Tragedie połączyły rodziny Marco Simoncellego i Luisa Saloma

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera

Do wypadku Marco Simoncellego doszło w niedzielę. Wyścig został przerwany, a w obliczu śmierci Włocha, Grand Prix Malezji odwołano. W Barcelonie było inaczej Do tragicznych wydarzeń z udziałem Luisa Saloma doszło już podczas piątkowych treningów. Gdyby zawody kontynuowano, motocykliści musieliby przez dwa dni rywalizować na torze, a gdzieś w tyle głowy pozostawałaby myśl o śmierci Saloma. Ostatecznie, decyzję w sprawie dalszego rozgrywania Grand Prix Katalonii, oddano w ręce rodziny 24-latka. Rodzice "El Mexicano" uznali, że wolą ich syna byłoby, aby imprezy nie odwołano.

- Moja żona zawsze powtarza, że każdy z nas ma zapisaną swoją historię. Cokolwiek będziesz robić, w końcu nadejdzie twój czas i nie zmienisz swojego przeznaczenia. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Żona mówi, że gdyby Marco był murarzem, to pewnie tego dnia spadłby z rusztowania - dodaje Simoncelli.

W piątek zawodnicy przystąpili do rozmów z Komisją Bezpieczeństwa i ustalili zmianę nitki toru. W feralnym dwunastym zakręcie, bandy są bardzo blisko. Nie można ich przesunąć, bo zaraz za bandami wybudowane są trybuny dla kibiców. Do tego pobocze toru jest w tym miejscu wyasfaltowane, więc upadający zawodnik nie ma gdzie wytrącić prędkości. W efekcie w zakręcie dwunastym wprowadzono szykanę, dzięki której zawodnicy pokonywali wolniej ten fragment toru.

- Rodzice Luisa muszą się zmierzyć z tą tragedią. Mnie spotkało to samo, jako rodzic musiałem grzebać własne dziecko. To jest najgorsza rzecz. To jest ogromna niesprawiedliwość. To jest ból, który nigdy nie odejdzie, boli cię o każdej porze dnia. Kiedy umiera ci syn, nie ma nic do powiedzenia. Wskazana jest cisza - mówi Paolo Simoncelli.

Uroczystości pogrzebowe Luisa Saloma odbędą się w środowy wieczór na Majorce, z której pochodził 24-latek. Rodzina spodziewa się tłumów - motocykliści i fani MotoGP z Hiszpanii będą chcieli oddać ostatni hołd "El Mexicano". Dlatego część ulic w środę zostanie wyłączona z ruchu, po to aby zrobić miejsce dla motocykli, a następnie konduktu żałobnego.

- Luisa znałem bardzo dobrze. Gdybym miał możliwość porozmawiania z matką Luisa, zapytałbym ją o jedną rzecz. Czy gdyby miała możliwość spojrzenia w oczy Luisa przed jego ostatnim wyjazdem na tor, czy zobaczyłaby w nich szczęście? Jeśli tak, jeśli Luis był szczęśliwy i miał satysfakcję ze ścigania, to nie można mieć żalu i pretensji. To było jego życie. To jest niesprawiedliwe, że ktoś tak młody odchodzi z tego świata. Jednak często z żoną powtarzamy sobie, że Marco to kochał i chciał to robić - apeluje Paolo Simoncellego.

Wypowiedzi Paolo Simoncellego pochodzą z wywiadów dla dzienników "Gazetta dello Sport" i "La Repubblica".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×