Zespół AF Corse ruszał do 6h Imola z drugiego miejsca i przez sporą część dystansu utrzymywał lokatę zaraz za liderem. Sytuacja skomplikowała się w połowie wyścigu, gdy przedłużył się pit-stop związany z wymianą kierowcy i opon - do kokpitu Ferrari wsiadał wtedy Robert Kubica. Równocześnie włoskiej ekipie przeszkodziła jedna z neutralizacji. Polak powrócił na tor w okolicach szóstej pozycji.
Na dziesięć minut przed końcem wyścigu Kubica był nawet liderem stawki WEC, ale okazało się, że 40-latek nie dojedzie na oparach paliwa do mety. Krakowianin musiał zjechać na szybkie tankowanie i wrócił do rywalizacji jako czwarty. Na takiej pozycji dojechał też do mety.
ZOBACZ WIDEO: Co z nowymi lokalizacjami w Grand Prix? Działacz wyjaśnia
- To był skomplikowany wyścig. Nawet nie wiem, jak podsumować to, co się wydarzyło. Muszę jeszcze raz sprawdzić kilka danych. Chcieliśmy dojechać do mety na drugim miejscu, ale skończyliśmy na czwartym, tracąc po drodze dwie lokaty. Musimy zrozumieć, dlaczego tak się stało - powiedział Kubica po 6h Imola.
- Daliśmy z siebie wszystko. Chłopacy z zespołu spisywali się bardzo dobrze przez cały weekend. Dziękuję im za ciężką pracę. Zwłaszcza po sobotniej awarii silnika. Mamy dobry zespół. Musimy tylko zoptymalizować kilka rzeczy - dodał polski kierowca.
Phil Hanson, który rozpoczynał rywalizację za kierownicą Ferrari oznaczonego numerem 83, przyznał po przekroczeniu mety, że "realizacja wyścigu nie była idealna", a ekipa "być może pominęła kilka kwestii w strategii". - Trudno jednak było przewidzieć te wszystkie neutralizacje. Myślę, że niektórzy zyskali nad nami przewagę dzięki większej prędkości i jeździe w czystym powietrzu - ocenił Brytyjczyk.
- Neutralizacja w samej końcówce zmieniłaby wszystko i mielibyśmy drugie miejsce, ale niestety do niej nie doszło. To był jednak mocny weekend dla wszystkich samochodów Ferrari. Mieliśmy pole position, trzy Ferrari dyktowały tempo, a zasłużone zwycięstwo odniosła załoga numer 51. To wiele znaczy dla każdego w AF Corse - dodał Hanson.
Bardzo krótki przejazd zaliczył Yifei Ye, który jako drugi wsiadł do kokpitu Ferrari 499P. Chińczyk uniknął poważniejszych błędów i oddawał auto Robertowi Kubicy, gdy wydawało się, że podium dla AF Corse jest formalnością. - Niewiele nam zabrakło. Musimy przeanalizować, co mogliśmy zrobić lepiej. Mimo wszystko był to świetny dzień dla Ferrari numer 51, które odniosło domowe zwycięstwo. Mam nadzieję, że w kolejnym wyścigu pójdzie nam lepiej - podsumował Ye.