Semeniuk, Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Piotr Nowakowski.

Iran: Saeid Marouf, Amir Ghafour, Milad Ebadipour, Meisam Salehi, Seyed Mousavi, Alisghar Mojarad, Mahdi Marandi (libero) oraz Saber Kazemi, Javad Karimi, Morteza Sharifi.

Czytaj także:
Tokio 2020. Kolejni rywale polskich siatkarzy w ogromnych tarapatach. "Było wiele cierpienia"
Polska - Japonia: co tam się stało?! Istny horror

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×