W zeszłym roku Aprilia powróciła do rywalizacji w MotoGP i bardzo liczyła na pomoc Marco Melandriego. Wcześniej Włoch bronił barw tej ekipy w World Superbike i jako zawodnik z ogromnym doświadczeniem miał pomóc w rozwoju motocykla. Tymczasem włoski motocyklista notorycznie kończył wyścigi na ostatniej pozycji i narzekał na pracę maszyny. W efekcie w połowie sezonu kontrakt zerwano.
W przyszłym sezonie Melandriego ponownie zobaczymy w mistrzostwach świata. Jednak tym razem w WSBK - włoski motocyklista podpisał kontrakt z fabrycznym zespołem Ducati. - Z jednej strony, to ogromne szczęście. Z drugiej, otrzymam motocykl i zespół ze ścisłej czołówki. Trudno mi uwierzyć, że po raz kolejny otrzymałem taką szansę. Nie mogłem z niej zrezygnować. Chcę dalej się ścigać i mój głód jazdy jest większy niż poprzednio. Gdy byłem poza światem wyścigów, starałem się poprawić własne słabości, aby uzyskiwać wyniki lepsze niż kiedykolwiek - powiedział doświadczony Włoch.
Zawodnik z numerem "33" nie ukrywa, że od pewnego czasu przygotowywał się do powrotu do WSBK. - Zimą sporo trenowałem na motocrossie. Jednak, kiedy dowiedziałem się, że jest możliwość powrotu do WSBK, to zmniejszyłem ilość treningów. To jest ryzykowna zabawa i nie chciałem jakiejś kontuzji. Dodałem do mojego harmonogramu ćwiczenia na siłowni, zacząłem jeździć na rowerze - dodał Włoch.
Melandri w ekipie Ducati zastąpi Davide Giugliano, który nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Liderem włoskiej ekipy ma być Chaz Davies. - Negocjacje poszły gładko. Po prostu powiedziałem "tak". Dla mnie priorytetem było, aby dostać konkurencyjny motocykl od topowego teamu. Ducati takim jest, więc szybko się dogadaliśmy. Menedżer zespołu zna mnie bardzo dobrze, bo pracowaliśmy już wspólnie - podsumował.