Robert Kubica zapisał się w historii sportów motorowych. W niedzielę polski kierowca wraz z zespołem AF Corse wygrał 24h Le Mans - najbardziej prestiżowy wyścig na świecie. Razem z 40-lakiem zwycięską załogę numer 83 tworzyli Yifei Ye oraz Phil Hanson. W długodystansowych mistrzostwach świata WEC na sukces pracuje cała ekipa, ale bez Kubicy nie byłoby historycznego triumfu włoskiej stajni.
Rywalizacja na Circuit de la Sarthe trwała ponad dobę. W tym czasie zwycięska załoga pokonała aż 387 okrążeń francuskiego toru. Tyle że Kubica zapisał na swoim koncie aż 166 z nich. To oznacza, że Polak pokonał 43 proc. całego dystansu - najwięcej w szeregach AF Corse. Ye i Hanson zgromadzili łącznie 221 "kółek".
ZOBACZ WIDEO: Kiełbasa z grilla u Zmarzlika. Historia wielkiej znajomości z mistrzem świata
- Czy jesteś w stanie przejechać kolejne trzy zmiany z rzędu na nowych oponach? - zapytał inżynier Kubicy w końcowej fazie wyścigu. - Nie ma szans. Nie wygramy tego - odpowiedział mu Polak, który ostatecznie dał się przekonać do pokonania sześciu kolejnych przejazdów.
Efekt? Kubica na mecie był wycieńczony, bo pokonał aż 59 okrążeń z rzędu, co zwykle w realiach 24h Le Mans się nie zdarza. Jak zauważył dziennikarz Sam Smith, polski kierowca najpewniej był pozbawiony picia, bo nikt nie przewiduje pokonania takiego dystansu, a trakcie pit-stopów nie uzupełnia się zbiornika z napojem.
"Kubica! To jeden z najbardziej zdumiewających występów kierowcy w historii 24h Le Mans" - napisał Sam Smith w mediach społecznościowych. Brytyjczyk stwierdził, że w niedzielę zobaczyliśmy "absolutnie paranormalne rzeczy od wielkiego Polaka". "Był niesamowity" - podsumował.