Zachwycał się nim cały świat, w Polsce zna go niewielu. Historia Jerzego Górskiego inspiracją dla filmowców

East News / Jacek Dominski/REPORTER / Na zdjęciu: Jerzy Górski
East News / Jacek Dominski/REPORTER / Na zdjęciu: Jerzy Górski

Szprycował się heroiną, ale wyszedł z nałogu. Jerzy Górski został legendą triathlonu. Reżyser "Bogów" nakręcił o nim film, który ma prapremierę na festiwalu filmowym w Gdyni. - Życie jak amerykański scenariusz - mówi o nim aktor Arkadiusz Jakubik.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Palkowski, reżyser "Bogów" nakręcił kolejny przejmujący film. Tym razem zainspirowała go historia Jerzego Górskiego. Człowieka, który zachwycił świat, ale w Polsce wciąż pozostaje osobą praktycznie nieznaną. Mistrz świata w wyczerpującym podwójnym triathlonie, legenda tej dyscypliny sportu, która swoje życie dzieli na dwa okresy. Jego historia jest inspiracją dla wielu narkomanów w walce z nałogiem.

- Życie samo napisało taki scenariusz. Może faktycznie jest to dobry temat na film? - pytał w wywiadzie udzielonym naszemu reporterowi w listopadzie 2012 roku. - Docierają do mnie słuchy, że ludzie, którzy zmagają się z różnymi problemami, czerpią z mojej historii. Dodaje im to sił i pomaga pokonywać własne słabości. Gdyby ktoś napisał taki scenariusz i zrealizował film, być może działałoby to jeszcze mocniej - dodał Górski.

Po pięciu latach film powstał. - Jego biografia to samograj, napisany przez życie amerykański scenariusz. To poruszająca historia. Uzależniony facet przez sport wychodzi na ludzi. Cały świat o nim słyszał. A my? Nic, dlatego myślę, że bardzo dobrze, że ten film powstaje - przyznał w wywiadzie dla WP Arkadiusz Jakubik, jeden z aktorów grających w produkcji.

Przełomowym momentem w życiu Górskiego był 1984 rok i poznanie Marka Kotańskiego. Uzależniony od heroiny 29-latek trafił do wrocławskiego Monaru. Jednym z elementów leczenia była aktywność ruchowa. Górski pokonywał małe dystanse, ale wrócił do młodzieńczej pasji - sportu. To wyzwalało u niego endorfiny. Sam mówił, że zaczął nim rządzić nowy nałóg. Narkotyki zamienił na biegi.

ZOBACZ WIDEO Niezwykła przygoda Aleksandra Doby. Stracił łączność ze światem, ratował go grecki statek

Zanim został mistrzem świata w podwójnym ironmanie minęło jeszcze sporo czasu. W 1986 roku - już po zakończeniu leczenia - przejechał rowerem całą Polskę. Właśnie wtedy, w Gdańsku, wziął udział w pierwszym triathlonie. Zawody ukończył, co uznał za sukces. I właśnie wtedy zrodziła się nowa pasja. Chciał wziąć udział w zawodach Ultraman na Hawajach - to był jego najważniejszy cel i największe marzenie. A marzenia się spełnia.

- Od samego początku marzyłem o tym, żeby wystartować w Ultramanie na Hawajach. Ciągle miałem to w głowie, więc całe swoje życie podporządkowałem temu celowi. Dzięki temu miałem olbrzymią motywację do intensywnych treningów. Wiedziałem, że jak człowiek bardzo mocno chce czegoś dokonać, to pokona wszystkie przeciwności losu! Triathlon szybko stał się moją pasją - przyznał Górski.

Jest uczestnikiem legendarnego biegu śmierci. 100 mil w ogromnym upale. - Ostatnie 28 kilometrów przebyłem w 8 godzin i 5 minut. To najlepiej pokazuje, w jakim byłem stanie. Po prostu przemieszczałem się o sztywnych nogach. Z góry schodziłem tyłem, żeby zmniejszyć uczucie bólu. I modliłem się... - mówił Górski. Zawody ukończył na 142. miejscu w czasie 28 godzin, 5 minut i 22 sekund.

Górski zachwycił świat zdobyciem w 1990 roku tytułu mistrza świata w zawodach Double Ironman (7,6 km pływania, 360 km jazdy rowerem, 84 km biegu). Kluczem do sukcesu był rosół z lanymi kluskami, który przygotowała mu amerykańska polonia. - Co kilka minut łykałem go, żeby nie doprowadzić organizmu do głodu - wspominał. Na mecie miał ponad godzinę przewagi nad drugim zawodnikiem. Prawdziwy nokaut.

Był na szczycie, starał się o start w Ultramanie, ale nie dostawał zgody. W 1994 roku na Węgrzech potrącił go samochód. Liczne obrażenia sprawiły, że o bieganiu mógł na jakiś czas zapomnieć. Nawet leżąc pod kroplówką starał się ćwiczyć. Ostatecznie wystartował w zawodach, choć miał niewiele czasu na przygotowania. Ukończył je na odległym miejscu, ale nie wynik był najważniejszy. Był jednym z 27 uczestników biegu, w 31 godzin i 43 minuty przepłynął 10 kilometrów, przejechał na rowerze 425 km (z czego 145 km stanowił podjazd pod wulkan) oraz przebiegł 84 km. Spełnił marzenie. A jeszcze kilkanaście lat temu był uzależniony od narkotyków. Sport dał mu drugie życie.

Źródło artykułu: