Tegoroczny wyścig o Grand Prix Malezji pozostanie na długo w pamięci kibiców. Zaczęło się od konferencji prasowej, na której Valentino Rossi ostro zaatakował Marca Marqueza. Włoch był zdania, iż podczas wcześniejszych zawodów w Australii Hiszpan specjalnie zmieniał tempo jazdy, aby utrudnić Rossiemu walkę z czołówką i w ten sposób pomóc rodakowi Jorge Lorenzo w walce o tytuł mistrzowski.
Drugą odsłonę batalii pomiędzy Rossim a Marquezem zobaczyliśmy na torze. Od startu obaj zawodnicy wyprzedzali się nawzajem, a "Doctor" po raz kolejny miał pretensje do 22-latka o blokowanie na torze. W efekcie na siódmym okrążeniu próbował wypchnąć go na zewnętrzną, ale doprowadził przy tym do jego upadku.
W MotoGP rozpoczęła się prawdziwa wrzawa. Marquez razem z kierownictwem Repsol Honda Team oskarżali Rossiego, iż ten celowo kopnął motocykl Hiszpana i nacisnął w nim hamulec, aby doprowadzić do jego upadku. Honda zapewniała nawet, że może udostępnić dane z telemetrii motocykla mistrza świata z sezonów 2013-2014. "Doctor" bronił się tym, że uderzenie nie było celowe - w ferworze walki noga spadła mu z podnóżka.
Na Rossiego nałożono karę w postaci trzech punktów karnych, co dla niego oznacza start z końca stawki w Walencji. To znacząco utrudnia 36-latkowi walkę o tytuł mistrzowski. Wprawdzie obecnie jest on liderem mistrzostw świata, ale jego przewaga nad Lorenzo wynosi siedem punktów. Jeśli "Por Fuera" wygra w Walencji, a Rossi będzie trzeci, to tytuł zgarnie hiszpański motocyklista. Dlatego Rossi walczył o swoje do samego końca - złożył nawet odwołanie do Trybunału Arbitrażowego ds. Sportu (CAS) w Lozannie. Liczył, że jego kara zostanie zawieszona, a CAS rozpocznie postępowanie w jego sprawie. Wtedy Włoch mógłby odbyć karę dopiero w sezonie 2016. Rumieńców całej sprawie dodał fakt, że CAS dopuszcza udział osób trzecich w postępowaniach i chęć zeznawania przeciwko Rossiemu zgłosił Lorenzo. Jego petycja została jednak odrzucona.
W takiej atmosferze musiałaby się odbyć czwartkowa konferencja prasowa przed wyścigiem o Grand Prix Walencji. Dziennikarze pytaliby o relacje Rossiego z Marquezem, pogorszenie stosunków Rossiego z Lorenzo. Dorobek całego sezonu i niezwykle zacięta rywalizacja Włocha z Hiszpanem zeszłaby na dalszy plan. W tej sytuacji organizatorzy postanowili odwołać konferencję, a w zamian zarządzić spotkanie z Carmelo Ezpeletą. Hiszpan, dowodzący całym cyklem, wyraźnie poprosił zawodników o niekomentowanie wydarzeń z Malezji i nakazał odpowiadać jedynie na pytania dotyczące wyścigu w Walencji.
W tej sytuacji briefingi prasowe kolejnych zawodników nie mogły przynieść nic ciekawego. Motocyklistom wyraźnie zakneblowano usta, więc usłyszeliśmy niezwykle dyplomatyczne wypowiedzi. Lorenzo przeprosił jednak za swoje zachowanie z Malezji, kiedy podczas wręczania nagrody dla Rossiego pokazał kciuka odwróconego w dół. - Żałuję gestu, który wykonałem na podium w Malezji. Przepraszam za to ludzi, którzy widzieli to w telewizji. To nie była sportowa postawa, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy oglądają MotoGP na całym świecie. Poza tym, nie mam nic więcej do powiedzenia - stwierdził Hiszpan.
Po wyścigu na torze Sepang Lorenzo powtarzał, że stracił szacunek do Rossiego za jego zachowanie. - To co powiedziałem w Malezji, powiedziałem w Malezji. Teraz jesteśmy w Walencji i o tym chcę rozmawiać. O piątkowych treningach, o kwalifikacjach, o wyścigu. Może przemówię w poniedziałek, ale teraz wolałbym się skupić o wydarzeniach związanych z torem - stwierdził "Por Fuera".
Po wydarzeniach z Malezji pojawiły się plotki, że ekipa Movistar Yamaha MotoGP może przedwcześnie rozwiązać umowę z Lorenzo. Hiszpan zaprzeczył jednak tym plotkom. - Mam jeszcze rok kontraktu, do tego chcę nadal kontynuować współpracę z Yamahą. Zawsze o tym mówiłem, że chciałbym startować w tym zespole do końca kariery, a nawet później pomagać im w jakimś sposób. Oczywiście, zdarzają się dni niezgody, wtedy dzieją się różne rzeczy, ale potem wszystko wraca do normy. Myślę, że razem z Valentino tworzymy jeden z najlepszych zespołów na świecie - stwierdził.
Później doszło do briefingu Rossiego. Wtedy było już jasne, że CAS odrzucił apelację Włocha i w Walencji czeka go start z końca stawki. - Mogę tylko żałować, że pojechałem szeroko w tamtym zakręcie, że wyjechałem poza normalną linię, ale nie miałem innego wyboru. Jednak nie rozmawiajmy o tym. Skupmy się na weekendzie w Walencji. Start z końca stawki czyni wszystko tutaj bardzo trudnym. Muszę jednak dać z siebie wszystko, być w pełni skoncentrowanym. Chcę być jak najszybszy w niedzielę i zobaczymy co się stanie - powiedział 36-latek.
Włoski motocyklista zapewnił, że pomimo wydarzeń z Malezji nie chce przedwcześnie kończyć kariery. Jego kontrakt z Yamahą obowiązuje do końca sezonu 2016, a Rossi sygnalizował już chęć jego przedłużenia również na rok 2017. - Na pewno moim marzeniem było walczenie o mistrzostwo po bardzo dobrym sezonie. Wolałbym jednak walczyć w normalnych warunkach. Reszta się nie zmienia. Nadal mam pasję do ścigania i przyszłość będzie tak sama. Mam umowę na kolejny rok, zmieni się wiele rzeczy jak opony czy oprogramowanie i być może zmieni się mój poziom konkurencji. Wtedy będę wiedzieć czy zobaczymy się w sezonie 2017 - stwierdził "Doctor".
Marquez na swoim briefingu również chciał zapomnieć o Grand Prix Malezji. - To był jeden z najtrudniejszych tygodni w moim życiu. Starałem się zapomnieć o Malezji, chciałem się skupić w stu procentach na Walencji. To nie było jednak możliwe. Powiedziałem już na Sepang co się wydarzyło z Rossim. Moje odczucia są takie same, ale nie będę tego powtarzać, bo Dorna i FIM kazały nam rozmawiać tylko o czekającym nas wyścigu - postawił sprawę jasno Marquez.
Mistrz świata z sezonów 2013-2014 po raz kolejny nie zgodził się, że w walce o tytuł wspiera któregoś z zawodników. - Zawsze staram się jak najlepiej wykonać swoją pracę. Chcę wygrać dla sponsorów, dla zespołu. Takie miałem podejście w Malezji, tak samo było w Australii czy Japonii. Tak samo będzie w Walencji. Wydarzenia z Malezji były dla mnie trudne. Mam 22 lata i z pewnością bardzo mi pomogą w przyszłości, bo sporo się dzięki temu uczę. Będę kontynuować ten proces nauki i musimy się poprawić w kolejnym sezonie, bo chcę znowu walczyć o mistrzostwo - stwierdził Marquez.
Kibiców MotoGP czekają niezwykle emocjonujące dni. Wprawdzie organizatorzy zakneblowali zawodnikom usta podczas czwartkowych wypowiedzi dla prasy, ale z pewnością Lorenzo, Rossi i Marquez będą chcieli udowodnić swoje na torze. Jedno jest pewne - w niedzielę poznamy nowego mistrza świata, a w poniedziałek możemy być świadkami kolejnej afery. Wszystko zależy od tego czy Lorenzo dotrzyma słowa i przedstawi swój punkt widzenia na ostatnie wydarzenia po zakończeniu sezonu.