Robert Kubica mógł wygrać 24h Le Mans już w 2021 roku, ale w niższej klasie (LMP2). Wówczas awaria samochodu na ostatnim okrążeniu odebrała polskiemu kierowcy szansę na zapisanie się w historii. Tym razem krakowianin pojechał kapitalny wyścig, uniknął błędów i zwyciężył francuski klasyk w najwyższej kategorii (Hypercar).
- Jestem szczęśliwy. Wygranie 24h Le Mans to zawsze coś szczególnego, jeden z najtrudniejszych wyścigów na świecie. Już kilka lat temu byłem bliski tego uczucia, ale na ostatnim okrążeniu straciliśmy zwycięstwo w LMP2. Wygrana w Hypercarach smakuje jeszcze lepiej - powiedział Kubica w pierwszym telewizyjnym wywiadzie po zwycięstwie.
ZOBACZ WIDEO: Kiełbasa z grilla u Zmarzlika. Historia wielkiej znajomości z mistrzem świata
- Zrobiliśmy wszystko, aby wygrać. Byliśmy skupieni, dbaliśmy o auto, wiedzieliśmy kiedy naciskać. Jestem zadowolony z postawy zespołu. Zasługi należą się też Ferrari, które wygrało 24h Le Mans po raz trzeci z rzędu - dodał Kubica.
Zespół AF Corse rozpoczynał rywalizację w tegorocznym 24h Le Mans z dwunastego miejsca. Jednak bardzo szybko okazało się, że tempo samochodu Ferrari 499P pozwala myśleć Kubicy i jego zespołowym kolegom o końcowym sukcesie. To właśnie 40-latek wykonał tytaniczną pracę na torze Circuit de la Sarthe.
Kubica wyprowadził samochód numer 83 na prowadzenie w godzinach nocnych, przedzierając się aż z dwunastej pozycji. Zanotował też świetny przejazd o poranku, gdy krytykował strategię Ferrari, które próbowało doprowadzić do sukcesu jednej z fabrycznych załóg.
Włosi w 24h Le Mans mieli łącznie trzy samochody. Oznaczone numerami 50 i 51 miały wyższy priorytet, gdyż punktujące one do klasyfikacji generalnej długodystansowych mistrzostw świata WEC. Tymczasem Kubica reprezentuje prywatną załogę numer 83, której punkty nie zliczają się do "generalki".
Prywatne załogi bardzo rzadko zwyciężają 24h Le Mans, co tym bardziej podkreśla skalę niedzielnego sukcesu Roberta Kubicy i jego partnerów z AF Corse - Yifei Ye oraz Phila Hansona.