Ostatecznie 28-latek wygrał rywalizację podczas Enea 70.3 IRONMAN Poznań (3:39.28), a nad drugim Brytyjczykiem Iestynem Harrettem miał ponad minutę przewagi. Trzeci na metę wpadł Belg Nick Thjis. Tym razem na starcie zabrakło najmocniejszych reprezentantów Polski, a najlepszym z naszych był Michał Grabowski, który finiszował 21 minut po zwycięzcy.
Spore emocje były także w wyścigu kobiet, w którym na metę przybiegły kolejno Holenderka Marlene De Boer (4:05.10), Brytyjka Rebecca Anderburry oraz Niemka Franziska Reng.
- Bawiłem się doskonale. Jeden z moich kolegów doznał w tym roku kontuzji, a ja obiecałem, że pojadę do Poznania za niego i wygram ten wyścig. Rywalizując cały czas powtarzałem sobie "pchaj, pchaj”. Tak naprawdę wszystko poszło zgodnie z moim planem. Rozmawiając dzień przed zawodami z moim trenerem powtarzaliśmy sobie, że nie mogę za mocno rozpocząć pływania. Na rowerze miałem dojechać do czołówki, a to miało dać nam zwycięstwo. Wiedzieliśmy bowiem, że jestem prawdopodobnie zdecydowanie najszybszym biegaczem w stawce - przyznał już na mecie Emil Holm.
ZOBACZ WIDEO: Takiej atmosfery nie ma nigdzie indziej. Wyjątkowo dużo atrakcji na zawodach IRONMAN w Gdyni
Jego triumf był sporym zaskoczeniem, bo zawodnik w tym sezonie nie miał okazji do ścigania się na dystansie połowy Ironmana, gdzie do pokonania jest 1,9 km pływania, 90 km na rowerze oraz 21 km biegu. Jeszcze nieco ponad trzy tygodnie temu Duńczyk był na trasie olimpijskiego triathlonu, który ukończył ostatecznie na 35. miejscu.
- To mój pierwszy start w tym sezonie w zawodach 70.3 Ironman. Przez pierwszą część sezonu przygotowywałem się do igrzysk olimpijskich, wiec wytrzymałość i szybkość budowałem na krótszym dystansie. Teraz musiałem się na nowo przyzwyczajać do pozycji triathlonowej na rowerze i kasku czasowego. To było niesamowite, bo miałem tak naprawdę swój prywatny wyścig i po prostu realizowałem wszystko, co mieliśmy założone przed zawodami. W międzyczasie miałem też czas, by cieszyć się obecnością kibiców - przyznał po zawodach szczęśliwy zawodnik.
Jeszcze większą niespodziankę swoim triumfem sprawiła Marlene De Boer, która normalnie ściga się na dystansie pełnego Ironmana, a do Poznania przyjechała tuż po triumfie w prestiżowych zawodach IRONMAN w Kalmar. W Szwecji zawodniczka przegrała z zaledwie trzema mężczyznami. W Poznaniu pokazała, że tamte zwycięstwo nie było przypadkowe.
- Naprawdę jestem mocno zaskoczona, że poszło mi tutaj aż tak dobrze. Skupiam się na pełnym dystansie, ale postanowiłam wystartować także na połówce w Poznaniu, bo czułam, że ta trasa będzie mi odpowiadać. Naprawdę czuję się, jakby to był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. W ogóle się tego nie spodziewałam. Wyścig został fantastycznie przygotowany. Na trasie czułam się bardzo bezpiecznie, a na rowerze można było jechać naprawdę szybko - przyznała na mecie de Boer.