Cisza przed burzą w MotoGP?
MotoGP nie radzi sobie najlepiej z kryzysem wizerunkowym po Grand Prix Malezji. Najlepszym tego przykładem jest odwołanie konferencji prasowej w Walencji, a następnie wezwanie zawodników na dywanik dyrektora Carmelo Ezpelety.
Tegoroczny wyścig o Grand Prix Malezji pozostanie na długo w pamięci kibiców. Zaczęło się od konferencji prasowej, na której Valentino Rossi ostro zaatakował Marca Marqueza. Włoch był zdania, iż podczas wcześniejszych zawodów w Australii Hiszpan specjalnie zmieniał tempo jazdy, aby utrudnić Rossiemu walkę z czołówką i w ten sposób pomóc rodakowi Jorge Lorenzo w walce o tytuł mistrzowski.
Drugą odsłonę batalii pomiędzy Rossim a Marquezem zobaczyliśmy na torze. Od startu obaj zawodnicy wyprzedzali się nawzajem, a "Doctor" po raz kolejny miał pretensje do 22-latka o blokowanie na torze. W efekcie na siódmym okrążeniu próbował wypchnąć go na zewnętrzną, ale doprowadził przy tym do jego upadku.
W takiej atmosferze musiałaby się odbyć czwartkowa konferencja prasowa przed wyścigiem o Grand Prix Walencji. Dziennikarze pytaliby o relacje Rossiego z Marquezem, pogorszenie stosunków Rossiego z Lorenzo. Dorobek całego sezonu i niezwykle zacięta rywalizacja Włocha z Hiszpanem zeszłaby na dalszy plan. W tej sytuacji organizatorzy postanowili odwołać konferencję, a w zamian zarządzić spotkanie z Carmelo Ezpeletą. Hiszpan, dowodzący całym cyklem, wyraźnie poprosił zawodników o niekomentowanie wydarzeń z Malezji i nakazał odpowiadać jedynie na pytania dotyczące wyścigu w Walencji.
W tej sytuacji briefingi prasowe kolejnych zawodników nie mogły przynieść nic ciekawego. Motocyklistom wyraźnie zakneblowano usta, więc usłyszeliśmy niezwykle dyplomatyczne wypowiedzi. Lorenzo przeprosił jednak za swoje zachowanie z Malezji, kiedy podczas wręczania nagrody dla Rossiego pokazał kciuka odwróconego w dół. - Żałuję gestu, który wykonałem na podium w Malezji. Przepraszam za to ludzi, którzy widzieli to w telewizji. To nie była sportowa postawa, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy oglądają MotoGP na całym świecie. Poza tym, nie mam nic więcej do powiedzenia - stwierdził Hiszpan.
Po wyścigu na torze Sepang Lorenzo powtarzał, że stracił szacunek do Rossiego za jego zachowanie. - To co powiedziałem w Malezji, powiedziałem w Malezji. Teraz jesteśmy w Walencji i o tym chcę rozmawiać. O piątkowych treningach, o kwalifikacjach, o wyścigu. Może przemówię w poniedziałek, ale teraz wolałbym się skupić o wydarzeniach związanych z torem - stwierdził "Por Fuera".
Włoski motocyklista zapewnił, że pomimo wydarzeń z Malezji nie chce przedwcześnie kończyć kariery. Jego kontrakt z Yamahą obowiązuje do końca sezonu 2016, a Rossi sygnalizował już chęć jego przedłużenia również na rok 2017. - Na pewno moim marzeniem było walczenie o mistrzostwo po bardzo dobrym sezonie. Wolałbym jednak walczyć w normalnych warunkach. Reszta się nie zmienia. Nadal mam pasję do ścigania i przyszłość będzie tak sama. Mam umowę na kolejny rok, zmieni się wiele rzeczy jak opony czy oprogramowanie i być może zmieni się mój poziom konkurencji. Wtedy będę wiedzieć czy zobaczymy się w sezonie 2017 - stwierdził "Doctor".
Marquez na swoim briefingu również chciał zapomnieć o Grand Prix Malezji. - To był jeden z najtrudniejszych tygodni w moim życiu. Starałem się zapomnieć o Malezji, chciałem się skupić w stu procentach na Walencji. To nie było jednak możliwe. Powiedziałem już na Sepang co się wydarzyło z Rossim. Moje odczucia są takie same, ale nie będę tego powtarzać, bo Dorna i FIM kazały nam rozmawiać tylko o czekającym nas wyścigu - postawił sprawę jasno Marquez.Kibiców MotoGP czekają niezwykle emocjonujące dni. Wprawdzie organizatorzy zakneblowali zawodnikom usta podczas czwartkowych wypowiedzi dla prasy, ale z pewnością Lorenzo, Rossi i Marquez będą chcieli udowodnić swoje na torze. Jedno jest pewne - w niedzielę poznamy nowego mistrza świata, a w poniedziałek możemy być świadkami kolejnej afery. Wszystko zależy od tego czy Lorenzo dotrzyma słowa i przedstawi swój punkt widzenia na ostatnie wydarzenia po zakończeniu sezonu.